Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Krzychu22 z miasteczka Dąbrowa Górnicza . Mam przejechane 50025.66 kilometrów w tym 17793.68 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 18.19 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

2024 button stats bikestats.pl 2023 button stats bikestats.pl 2022 button stats bikestats.pl 2021 button stats bikestats.pl 2020 button stats bikestats.pl 2019 button stats bikestats.pl 2018 button stats bikestats.pl 2017 button stats bikestats.pl 2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl 2011 button stats bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

ENDURance trip

Dystans całkowity:4728.73 km (w terenie 3563.80 km; 75.36%)
Czas w ruchu:418:21
Średnia prędkość:11.30 km/h
Suma podjazdów:110057 m
Suma kalorii:1220 kcal
Liczba aktywności:115
Średnio na aktywność:41.12 km i 3h 38m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
80.57 km 68.00 km teren
06:09 h 13.10 km/h:
Podjazdy: m

Skrzyczna pod znakiem czerwonego szlaku, ostra męczarnia

Piątek, 27 lipca 2012 · dodano: 29.07.2012 | Komentarze 1

Dzisiejszy wypad był solo. Krzychu ma praktyki innych chętnych raczej nie było więc rana sam ruszam do Sosnowca na pociąg. W pociągu pusto. Po długiej monotonnej jeździe docieram do Ustronia Polana.

Po wysiadce wyciągam mapę i patrze gdzie tu jechać. Wstępny pomysł jest, jadę zielonym szlakiem na Orłowa. Szlak idealny do podjeżdżania, wszystko w siodle, a po drodze pysze jarzyny. Oczywiście nie brakowało pięknych widoków.

W drodzę na Orłową © Krzychu22

Dalej jadę niebieskim na Świniorkę. Ten docinek to już jest pierwszy trip w góry razem z Krzychem. Koło Chaty na Orłowej tak samo jak wtedy mylę drogę i muszę się wracać. Miejscami trochę pchania ale i tak większość w siodle, oczywiście widoki przepiękne.

Na niebieskim szlaku © Krzychu22

Dalsza droga to liczne zjazdy i podjazdy ale wszystko w siodle. Przez Trzema Kopcami robię sobie przerwę w krzakach malin. Spędziłem tam trochę czasu i jadę na szczyt. Tam konsumuje trochę cukrów i ruszam dalej żółtym na Smerkowiec przez Gościejów. Ogólnie bardzo dobrze się jedzie trochę duszno ale na szczęście są chmury które od czasu do czasu wyłączają światło. Za Smerkowca jadę przez pechowy zjazd na Jaworzyne ale tym razem bez latanie i nieco wolniej, to wszystko jest spowodowane brakiem zapasowej dętki i chyba nie do końca sprawnej pompki. Kolejny cel to Salmopol, tam niestety jest tylko wypych, sprawnie mi to poszło i na trawce zasłużony dłuższy odpoczynek. Zjadłem bułę i kieruje się na Malinów czerwonym szlakiem. Tam też za wiele jazdy nie było. W zamian piękne widoki.

Widoczki z czerwonego szlaku © Krzychu22

Dalej już jest lepiej da się jechać. Kolejny szczyt to Malinowska skała. Po drodze spotykam piechurów który są bardzo zaskoczenie że TdP tędy jeździ, było ta na podjeździe więc nic nie odpowiadałem, dalej robiłem swoje. Na szczycie mały popas i smarowanie łańcucha.

Teraz zmieniam szlak na zielony i kieruje się na Skrzyczne przez Kopę Skrzyczeńską i Małe Skrzyczne. Zaraz jest techniczny zjazd a dalej to spokojne zjazdy i średnio wymagające podjazdy. Ten odcinek zawsze robiłem w drugą stronę czyli w dół teraz jechałem wolniej to i widoki były inne.

Zielony na Skrzyczne © Krzychu22


Po lewej Malinowska Skała © Krzychu22

Cisnę dalej spotykam kilku piechurów który pytają się czy jadę na 1x1 nie wiem czy też jeżdżą szczególnie że pytała kobieta. Już prawie prawie...

Prawie Skrzyczne © Krzychu22

Na szczycie postój. Trzeba coś zjeść i odpocząć przed rekomendowanym zjazdem przez Mr.Kure. Chwilę posiedziałem i ruszam żeby znaleźć najpierw zielony szlak którym dojadę do czerwonego. Początek szybki z niewielką ilością kamieni. Dalej robi się już ciekawiej. A najlepiej zaczyna się wraz z pojawieniem czerwonych znaczków na drzewach. Trochę ludzi chodziło ale robili mi miejsce szczególnie jak ratowałem się jedną nogą uniesioną gdzieś w górę i jak przeleciałem przez jakiegoś iglaka to wszyscy spirdzielali mi z drogi:). Szlak robi się bardzo techniczny, duże kamienie, prawie telewizory ale jakoś jadę w dół. Najgorszy był nawrót o 180* trzeba było bardzo wolno jechać i trzymać się wiatru. Tam robię mały postój bo ręce i nogi zaczynają boleć. Trzeba było sie bardzo napinać aby nie wylądować o tam

Tam w dole wszysko sie może skończyć © Krzychu22

Dalsza część szlaku wyglądała tak

Czerwony ze Skrzycznego © Krzychu22

Jakiś pan pytał mi się czy nie boje się ty zjeżdżać odpowiedziałem że nie ma się czego bać i pognałem w dół.

