Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Krzychu22 z miasteczka Dąbrowa Górnicza . Mam przejechane 50025.66 kilometrów w tym 17793.68 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 18.19 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

2024 button stats bikestats.pl 2023 button stats bikestats.pl 2022 button stats bikestats.pl 2021 button stats bikestats.pl 2020 button stats bikestats.pl 2019 button stats bikestats.pl 2018 button stats bikestats.pl 2017 button stats bikestats.pl 2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl 2011 button stats bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Wrzesień, 2011

Dystans całkowity:924.16 km (w terenie 411.00 km; 44.47%)
Czas w ruchu:46:30
Średnia prędkość:19.23 km/h
Suma kalorii:26899 kcal
Liczba aktywności:17
Średnio na aktywność:54.36 km i 2h 54m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
11.73 km 1.00 km teren
00:38 h 18.52 km/h:
Podjazdy: m
Rower:

Włuczęga z kolegą

Piątek, 30 września 2011 · dodano: 03.10.2011 | Komentarze 0

Spotkanie po wakacjach i pogaduchy o rowerach. Z racji braków sprzetowych kolegi małe pętla po parku.
Kategoria 0-50 km


Dane wyjazdu:
44.21 km 38.00 km teren
02:05 h 21.22 km/h:
Podjazdy: m
Rower:

Tereniami z Krzyśkiem

Środa, 28 września 2011 · dodano: 28.09.2011 | Komentarze 1

Dystans będę musiał wziąć od Krzycha bo nie miałem energii w fonie.
Kategoria 0-50 km


Dane wyjazdu:
99.28 km 54.00 km teren
07:15 h 13.69 km/h:
Podjazdy: m
Rower:

Bielsko Biała - Szyndzielnia -> Magurka Radziecgowska - Węgierska Górka

Sobota, 24 września 2011 · dodano: 25.09.2011 | Komentarze 2

Zgodnie z planem wyruszyłem z domu o 6:00 na spotkanie pod komendą na Klimontowie z Jackiem oraz Tomkiem. Dalej dosyć szybkim tempem pojechaliśmy przez Dańdówkę, Niwkę, Mysłowice, Giszowiec, Staw Janina pod drewutnie, gdzie mieliśmy się spotkać z Wojtkiem. Dotarliśmy tam z 15 minutowym zapasem. Wojtek przyjechał na letniaka, temperatura wahała się w okolicy 4 stopni. Dalej razem udaliśmy się na dworzec w Piotrowicach. Chwilę czekaliśmy i nadjechał pociąg jakiś dziwny bo nowiutki, po zapytaniu czy jedzie do Bielska wsiadaliśmy i ruszyliśmy do Bielska Leszczyny. Udało nam się kupić bilet rodzinny, więc pojechaliśmy po taniości.



W pociągu oczywiście głupie rozmowy, śmiech, żarty, w szczególności podjazd zaczynający się od samego dworca. Ruszyliśmy asfaltami na rondo pod Szyndzielnią. Już zagrzani rozebraliśmy się i zaczyna się podjazd. Na początku przyjemny szuter, dalej kamienie ale dało się wszystko bezproblemowo w siodle pokonać. W okolicy 1/3 podjazdu zaczęło mi coś stukać.Zatrzymałem się i dziwnie latało mi tylne koło ba boki. Po dalszych oględzinach stwierdziłem że odkręcił mi się bębenek albo pękła mi piasta. Musieliśmy zjechać. Planowo mieliśmy jechać do rowerowego w Bielsku, ale udało się zdobyć klucze w pobliskim schronisku. Po rozkręceniu piasty okazało się że odkręcił się bębenek. Udało mi się go przykręcić.



Szybko poskładałem koło i ruszyliśmy dalej. W czasie zjazdu Wojtek dobił obręczą i złapał kapcia. Jak założył nową dętkę to złapał wystrzał, po klejeniu dojechali, Tomek i Wojtek do mojego serwisu. Na nowo trzeba było podjeżdżać. Dosyć sprawnie nam to poszło i mały odpoczynek pod schroniskiem na Szyndzielni.



Po drodze na Klimczok kilka fotek widoków.





Szybko dojechaliśmy do schroniska pod Klimczokiem i tam zjedliśmy większy posiłek. Dalej jechaliśmy zielonym szlakiem do Szczyrku. Zjazdy były obłędne. Ja z Wojtkiem jechaliśmy na granicy wylatywania z kamieni w powietrze. Nie było wiele dużych kamieni, ale trzeba było się pilnować. Jeden z takich zjazdów.



Widok na Szczyrk.





Szybko zjechaliśmy do Szczyrku, ostatni kawałek zjazdu był asfaltem. Rzucenie okiem na mapę gdzie jest rowerowy na Skrzyczne i pojechaliśmy dalej. Na początku jechaliśmy niebieskim szlakiem asfaltem pod górę. Rowerowy dalej prowadził przez płyty znowu do niebieskiego(brak oznaczeń rowerowego czerwonego szlaku). Niebieskim nie dało się jechać większość wypchaliśmy (około 800metrów pchania i noszenia roweru).



Tak dojechaliśmy na Hale Jaworzyna gdzie była druga dolna stacja kolejki. Tomek zadzwonił do Barney, że mają iść cały czas szlakiem do góry. Wojtek i Jacek dalszą drogę na szczyt pokonali kolejką. Dalej z Tomkiem jechaliśmy niebieskim i alternatywną drogą cisnęliśmy na szczyt (brak oznaczeń ale można się domyślić gdzie ta droga prowadzi). Prawie wszystko udało się pokonać w siodle, były momenty naprawdę stromych podjazdów, ale nawierzchnia pozwalała na ostre deptanie po pedałach. Ta droga była super, miejscami trochę płasko żeby odpocząć i znowu stromy podjazd. Na jednym z większych tak cholernie mnie łydy zaczęły palić że musiałem ostanie 2 metry pokonać obok roweru.







Na szczyt dotarliśmy prawie w tm samym czasie go Wojtek z Jackiem. Tutaj większy popas, chwila odpoczynku kilka fotek i ruszyliśmy dalej.







Teraz jedziemy zielonym szlakiem do Magurki Wiślanej przez Małe Skrzyczne, Kopę Skrzyczeńską, Malinowską Skałę, Zielony kopiec, Gawlas. Na pierwszym zjeździe razem z Barneym jechaliśmy tak szybko, jak tylko się dało, zwieńczeniem tego zjazdu było wjechanie w dużą kałuże gdzie rozlaliśmy wodę na okoliczne krzaki(jak byłby Kysu to porobił by super zdjęcia jak woda leci na boki). W tym momencie zaczął się konkurs kto przywiezie więcej błota. Praktycznie całą trasę udało ni się pokonać na rowerze, może dosłownie 500 metrów pchałem rower, wszystkie zjazdy na rowerze.

Tutaj Malinowska Skała



Dalej zdjęcia widoków, zjazdów, podjazdów.









W miedzy czasie Tomek stracił tylny hamulec, najprawdopodobniej klamka nie wytwarzała wystarczającego ciśnienia, Tomek musiał szybko pompować. Stąd wzięło się pierwsze hasło wyprawy "Tomek pompuj pompuj". Na jednym z podjazdów Wojtek ostro depną na padało i przeważył go do tyłu, lecąc na plecy nadział się na róg Tomka, w sumie dobrze, że się nadział bo mogło by się to gorzej skończyć. Jacek jak na pierwszy wyjazd w tak ostre treny bardzo bobrze sobie radził. Jaszcze jak udało się go przekonać do odblokowania amortyzatora to zjeżdżał dwa razy szybciej.