Widoczki pasowały idealnie do szlaku równie piękne jak sama trasa

Widoki z czerwonego © Krzychu22

A tak wyglądał zjazd

Czerwono zjazdowo © Krzychu22

Dalsza cześć szlaku zrobiła się mega techniczna, momentami sam się dziwiłem jak ja to zjechałem, może na farcie. Pełnio korzeni, kamieni dosyć stromo i na dodatek śliskie igły. Dojeżdżam do miejsca gdzie można by zrobić piękna sesje foto.

Giant na kamulcach © Krzychu22

Troche skałek © Krzychu22


Dalej robi się bardzo szybki singiel nad przepaścią. Miejscami wyryte koryta przez wodę które trochę zwalniają, gdzie nie gdzie porobione są kładki. Takim sposobem zaliczam 40 minutowy zjazd do Szczyrku. Dalej odwiedzam sklep, kupuje zimna wodę i leszka na orzeźwienie. Jestem dumny bo udało mi się przejechać ten szlak w 99,5% w siodle, no dobra za siodłem:).

Dalej muszę się dostać do Jaworza, mogę jechać asfaltem ale po co mam czas i siły uderzam na Klimczok. Ze szczyrku kieruje się na niebieski szlak, początek asfaltowy. Tak dobrze mi się jedzie że przegapiam skręt i docieram do zielonego szlaku. Kontroluje mapę i zielonym też dojadę no to cisnę pod górę. Podjazd masakra. Miejscami myślałem że mi nowi odpadną, jakoś dałem radę. W cieniu przerwa na browca i szybka relacje Krzychowi co traci. Dalej to większość wypych. Dalej zmieniam szlak na niebieski gdzie również wypych. Tam zaliczam glebę, tylko nie wiem czy mam ją zaliczać do gleb rowerowych. Mianowice mocno zmęczony pcham rower po górę. Zahaczam nogą o jakiś patyk i leżę, głowa w dół na plecaku jak żółw, na dodatek przygniata mnie rower. Leże chwile i zbieram siły na oderwanie się od gleby co nie było takie łatwe. Wstaje kontroluje siebie i boli trochę łokieć i kolano, nie wspominam że byłem cały spocony i oblepiłem się cały ziemią. Docieram w wielkim zmęczeniu na Klimczok. Tam dłuższa przerwa na popas.

Dalej kieruje się na Trzy Kopce, Stołów, Błatnie, Siodło pod Przykrą i Jaworze, wszystko żółtym szlakiem. Szlak ogólnie przyjemny, wszystko w siodle jest tylko kawałek dosłownie 7 metrów gdzie trzeba popchać. Ogólnie przewaga zjazdów. Widok przepiękne.
Gdzieś w okolicy Błatniej © Krzychu22

Betony przy Błatniej © Krzychu22

Dalej to piekielnie szybki zjazd, nie wiem jakie były prędkości ale jechało się super widoki też były.

Na żółtym z Błatniej © Krzychu22

Dojechałem do zabudowań i teraz zaczyna się szukanie drogi do domu. Po chwili błądzenie docieram to trochę znanych miejsc i przy pomocy mapy koło ratusza docieram do domu. Niestety wujek jeszcze nie dojechał. Polecił mi abym się wybrał na zaporę na rzecze Wapienica. Zapora nie duża ale jest. Chwilę posiedziałem i wracam pod dom gdzie czekam na wujka. Posiedziałem sobie i dojadłem resztki z plecaka.

Wyprawa super czuć to przewyższenia w nogach, szkoda że solo ale i tak było warto.

Dane wyjazdu:
83.81 km 45.00 km teren
05:54 h 14.21 km/h:
Podjazdy: m

Szyndzielnia, Klimczok, Salmopol, Brenna, Równica czyli po kapciu i w babę

Niedziela, 22 lipca 2012 · dodano: 25.07.2012 | Komentarze 0

Dzisiejszy dzień zaczął się od punktualnego wstanie i szybkim ogarnieniu spraw przedwyjazdowych. Dzieki temu wysuszyłem 15 min wcześniej ajk ostatnio i mogłem spokojnie jechać do Mysłowic na Spotkanie z Krzychem. Droga najkrótsza i najszybsza czyli Klimontów, Dańdówka, Niwka. Na prostej wyprzedza mnie biker którego wykorzystuje jako lokomotywę. Przed rondem na Niwce wymięka to go wyprzedziłem. Dalej razem z Krzychem do Piotrowic na dworzec PKP. Wsiadamy i jedziemy do Bielska.

W Bielsku ogarniamy gdzie jest jakiś sklep a przy okazji początek zółtego szlaku którym mamy wjechać na Szyndzielnię. Zawijamy do Żabki gdzie Krzychu robi zakupy. W między czasie przejeżdżają wojskowe Hummery. Później z problemami ze z łapaniem sygnału na mapie udaje nam się odnaleźć żółty szlak.

Zaczynami się wspinać. Początek stromy ale wszystko w siodle. Niestety dalej już są kamienie czyli jest też wypych. Nagle słyszymy wybuchy, strzały i inne dziwne odgłosy. Myśleliśmy że to fajerwerki ale przecież widno, ja postawiłem na jakieś rekonstrukcje bitwy albo jakieś pokazy wojskowe. Grzejemy dalej. Miejscami trochę zjazdu al gównie pod górę. Trafiamy na wycinkę która przeprowadzają idealnie na szlaku. Przedarliśmy się przez powalone drzewa i jedziemy dalej. Po drodze spotykamy kilka osób które schodzą na dół. Krzychu ma ważną potrzebę więc przyspieszamy dojazd do schroniska. Ostatni odcinek szlaku to wypych stromo i jeszcze luźne kamienie to za dużo. Pod schroniskiem robimy mały popas, reguluje tylny hamulec a Krzychu robi co do niego należny a później też je. Pogoda nie jest za łaskawa na podjazdach gorąco na zjazdach lodowaty wiat.

Dalej jedziemy na Klimczok. Pierwotnie mieliśmy od razu jechać czerwonym ale Krzychu chciał wjechać na szczyt Klimczoka.

Podjazd na Klimczok © Krzychu22

Wyjazd przebiega sprawnie i już jesteśmy na szczycie. Widoki piękne choć pogoda nie najlepsza.

Krzyś na szczycie © Krzychu22

Dalej to co lubimy najbardziej, zjazd czerwonym na Salmopol. Początek jest spoko dalej robi się bardzo techniczny singielek. Znamy ten szlak ale w drugą stronę jest znacznie gorszy. W pewnym momencie widać już Skrzyczne gdzie mieliśmy być.
Skrzyczne © Krzychu22


Bardzo sprawnie nam idzie zajazd po super singlach do czasu aż łapie snejka, nie ma wyprawy bez snejka. Szybko staram się załatać dętkę i w dalsza trochę już trochę spokojnej.

Czerwony z Klimczoka © Krzychu22

Pod Chatą Wuja Toma wyjmujemy mapę i sprawdzamy gdzie to w ogóle mieliśmy jechać. Postanowiliśmy zjechać do Brennej i wjechać na Równice. Szybko coś zjedliśmy i ruszamy dalej czerwonym do skrzyżowania z Czarnym do Brennej. Przed zmiana szlaku postój i większy popas.

Nasze sprzęty © Krzychu22

Zaczyna się zjazd grzejemy dosyć mocno bo warunki ku temu sprzyjają. Na polanie robimy mały postój trochę zjedliśmy i jazda dalej.

Polana na czarnym szlaku © Krzychu22

Cały czas praktycznie w dół. Je jak zwykle na przodzie. Zatrzymuje się i czekam i czekam Krzyska nie ma i lipa czy się wyjebał czy pomylił drogę. Dzwonie ma snejka, no to nawrót i pod górę.

Gdzieś na czarnym szlaku © Krzychu22

Dalsza cześć zjazdu przebiegła bez większych przygód.

W Brennej podejmujemy szybką decyzje że jedziemy na Równice. Odnajdujemy zielony szlaki i ciśniemy w górę. Początek spoko, Dojeżdżamy do jeżyn gdzie trochę się posilamy i dalej w górę. Szlak miejscami dawał w kość, stromo ślisko i jeszcze te kamienie. Mimo to większość w siodle. Docieramy do niebieskiego którym wjeżdżamy na Równice. Zaraz przed schroniskiem był zjazd gdzie pozwoliłem sobie na więcej, czekam przed asfaltowym podjazdem pod schronisko na Krzycha. On dojeżdża do mnie i chce się ścigać pod gore. Ma przewagę ale udaje mi się go dogonić i na ostatni metrach wyprzedziłem go. Wszyscy się dziwnie patrzyli. Później Krzysiek pyta się mnie czy ostatni odcinek jechałem szybko no trochę szybko bo ktoś się go pytał co tak wolno:). Siadamy na polanie, jemy, podziwiamy widoki i jak to zwykle cały czas się śmiejemy.

Krzychu i jego pełny brzuch © Krzychu22

Zaczyna się zjazd. Zjazd znany ale z drugiej strony. Jak się okazuje super zjazd, do czasu. Ja jadę pierwszy, mam ochotę pocisnąć na maksa, no to pełna moc na piecu i w dól. Trochę ludzi jest na szlaku ale da się wymijać. W ostatniej wazie zjazdu idzie kobieta i jakiś facet środkiem szlaku. Już obmyśliłem jak ich wyminę boczkiem z prawej strony. Koleś krzyknął uważaj i kobieta na niesamowitym sprincie wskoczyła mi pod koło. Białe do wyboru hamować i może się uda albo odbić gdzieś, cholera wie gdzie. Odruchowo dupa za siodło i pełna moc na hample. Na szczęście Avidy mnie nie zawiodły i zatrzymałem się jakieś10 cm przed nogami kobiety. Najbardziej zaskoczyła mnie reakcja tego faceta, powiedział spokojnym ale to bardzo spokojnym i opanowanym głosem powoli spokojni myślałem że padnę jak to usłyszałem, nie wiem czy to było do mnie czy do kobiety.

Dalej już be szaleństw brukiem zjeżdżamy na dworzec. Mamy sporo czasu no to do sklepu na zasłużone piwo. Jedno na miejscu drugie miało być w pociągu, ale...

W pociągu masakryczny ścisk, rowery stawiamy gdzie tylko się da. Spotykamy tam zjazdowców z Pszczyny. Pogadaliśmy pożartowaliśmy i droga szybciej zleciała. Pociąg którym jechaliśmy jechał do Częstochowy więc będzie jechał przez Dąbrowę i Sosnowiec, no to dlaczego mam nie mieć bliżej do domu ja kupuje bilet do sosnowca, Krzychu też jedzie ze mną. W Sosnowcu wysiadamy i jedziemy pod estakadę. Przerwa na zmniejszę, Mec, Lenartowicza, Kazimierz do domu.