Czerwony szlak z Magurki Wiślanej do Węgierskiej Górki to istny raj dla endurowców. Piękne widoki, super single. Strome zjazdy, szybkie odcinki między drzewami, kamieniste zjazdy, jazda potoczkiem(trochę wody na trasie). Zakochałem się w tym miejscu, jeszcze jak by była lepsza rama i koła to można by naprawdę ostro naginać. W jednym miejscu na większym uskoku Wojtek przeleciał przez kierę na malutkim kamyczku, który zablokował mu koło. Na szczęście nic się nie stało, tylko sobie skrzywił róg na kierownic i porysował kask. Dalej razem z Wojtkiem zjeżdżaliśmy szybciej jak Tomek bez hamulca i Jacek z sakwą. Najlepszy numer to ja zrobiłem. Już prawie na końcu szlaku chciałem podgonić i wjechałem na równiutki trawnik. Na końcu zobaczyłem ostry uskok, nie zastanawiając się nacisnąłem tylny hamulec, ale żadnej reakcji, później przedni hamulec i nic, na zblokowanych kołach sunąłem jak na lodzie. Położyłem rower tak, że boczne klocki rwały trawę i się w końcu zatrzymałem, trawa była wilgotna. W sumie mogłem tam wyskoczyć ale nie byłem pewny czy będę miał gdzie lądować. Dalej był super szutrowy zjazd. Wojtek jechał pierwszy, a ja zaraz za nim. Dwóch chłopaków stało na skraju, ale jak Wojtek szybko przejechał obok nich i zobaczyli jeszcze nie to szybko odskoczyli na bok, wyglądał to baardzo komicznie. Jacek z Tomkiem troszkę wolnej, ale i tak szybko zjeżdżali za nami.

Na nowo dodanym szlaku rowerowym bawiłem się w drifting. Była kręta ścieżka z kostki brukowej posypana piaskiem. Tylny hamulec i każdy zakręt pięknym bokiem pokonywałem, zabawa przednia miałem chęć jeszcze raz zjechać, ale nie wiadomo o której będzie pociąg. Na dworcu okazało się, że mamy ponad 2 godziny czasu. Udaliśmy się do żabki na zakupy, a następnie na pizzerii na gorącą smaczną pizze. Zjedliśmy posiedzieliśmy obejrzeliśmy pokaz fajerwerków i udaliśmy się na dworzec.



Znowu jechaliśmy nowym pociągiem. W okolicach Pszczyny dwóch gości odpaliło fajkę w pociągu i wył alarm. nie dało się wysiedzieć, co dziwnie wył jeszcze jak wysiadamy w Katowicach na głównym.

Droga powrotna przez Szopki bez większych problemów. W domu byłem po północy.

Podsumowanie:
Trasa przepiękna, jeszcze takich widoków nie widziałem, kto tam jeszcze nie był naprawdę polecam się tam wybrać. Towarzystwo wyśmienite. Poczuci humoru trochę głupie, ale nam to wcale nie przeszkadza, wręcz przeciwnie. Straty: tylna klamka hamulca u tomka, dętka rozerwana u Wojtka, Jacek rozwalił stopkę, a ja porozkręcałem piastę na podjeździe(przez zimę będę musiał złożyć jakieś dobre koło).

Ostatecznie konkurs na ilość błota wygrał Wojtek jak wjechał w olbrzymie błoto i zapaprał całego slx'a. Jeszcze jedna komiczna sytuacja, jak Wojtek i Tomek pokonywali błotnistą kałuże. Wojtek przejechał bez problemów, a Tomek mało co nie przeleciał prze kierownicę w to błoto, chciałbym zobaczyć jak by wyglądał po tej glebie.

Jak Tomek powrzuca zdjęcia to jeszcze pododaje na bloga.

P.S.
Jak wstałem to dziwnie bolała mnie głowa, pewnie od tego piszczenia, dalej mnie boli. Też mnie nadgarstek nawala chyba za ostro było na tych kamienistych zjazdach. Też odczuwam gardło, ale man nadzieje ze nie będę chory. Teraz tylko koło roweru porobić i trochę się pouczyć.

Kategoria 50-100 km


Dane wyjazdu:
26.86 km 6.00 km teren
01:08 h 23.70 km/h:
Podjazdy: m
Rower:

Baza nurków - sesja zdjęciowa

Piątek, 23 września 2011 · dodano: 23.09.2011 | Komentarze 3

Razem z Krzychem pojechaliśmy porobić sobie zdjęcia. Kysu wziął lustrzankę siostry i pojechaliśmy porobić profilowe zdjęcia. Krzysiek porobił mi zdjęcia, a ja później bawiłem się pierwszy raz taka maszyną, ciekawe jakie zdjęcia wyszły. Jak otrzymam zdjęcia to wrzucę najlepsze.