Wyprawa bardzo udana. W opisie nie da się oddać atmosfery jaka panuje jak jesteśmy razem, trzeba z nami się zabrać, Jak zwykle do żartowania zabrakło Tomka

Dane wyjazdu:
100.66 km 45.00 km teren
06:05 h 16.55 km/h:
Podjazdy: m

Zjazdowa Wielka Racza

Sobota, 14 lipca 2012 · dodano: 15.07.2012 | Komentarze 9

Mieliśmy razem z Krzychem zrobić Jurę, ale pogoda była nie sprzyjająca więc postanowiliśmy jechać w góry.

Ruszam z domu kilka minut po 6 na pociąg do Piotrowic. Żeby zdążyć na spotkanie z Krzychem gnam ile sił w nogach przez Kazimierz, Juliusz, Rabkę, Klimontów, Dańdówkę, Niwkę i Mysłowice. Dalej razem z Krzychem jedziemy na Giszowiec, trasą rowerową na Ochojec i przez Piotrowice na dworzec PKP.

Nadjechał pociąg pakujemy się i jedziemy do końca trasy czyli do Zwardonia. W czasie 3 godzinnej jazdy pośmialiśmy się jak zawsze pogadaliśmy ale ogólnie to była bardzo nudna jazda. W pociągu jechało dwóch bikerów którzy mieli robić prawie identyczną trasę jak my. W pociągu wypili już po dwa bronki a później...

Wysiadamy i kierujemy się do najbliższego sklepu w celu kupienia jakiś słodkich bułek aby się napchać bo od rana już zgłodnieliśmy. Zjedliśmy prawie wszystkie słodkie bułki jakie były w sklepi, a tamtych dwóch bikerów wzięło na drogę jeszcze 5 bronków.

Szybko wskakujemy na czerwony szlak którym będziemy jechać praktycznie cała naszą trasę. Zaczyna się niewinnie asfaltowy podjazd kamienisty zjazd i znowu podjazd który przerodził się w mega wypych. Nie wiem ile dokładnie wypychaliśmy ale myślę że koło kilometra przy czym jakieś 200 metrów w pionie.

Po wypychu takie widoki © Krzychu22


i takie :) © Krzychu22

Dotarliśmy na szczyt Skalanka i zaczął się zjazd. Jechałem pierwszy zaraz za mną Krzychu jechaliśmy na pełnym piecu aż trafiłem tyłem na jakiś kamień. Po kilku sekundach poczułem jak tył pływa. Szybkie hamowanie i oczywiście snejk. Szybka zmiana dętki a tu zonk pompuje ale dalej schodzi, przetarła się. Biorę dętkę od Krzycha pompujemy i jedziemy dalej. Znowu ostry podjazd gdzie miejscami jest wypych. Docieramy do Kikuli.

Szczyt zdobyty © Krzychu22

Dalej szlak jest po prostu bajeczny. Podjazdy prawie wszystkie w siodle, singieltrackowe zjazdy na pełnym piecu. Miejscami naturalne hopki do polatania. O dziwo nie było dużo kamienie wiec można było jechać na 120%. W dodatku przy takich widokach:

Widoczki © Krzychu22

Kolejne widoki © Krzychu22

Znowu piekne widoki © Krzychu22

Cały czas piekne widoki © Krzychu22

Przed Wielką Raczą podjazd jest miejscami nie do pokonania w siodle ale jakieś 90% udaje się podjechać.

Fajna kładeczka © Krzychu22

Na szczycie w schronisku po browarze i od razu popas. Posiedzieliśmy, pojedliśmy, odpoczęliśmy, porobiliśmy zdjęcia, pośmialiśmy się i powygłupialiśmy czyli normalny w świecie postój.
Jesyeśmy na szczycie © Krzychu22

Taka martwa natura "nie ma to tamto artystyczna fotka ładnie nie?"

Martwa natura © Krzychu22

Z Raczy widok na Tatry © Krzychu22

Zaraz po starcie po przewie bajeczny zjazd. Trochę po łące trochę miedzy krzakami. Jak spojrzałem na licznik to było prawie 50. Jechałem pierwszy zobaczyłem jakieś wybicie ale przy tej prędkości stwierdziłem że nie będę się wybijał tylko stłumiłem wzgórek zatrzymałem się i czekam na Krzycha. Nagle słyszę krzyk i patrze Krzychu z dużą prędkości jedzie prosto w krzaki. Ja już ochłonął okazało się ze nie zauważył tego wzgórka i go niespodziewanie wybiło. W miedzy czasie wypiął mu się jeden crank i karma zebrała swoje żniwo, kawałek naskórek z Krzyśka pośladka. Jak ja to usłyszałem to myślałem że padnę na ziemie ze śmiechu tak po 5 min opanowałem śmiech i dopytałem się o szczegóły.

Jedziemy dalej Krzychu mówił żeby jechać wolniej ale jak jest w stanie jechać trzeba zapierdalać. Dalej szlak robił się tylko lepszy. Sporo korzeni ale nasze 150 wybierają. Po drodze spotykamy jakiegoś faceta i dwie dziewczyny. Pytał się nas czy ktoś jeszcze idzie po tym szlaku. Krzychu nagłe zmienił kierunek i drałuje na przestrzał w las. Dziewczyny w szoku jak to możliwe mówią że niepotrzebnie zagadywał Krzyśka, a na to koleś że go nie zagadywał tylko się patrzył na was ja tylko to potwierdziłem i jedziemy dalej.

Kawałek dalej jakaś grupka nie do końca zorganizowana. Jeden miał flaszkę ale kielony już nie wiadomo gdzie były. Wszyscy uśmiechnięci witają się a w szczególności jeden który chyba sie ujarał. Lecimy dalej. Na szlaku pojawiło się trochę błota ale to nie problem gnamy aż wióry lecą. W miejscu gdzie wypychamy z góry schodzi kolejna grupa piechurów. Jakieś dziewczyny mówią żebyśmy zamienili się rowerami na zjazd. My niestety musimy odmówić. W zamian ich faceci proponują nam że dadzą nam dziewczyny za 4pak piwa. Już chciałem dogadywać szczegóły transakcji ale po pytaniu na "Jak długo je nam daczą zaczęli się wszyscy śmiać i transakcja nie doszła do skutku. Trudno mi opisywać jak się jechało po prostu trzeba samemu to przejechać, tylko dodam zdjęcia widoków.

Piękne widoki © Krzychu22

Docieramy do mapy kontrolujemy kierunek i fotka naszych sprzętów.

Nasze maszyny © Krzychu22

Dalej jedziemy na Banie. Kolejny szczyt to Wielka Rycerzowa ale w pewnym momencie jest wariant ominięcia tego szczytu. Omijamy bo czas nagli a też pogoda zaczyna się psuć.

Dojechaliśmy na Hale Rycerzową gdzie przepiękne widoki.

Tatry z Hali Rycerzowej © Krzychu22


Hala Rycerzowa © Krzychu22


Oglądamy mapę i szukamy schroniska żeby uzupełnić wodę w bukłakach. Kierujemy się w dół i za raz widać schronisko. Krzychu jedzie pierwszy gnamy jak zwykle nagle mówi że ostre koleiny trochę zhamowałem i przeleciałem po nierównościach. Przy schronisku mało co nie zaliczyłem ostrej gleby. Widzę ładną trawę to podriftuje. Pierwsze dwa boki wyszły dobrze trzeci trochę przeciągnąłem i przednie koło zrobiło kąt 90* z ramą poczułem jak już chce mnie wysadzić z siodła szybko zakładam kontrę i driftuje do zatrzymania.

Kupiliśmy wodę robimy popas mamy się już zbierać i zaczyna lekko kropić. No to wskakujemy na obroty. Mnie całym trzepie z zimna a Krzychu jeszcze wpycha w siebie żarcie. Szybki sprint na górę i zaczyna się to co Endurowcy lubią najbardziej, czyli bardzo długi zjazd do Rycerki. Jedziemy praktycznie na pełnym piecu zwalniamy tylko gdy pojawiaj się głazy lub ładne dziewczyny. Takim sposobem szybko pojawiamy się na Przełęczy Młada Hora. Tam zbaczamy z szalku i zjeżdżamy droga zwózki która była bardzo ale to bardzo stroma i błotnista. Tam zebraliśmy ładne błotko na ramę i szukamy niebieskiego szlaku już do asfaltu. Zaczyna mocjen kropić. Dalej ciągnie się zjazd po singielku gdzie mało co nie wylatuje w przepaść po tym jak wybiło mi niekontrolowanie przód w powietrze. Opanowałem i grzejemy dalej. Zjazd robi się mocno kamienisty ale daje się zapierdzielać. Robimy mały postój na studzenie hampli do już cuć że nie hamują tak jak powinny, po zatrzymaniu mocno śmierdzi. Zjeżdżaliśmy po takim czymś.

Oto taki niewinny techniczny zjazd © Krzychu22

Dalej zjazd był jak to zwykle tylko lepszy. Deszcz pada coraz mocniej. Dojechaliśmy do asfaltu. Szybko kontrolujemy nasz kierunek jazdy i ponad 4o w dół na pociąg. Jednak pada już na mocno szukam miejsca do skrycia się szybko znajduje przytulne gniazdko naczepa kłonicowa do drewna.

Dobrz jest mieć dach nad głową © Krzychu22

Przestaje padać tylko kropi to gnamy dalej. Docieramy do dworca. Pociąg mamy za godzinę więc siedzimy.

W pociągu mała drzemka. Kiedy spałem to Krzychu tak zajebał sprawę. Jakie fajne dziewczyny stały na korytarzu. Jak się obudziłem i zbadałem sprawę co i jak to już wysiadły a naprawdę były ładne. No nic innym razem. Oj Kryś. Wysiadamy w biegu w Piotrowicach. Na szczęście nie pada. Standardową drogą wracamy na Ochojec gdzie jest piękny zachód który oświetla słup wysokiego napięcie. Niestety Amiga mógłby zrobić super zdjęcie mój tel nie oddaje tego ale dodaje zdjęcie.

Dalej jedziemy na Barbarę i Giszowiec. Szybko do Mysłowic gdzie już się rozdzielamy. Jadę dalej sam. Na prostej z Niwki włącza mi się szybkie tempo spowodowane jest to parciem na sedes. Czym prędzej gnam do domu przez Dańdówke, Klimontów, Rabke, Juliusz, Kazimierz. W biegu wpadam do domu. Załatwiłem co trzeba i spokojnie się napchałem i w kimono.

Wypraw jak na razie jest pierwsza w moim rankingu górskich wypraw. Jest zaraz przed zjazdem do Węgierskiej górki. To raczej kierunek naszych następnych wypraw jest jasny:).


P.S. Napęd już zrobił 8 kkm jak na razie nic nie skacze i chodzi w miarę płynnie zobaczymy ile jeszcze takich tripów przetrwa.