Zapomniałem napisać , spotkaliśmy Damiana, Domsa.

Kategoria 0-50 km


Dane wyjazdu:
10.84 km 1.00 km teren
00:32 h 20.32 km/h:
Podjazdy: m
Rower:

Dojazd na angielski

Wtorek, 20 września 2011 · dodano: 20.09.2011 | Komentarze 0

Dojazd całkiem spoko. Powrót w totalnych leśnych mrokach. Gdybym nie znał dokładnie drogi to wielokrotnie lądował bym w krzakach albo na drzewie. Oświetlenie niezbędne. To była prawdziwa jazda na batmana.

Powrót identyczną trasą.
Kategoria 0-50 km


Dane wyjazdu:
113.95 km 50.00 km teren
07:46 h 14.67 km/h:
Podjazdy: m
Rower:

Ustroń - Czantoria -> Barania Góra - Wisła

Sobota, 17 września 2011 · dodano: 18.09.2011 | Komentarze 9

Wyruszyłem z domu o 5:25 w ciemnościach. Na batmana udałem się pod komendę w Klimontowie gdzie czekał Tomek. Dalej zawrotnym tempem ruszyliśmy do Katowic Piotrowic przez Niwkę, Mysłowice, Giszowiec, lasem za stawem Janina (na tyle szybko jechaliśmy że musieliśmy grubo ponad 20 min czekać na pociąg). W pociągu było dwóch bikerów chwilę pogadaliśmy i dojechaliśmy do Ustronia Polany. Szukamy rycerskiej ścieżki. Chwilę pobłądziliśmy i znaleźliśmy. Na Połańcu zrzuciliśmy ubrania i dalsza jazda. Okazało się że trzeba było pchać rower po stoku narciarskim, Totalna masakra już ledwo, ledwo dawałem rade wepchnąć ten rower.


Tutaj przyszło nam się wspinać.

Na szczycie stoku znaleźliśmy odpowiedni (czarny) szlak i kolejny podjazd, którego nie udało mi się w całości pokonać na rowerze, Tomek troszkę więcej pchał bo nie miał jak się wpiąć. Teraz spore wypłaszczenie wzdłuż granicy Polsko-Czeskiej doprowadziło nas na Wielką Czantorie. Tam spotkaliśmy bikerów którzy jechali z nami pociągiem oni wjechali kolejką. Okazało się, że jeden z nich przy wysiadaniu z kolejki urwał łańcuch (haha wydawali się na jakiś pro'sów, ale później okazało się że to totalne nie ogary). Zjazd z Czantorii naprawdę boski dosyć stromy, kamienisty, ale dało się go w 100% pokonać na rowerze. Tomek zadziwiająco dobrze i szybko jechał jak na HT. Tutaj przerwa na podziwianie widoków oraz na chłodzenie hamulców.



Dalej zjazd okazał się bardziej hardcorowy. Mnie udało się zjechać Tomek niestety musiał miejscami prowadzić rower. Dalej zaczął się podjazd na Soszów przez Mały Soszów. Większość udało się podjechać, choć były miejsca gdzie trzeba było pchać. Dalsza droga sprawnie man poszła. Za Stożkiem pierwszy większy posiłek.


Widoki z miejsca naszego postoju.

Dalej mieliśmy w miarę równy szybki zjazd.



Następnie podjazd na Kyrkawicę. Nie pamiętam żebyśmy tam gdzieś pchali rowery (wszystko jechaliśmy czerwonym szlakiem). Było trochę korzeni i kamieni ale się udało Tomek też dawał radę.


Pamiątkowe zdjęcie naszych sprzętów przy wielkim kamieniu.