Dane wyjazdu:
59.38 km 45.00 km teren
04:27 h 13.34 km/h:
Podjazdy: m

PoLska, Słowacja, CZeczy czyli trójstyk

Piątek, 6 lipca 2012 · dodano: 06.07.2012 | Komentarze 1

Pobudka o 6:00 przygotowania i o 6:45 jadę na miejsce spotkania czyli stacja benzynowa przy S1. Grzegorz i Marek przyjeżdżają punktualnie o 7. Pakujemy się i jedziemy do Jaworzynki gdzie zaczyna się nasza trasa.

Wypakowaliśmy się i na dzień dobry stromy podjazd. Na górze pod sklepem jeszcze ostatnie zakupy i regulacje przerzutek.

Regulacja przrzutek © Krzychu22

Jedziemy dalej, ja na przodzie wjeżdżam w zakręt zatrzymuje się na skrzyżowaniu i patrze co się dzieje Marek zrobił drifta i wylądował w rowie, a Grzegorz ratując się przed uderzeniem w Marka wyskakuje na skarpie i ląduje na polu. Na szczęście nikomu się nic nie stało, sprzęty też całe. Co mnie później rozwalił to hasło Marka:"Jeszcze nie było wyprawy żebyś prze zemnie nie leżał" :). Kolejny podjazd gdzie czekam na resztę zajadając się jagodami ale niestety nasze polskie są lepsze.

Opycham się jagodami © Krzychu22

Kierujemy się dalej czerwonym szlakiem na Girovą. Szlak ja na razie nie wymagający choć jest trochę do podjechania.

Chata na Girovej © Krzychu22

Jedziemy dalej ale jedziemy w złym kierunku szybka się orientujemy i wracamy kawałek i trafiamy na super singlowy zjazd. Ja i Grzegorz napierdzielamy aż się hamulce grzeją a niestety Marek na HT musiał się trochę pomęczyć.

Singiel zjazd © Krzychu22

Jadąc dalej zielonym szlakeim trafiamy na przeszkodę. Szlak kieruje nas na prawo
Mamy jechać w prawo... © Krzychu22

Ale prawo wygląda tak

... a szlak wyglada tak © Krzychu22

Po błądziliśmy po krzunach ale przy pomocy GPS trafiamy na szlak i zjeżdżamy do wioski. Zjazd bajka zapierdzielamy po łącze ponad 60 są emocje.
Cały czas jedziemy zielonym gdzie jest cholernie wredny podjazd nie dość, że żar leje się z nieba, grzeje od asfaltu, stromo jak cholera to jeszcze są takie betony, że jedzie się prawie jak po schodach. Mocno zmęczony docieram na góry gdzie na całe szczęście rosną poziomki.
Betonowy wyjazd © Krzychu22

Czekamy jak wszyscy się zjadą i jedziemy dalej po drodze jeszcze zatrzymuje się na czereśniach gdzie nie powiem trochę się najadłem.

W oddali widać łąkę po której pędziliśmy.

Nasz szybki zjazd © Krzychu22

Dojeżdżamy na Za Crchlou dalej podjeżdżamy na Stankovo wszystko zielonym szlakiem. Na podjeździe na Tri Kopce z góry jedzie ok 8 osobowa grupa Słowaków albo Czechów. Witam się przez podniesienie ręki żeby mnie zrozumieli ale każdy z jadących w dół odpowiada coś innego, nic nie rozumie, ale chyba mnie nie wyzywali. Na szczycie koła kapliczki w cieniu robimy większy popas.

Tri Kopce i popas © Krzychu22

Dalej malowniczym zielonym szlakiem docieramy do Za Lesikova. Po drodze kończy nam się wszystkim woda. Docieramy do Oscadnica Svancarovici gdzie pytamy się miejscowych o sklep niestety w pobliżu nic nie ma ale gospodarze z tego domu uraczyli nas pokaźną ilością wody i oranżadą własnej produkcji.

Nasz wododawca © Krzychu22

Dalej jedziemy(częściowo wypychamy) zielonym szlakiem na Stary Kośiar

Wypych zielonym © Krzychu22

i tam odbijamy na żółty szlak oczywiście znowu przez jakąś łąkę ale docieramy do oznakowań i znowu jakiś mało uczęszczany szlak sporo błota i krzaków.

Żółty szlak © Krzychu22

Dojeżdżamy do wioski i znowu się wspinamy. Po drodze spotykamy trzech bikerów z Bielska. Tam zaczepia nas Słowak i trochę rozmawiamy dobrze mówił po polsku prawidłowo użył słowa "kurwa". Jeszcze jakieś starsze kobity chciały nas czymś nacierać ale szybko zrezygnowany z tego pomysłu. Jedziemy teraz czerwonym szlakiem ma Zwardoń. Niestety zaczyna się psuć pogoda w oddali czarne niebo, błyskawice i grzmoty. Czekając na Marka słyszymy jakiś szelest krzaków Marek zaliczył dzwona trochę się poobdzierał. Przy przemywaniu ran zaczął padać deszcz i Marek zrezygnował z dalszej zajdy z nami, pojechał na pociąg do Katowic.

Na farcie docieramy do dworca chowamy się pod dach i zaczyna się rozkręcać burza. Siedzimy chyba na 1,5 godziny. Jakieś 6 metrów od nas walna piorun w trakcje słychać było tylko świst. Na chwile usnąłem siedząc ale szybko się budzę. W końcu przestało padać, asfaltem jedziemy do zielonego szlaku.