Dalej pojechaliśmy na Kiczory. Tutaj było prawie płasko, ale duże kamienie i korzenie utrudniały jazdę. Ja nie miałem problemów ale tomek tam zaliczył pierwszą i jedyną glebę, przeleciał przez kierownicę. Miał szczęście że upadł na miękkie sianko. Troszkę obdarł sobie palec i przygryzł wargę, więc prawie nic się nie stało. Na Kiczorach spotkaliśmy prawdziwych endurowców jak się okazało byli to Czesi. Dalej jechaliśmy czerwonym szlakiem. Tutaj był naprawdę ostry zjazd po kamcorach. Ja zjechałem prawie całość Tomek sprowadził, nie dawał rady z opanowaniem tyłu na kamcorach. Po tym zjeździe odbijał szlak w prawo. Posłuchaliśmy się i jechaliśmy dalej. Po przejechaniu pewnego odcinak nie pasował nam kierunek jazdy. Zaczęliśmy się wracać i znowu spotkaliśmy tych Czechów. Zapytaliśmy o drogę i wracamy dalej. Przy rozjeździe szlaków mapa w dłoń i okazało się, że dobrze jechaliśmy. Znowu mały podjazd i jazda po korzeniach. Zapytaliśmy po drodze piechurów i powiedzieli, że jedziemy dobrze. Dogoniliśmy Czechów( dziwnie na nas patrzyli). Jeden z nich się chyba zdenerwował i pokazał jak się jeździ, mało nas nie przejechał, ale naprawdę szybko jechał. Dalej było płasko, ale sporo błota i korzeni. Sprawnie dojechaliśmy do Kubalonki. Tutaj Tomek zakupił wodę, za którą słono przepłacił (za 0,5l zapłacił 3 zł, a w kiosku obok 1,5 l za 2 zł). Dalej postanowiliśmy podgonić rowerowym szlakiem. Dojechaliśmy do rezydencji prezydenta.



Tutaj mieliśmy długi asfaltowy zjazd. Gdy zjechaliśmy na sam dół okazało się, że pojechaliśmy rowerowym nie w te stronę. Szybka korekta na mapie i dalej czarnym szlakiem który nas doprowadził do czerwonego. Tutaj był pierwszy zakaz.



Rozpoczął się podjazd na Przysłop. Początek pchaliśmy, ale dalej dało się spokojnie jechać. Po drodze były jeszcze dwa zakazy. W ustronnym miejscu w Baranio Górskim Rezerwacje zjedliśmy porządny posiłek. Niestety dalej musieliśmy pchać. Tomek prowadził, a ja miejscami próbowałem jechać, ale na to samo wychodziło i bardziej męczyło. Dalej dało się jechać, ale było błoto i kłody rzucone na szlak po których nie za dobrze się jechało. Widoki prawie z Baraniej



Dotarliśmy na szczyt, widoki przepięknie,szczególnie z wieży widokowej.









Teraz zjazd niebieskim szlakiem do Wisły. Szybko się okazało, że to nie szlak dla rowerów typu HT. Ja zjechałem prawie wszystko, sprowadziłem tylko w miejscach gdzie bym przyhaczył korbą albo gdzie potoczek przecinał szlak oraz powalone drzewa. Tomek musiał prowadzić prawie cały czas. Dojechaliśmy do szutrówki postanowiliśmy nią jechać. Spytaliśmy rowerzystę, który jechał na leftim. Sam nie wiedział gdzie prowadzi ten szuter bo sam się wracał. Byliśmy zmuszeniu jechać dalej kamienistym niebieskim szlakiem. Próbowałem zjeżdżać, ale na belce położonej w poprzech ujechało mi przednie koło. Momentalnie wyskoczyłem z roweru i z lądowałem na nogi w miękkiej trawie. Rower upadł, ale nawet się nie porysował ( tutaj zaleta braku SPD inaczej ostro bym się poobdzierał, a tak nic tylko brudniejsze buty). Teraz jechaliśmy prawie cały czas błotem, za to brak kamieni. Tutaj przepiękny wodospad.



Dotarliśmy do asfaltu którym cały czas zjeżdżaliśmy do zapory na Jeziorze Czerniańskim.