Zielony szlak © Krzychu22

Następnie wbijamy na żółty i kierujemy się na trójstyk. Tu mylimy drogę ale szybko korygujemy i dojechaliśmy do trójstyku

Trójstyk - Słowacje, Czechy, Polska © Krzychu22

To już praktycznie koniec naszej wyprawy do samochodu zostało jeszcze niecały kilometr.

W Sosnowu wysiadam i z Porąbki dojeżdżam mocnym tempem do domu.
Tutaj reszta Fotek .

Dane wyjazdu:
50.22 km 40.00 km teren
03:47 h 13.27 km/h:
Podjazdy: m

Skrzyczne, Barania, pierwsza gleba sezonu

Piątek, 8 czerwca 2012 · dodano: 08.06.2012 | Komentarze 8

Na forum rowerowym zgadaliśmy się z Adrianem i Krzychem że jedziemy w góry do Szczyrku. Po małych problemach ze znalezieniem się zapakowałem się do bolidu i jedziemy po Krzycha. On wsiada w Mysłowicach i w komplecie jedziemy do szczyrku. Droga poleciała bardzo szybko. W międzyczasie okazało się że w Szczyrku ma dołączyć jeszcze Tomek. Wypakowaliśmy się założyliśmy koła i w czterech jedziemy pod wyciąg na Skrzyczne. Wiem wiem co to za jazda wyciągiem ale plan był na tyle ambitny i mało czasu że byliśmy zmuszenie jechać wyciągiem. Czekając na otwarcie kas spotkaliśmy DH'owca na wyjebanym w kosmos Mondrakerze. Piękna maszyna jeszcze te hamulce 6 tłoczkowe i dwupułka upasie-down. No nic marzyc można ale trzeba jechać na wyciąg. Poczekaliśmy chwile i jedziemy na sama góry z jedna przesiadka. Na Skrzyczmy szybko odnajdujemy zielony szlak którym jedziemy praktycznie pod sama Baranią Górę.

Mały popas, w oddali widać Skrzyczne.


Tak wyglądała nasza dalsza droga.



Jak to już ten zjazd szybko poleciał, nie ma jak Maestro :). W pewnym momencie trafiamy na wycinkę gdzie trzeba było pchać no dobra nie tylko tam było jeszcze kilka miejsc ale nie było najgorzej. Odbijamy na czerwony szlak i troszkę pchając docieramy na Baranią Górę.
Widok z Baraniej Góry © Krzychu22


Tam małe zaskoczenie od zarypania denerwujących much. Chwila odpoczynku i zjazd niebieskim do Wisły. Krzychu wypruł do przodu na fullu i jak się okazało za ostro pojechaliśmy i przejechaliśmy skręt, dobrze że szybko się zorientowałem bo jakoś za mało kamieni było :). No nic trzeba podepchnąć. Na właściwym szlaku ja obejmuje prowadzenie i gnam na dół. Miałem jeden krytyczny moment ale się udało opanować rower. Czekam na resztę i już łatwiejsza częścią szlaku jedziemy w grupie. Troszkę przycisnąłem i pod wiatą zorientowałem się że coś rower się dziwne prowadzi i tył nie hamuje, patrze a tu zero powietrza. Akurat wybrałem idealne miejsce do latania kapcia ławeczka strumyk gdzie obmyłem oponę z błota.
Pierwszy serwis na trasie © Krzychu22


Szybko założyłem nową dętkę i jedziemy dalej. Adrian jechał pierwszy widzę jak rozłożył nogi i został sfotografowany przez jakiegoś pieszego. Jechałem prawie zaraz za nim chciałem go wyprzedzić po prawej ale jak się okazało było tam w cholerę błota rower odjechał mi na lewo i chciałem się odbić noga od skarpy jednak ta jedna jedyna próba się nie powiodła moment i leże w błocie i jakiś chaszczach. Było tam tak miękko że ujechała mi noga i już nic się nie dało zrobić jeszcze miałem problem z zebraniem się to nie dało się utrzymać na tym błotsku. Szybko skoczyłem do strumyku się obmyć i jedziemy dalej. Standardowo było na ostatnim odcinku przed Wisłą sporo błota.

Gdzieś na niebieskim szlaku



Szybki zjazd asfaltem do Wisły i Szukamy zielonego szlaku na Grape i dalej na Czupel i Smerkowiec. Pod wyciągiem zrobiliśmy popas i odpoczynek. Dalej niestety było trochę pchania i jazdy pod dużym kątem. Za Grapą też dużo pchania i dodatkowo mnóstwo powalonych drzew gdzie naprawdę można było jechać bo było prawie płasko. Skończyło się przedzieranie przez drzewa to zaczęło się pchanie gdzieniegdzie dało się jechać tak cały czas pod Smerkowiec.

Na Smerkowcu



Dalej mamy jechać żółtym szlakiem przez Jaworzynę na Przełęcz Salmopolską.

Żółty szlak na Jworzyne



Znaliśmy ten szlak więc Krzychu puścił się pierwszy o dziwo nie naciskał hampli, w końcu się odważył po wypadku Barneya i grzał równo chciałem go dogonić, ale widzę że Krzycha trochę podbiło ja jadę zaraz za nim i się wybijam przeleciałem chyba z 3 metry i niby nic ale słyszę jakiś hurgot hamuje i co, oczywiście pana. Po dwukrotnej probie latanie byłem zmuszony wsiąść nowa dętkę od Adriana - dzięki za pomoc. Już chłopaki hamowali moje zapędy żeby nie wykończyć kolejnej dętki. Ostatni terenowy odcinek to była totalna masakra 100% wypychu w upalnym słońcu. Na drodze na Salmopol zasłużony odpoczynek, pot miałem wszędzie odpoczęliśmy i już asfaltem jedziemy na polanę na szczycie Przełęczy Salmopolskiej. Na trawie poleżeliśmy z 20 min dojadłem resztki i zjazd asfaltem do Szczyrku.