Dalej cały czas z góry asfaltem do Wisły na spotkanie z Jackiem, Adamem i Szwagrem. Posiedzieliśmy godzinę i na pociąg do domu. Okazało się że od dzisiaj jest jakaś promocja że rower jedzie za free(dziwne bo rano płaciliśmy). Zgodnie z tradycją prawie przejechaliśmy nasz docelowy dworzec. W pośpiechu wysiedliśmy, już drzwi przytrzasnęły mi kierownice, ale udało się ją wyszarpać. Powrót tą samo drogą co przyjazd tylko w ciemnościach. Przed stawem Janina Tomek nieźle mnie wystraszył. Jechałem pierwszy i słyszę że coś się w krzakach rusza, ale ustało. Tomek mówi, że coś się intensywnie rusza, a po chwili głośno mówi, że to biegnie na nas, bez zastanowienia pełen gaz. W tych ciemnościach mało nie wpadłem w krzaki. Okazało się, że goniła nas wyobraźnia Tomka. Dalej beż przygód wróciliśmy do domów.

Wyprawę uznaje za bardzo, bardzo udaną. Miałem okazje pod szlifować technikę zjazdu po kamieniach oraz sprawdzić rower w takich warunkach. Zadziwiająco szybko udało nam się to objechać.

Kategoria 100-150 km


Dane wyjazdu:
42.13 km 15.00 km teren
01:45 h 24.07 km/h:
Podjazdy: m
Rower:

Ryszka + Sosina + Baza nurków

Środa, 14 września 2011 · dodano: 14.09.2011 | Komentarze 11

Z mały m poślizgiem wyruszyłem na spotkanie z poznanym na bloku kolegą(zetor65) do Sławkowa. Postanowiliśmy pojechać na ryksze, a później na sosine. Z racji że Dominik nie znał bazy nurków to tam pojechaliśmy. Cały czas po drodze gadaliśmy o rowerach itd. Na sosine pogadaliśmy i rozjechaliśmy się do domów. Naprawdę będzie z kim jeździć, nieźle daje po pedałach. Nie na widzi piachu jak wywnioskowałem.

Kategoria 0-50 km


Dane wyjazdu:
30.00 km 5.00 km teren
h km/h:
Podjazdy: m
Rower:

Tata na moim rowerze

Wtorek, 13 września 2011 · dodano: 13.09.2011 | Komentarze 0

Nie liczę tego do swojego przebiegu, tylko chce wiedzieć ile rower ma przejechane oraz kiedy muszę zmienić łańcuch.
Kategoria 0-50 km


Dane wyjazdu:
88.38 km 65.00 km teren
03:48 h 23.26 km/h:
Podjazdy: m
Rower:

Mysłowicki wyścig XC

Niedziela, 11 września 2011 · dodano: 11.09.2011 | Komentarze 13

Dojazd do wyścigu około 22 km reszta to sam wyścig. Był to pierwszy mój start w zawodach rowerowych. Jeszcze nie ma oficjalnych wyników ale jestem zadowolony z wyniku na pewno w pierwszej 10. Niestety Tonek szybko odpadł z rywalizacji po pierwszym okrążeniu złapał kapcia. Na pożyczonym rowerze jeszcze próbował walczyć ale dostał dubla i już dalej nie jechał. Krzychu złapał również dubla ale ajk na złość kilkanaście metrów przed linią ostatniego okrążenia.

Impreza kameralna, ale bardzo fajna. Nie jestem pewien, ale chyba Piotr nie dotarł na wyścig.

Piękne zdjęcie.



Kategoria 50-100 km, Zawody


Dane wyjazdu:
63.33 km 25.00 km teren
02:37 h 24.20 km/h:
Podjazdy: m
Rower:

Objazd trasy jutrzejszego wyścigu

Sobota, 10 września 2011 · dodano: 10.09.2011 | Komentarze 0

Objazd trasy. Razem z Tomkiem, Krzychem i nowo poznanym kolegą Tomkiem. Dojazd do Krzycha standardową drogą przez jaworznickie szlaki. Trasa prowadzi przez częściowo znane dla mnie tereny. Powrót przez Jeleń i bardzo przyjemną drogę. Z Maczek koło Balatonu i do domu.

Kategoria 50-100 km