Ostatni odpoczynek na trasie, polana na Salmopolu



Szkoda że asfaltem ale i tak super cały czas było ponad 60 tylko na zakrętach trzeba było hamować. Tak praktycznie jechaliśmy do samego Szczyrku.Pod samochodami pogadaliśmy chwile i pakujemy się. Pożegnaliśmy się i ciśniemy do domu. Adrian odstawił mnie pod Lenartowicza a Krzychu wracał jeszcze na Mysłowice skąd go zabraliśmy.

Wyjazd bardzo udany pogoda dopisała choć kilka razy lekko mżyło. Ekipa full'owców dawała radę nie ma to jak wspólnie poszaleć w górach, oby więcej takich wypadów. Zmęczenie spore ale to przez wczorajszy dystans i jakieś przeziębienie się przyplątało i katar co zatykał nos. Super wyjazd dzięki chłopaki.

Dane wyjazdu:
58.06 km 25.00 km teren
03:36 h 16.13 km/h:
Podjazdy: m

Skrzyczne z GOPR

Niedziela, 29 kwietnia 2012 · dodano: 29.04.2012 | Komentarze 4

Planowaliśmy jechać w czwórkę w góry w poniedziałek. Niestety Krzychu jeszcze nie miał całego roweru więc pojechaliśmy w trzech w składzie: Wojtek, Andrzej i ja. Wojtek bardzo chciał jechać na Skrzyczne, więc tak zaplanowałem trasę. Do Szczyrku dojechaliśmy przed 9, rozpakowaliśmy się i jazda niebieskim szlakiem tak jak ostatnio. Wojtek stwierdził że drugą cześć pojedzie kolejka, a Andrzej była tak bardzo zdeterminowany zdobycia Skrzycznego że zwały śniegu zalegające na trasie go nie zniechęciły. Razem z Andrzejem brniemy przez błoto, kamienie, śnieg i lód. Szczerze było więcej pchania jak jazdy ale jesteśmy na szczycie. Teraz zaczęło się najlepsze, zjazd po śniegu. Na początku niebieskiego szlaku mnóstwo śniegu. Wojtek grzebnął na zimny śnieg, a dwa razy Andrzej raz a ja ratowałem się przed glebą wyskokiem przez kiere, kolejny raz i nie ostatni uratował mnie brak SPD. Po jakiś 600m śnieg się skończył i zaczął się zajebisty zjazd. Ja jechałem swoim tempem i co chwile się zatrzymywałem i czekałem na Hardtailowców. Na szlaku sporo kamieni ale da się przez nie przelecieć, ogólnie jak bym nie musiał czekać to cały zjazd bym zrobił że średnią prędkością blisko 30, aż tak się super jechało :). Andrzeja raz grzebnął ale fartownie na trawę, Wojtek złapał pane. Już prawie koniec zjazdu więc gnam na przód zatrzymałem się i czekam i czekam. Dzwonie do Wojtka i mówi że miał glebę i coś z nogą. Wracam i wracam chyba z kilometr dalej zajechałem od miejsca wypadku. Wojtek leży bez buta i są jacyś piesi. Pytam się co i jak i okazało się że na pierwszy rzutka oka skręcił kostkę. Już zadzwonili po GOPR'owców bo nie było jak go sprowadzić a co dopiero zjechać i dostać się do samochodu. W czasie oczekiwania na pomoc pytam się jak on to zrobił że naga rozwalona a nawet mu się krew nie lej tylko lekkie zadrapania. Mówił że jechał wolno by ominąć jednego gościa który okazał się bardzo w porządku i na koleinie ujechało mu koło i nie zdążył się wypiąć i już tak dalej poszło. Po jakiś 40 min są ratownicy i zabierają go do swojej bazy w Szczyrku(dzięki panowie za pomoc). Ja z Andrzejem zjeżdżamy do Ostre. Asfaltami do Szczyrku po samochód przez Lipową, Godziszkę,Buczkowice. Przebieramy się pakujemy roweru i jedziemy po Wojtka. Załadowaliśmy go do samochodu i powrót do domu. Odstawili mnie do domu, a oni pojechali do szpitala. Zadzwoniłem do niego i okazało się że jest totalna chujnia. W tym sezonie raczej nie pokręci. Kość strzałkowa złamana coś jeszcze porozwalane i 2 miesiące musi mieć śruby w nodze, już nie wspomnę o rehabilitacji. Doda wpis to będzie więcej informacji.

Gdzieś w połowie drogi na Skrzyczne © Krzychu22


Jeszcze śnieg ... © Krzychu22


Wjazd na Skrzyczne © Krzychu22


Czując nie dosyt i chęć pogadania z Krzychem zmusiła mnie do zrobienia dodatkowej 30. Pojechaliśmy przez park, lasem na Czarne Morze, Przez hałdę na Balaton pętla wokoło i pogawędka na parkingu.

Jakby nie ten cholerny wypadek to byłby super dzień. Zdjęcia będą jak Wojtek będzie mógł je wrzucić.


Wojtek szybkiego powrotu do zdrowia i żebyś jeszcze pokręcił z nami w tym roku.