Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Krzychu22 z miasteczka Dąbrowa Górnicza . Mam przejechane 50025.66 kilometrów w tym 17793.68 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 18.19 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

2024 button stats bikestats.pl 2023 button stats bikestats.pl 2022 button stats bikestats.pl 2021 button stats bikestats.pl 2020 button stats bikestats.pl 2019 button stats bikestats.pl 2018 button stats bikestats.pl 2017 button stats bikestats.pl 2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl 2011 button stats bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
99.28 km 54.00 km teren
07:15 h 13.69 km/h:
Podjazdy: m
Rower:

Bielsko Biała - Szyndzielnia -> Magurka Radziecgowska - Węgierska Górka

Sobota, 24 września 2011 · dodano: 25.09.2011 | Komentarze 2

Zgodnie z planem wyruszyłem z domu o 6:00 na spotkanie pod komendą na Klimontowie z Jackiem oraz Tomkiem. Dalej dosyć szybkim tempem pojechaliśmy przez Dańdówkę, Niwkę, Mysłowice, Giszowiec, Staw Janina pod drewutnie, gdzie mieliśmy się spotkać z Wojtkiem. Dotarliśmy tam z 15 minutowym zapasem. Wojtek przyjechał na letniaka, temperatura wahała się w okolicy 4 stopni. Dalej razem udaliśmy się na dworzec w Piotrowicach. Chwilę czekaliśmy i nadjechał pociąg jakiś dziwny bo nowiutki, po zapytaniu czy jedzie do Bielska wsiadaliśmy i ruszyliśmy do Bielska Leszczyny. Udało nam się kupić bilet rodzinny, więc pojechaliśmy po taniości.



W pociągu oczywiście głupie rozmowy, śmiech, żarty, w szczególności podjazd zaczynający się od samego dworca. Ruszyliśmy asfaltami na rondo pod Szyndzielnią. Już zagrzani rozebraliśmy się i zaczyna się podjazd. Na początku przyjemny szuter, dalej kamienie ale dało się wszystko bezproblemowo w siodle pokonać. W okolicy 1/3 podjazdu zaczęło mi coś stukać.Zatrzymałem się i dziwnie latało mi tylne koło ba boki. Po dalszych oględzinach stwierdziłem że odkręcił mi się bębenek albo pękła mi piasta. Musieliśmy zjechać. Planowo mieliśmy jechać do rowerowego w Bielsku, ale udało się zdobyć klucze w pobliskim schronisku. Po rozkręceniu piasty okazało się że odkręcił się bębenek. Udało mi się go przykręcić.



Szybko poskładałem koło i ruszyliśmy dalej. W czasie zjazdu Wojtek dobił obręczą i złapał kapcia. Jak założył nową dętkę to złapał wystrzał, po klejeniu dojechali, Tomek i Wojtek do mojego serwisu. Na nowo trzeba było podjeżdżać. Dosyć sprawnie nam to poszło i mały odpoczynek pod schroniskiem na Szyndzielni.



Po drodze na Klimczok kilka fotek widoków.





Szybko dojechaliśmy do schroniska pod Klimczokiem i tam zjedliśmy większy posiłek. Dalej jechaliśmy zielonym szlakiem do Szczyrku. Zjazdy były obłędne. Ja z Wojtkiem jechaliśmy na granicy wylatywania z kamieni w powietrze. Nie było wiele dużych kamieni, ale trzeba było się pilnować. Jeden z takich zjazdów.



Widok na Szczyrk.





Szybko zjechaliśmy do Szczyrku, ostatni kawałek zjazdu był asfaltem. Rzucenie okiem na mapę gdzie jest rowerowy na Skrzyczne i pojechaliśmy dalej. Na początku jechaliśmy niebieskim szlakiem asfaltem pod górę. Rowerowy dalej prowadził przez płyty znowu do niebieskiego(brak oznaczeń rowerowego czerwonego szlaku). Niebieskim nie dało się jechać większość wypchaliśmy (około 800metrów pchania i noszenia roweru).



Tak dojechaliśmy na Hale Jaworzyna gdzie była druga dolna stacja kolejki. Tomek zadzwonił do Barney, że mają iść cały czas szlakiem do góry. Wojtek i Jacek dalszą drogę na szczyt pokonali kolejką. Dalej z Tomkiem jechaliśmy niebieskim i alternatywną drogą cisnęliśmy na szczyt (brak oznaczeń ale można się domyślić gdzie ta droga prowadzi). Prawie wszystko udało się pokonać w siodle, były momenty naprawdę stromych podjazdów, ale nawierzchnia pozwalała na ostre deptanie po pedałach. Ta droga była super, miejscami trochę płasko żeby odpocząć i znowu stromy podjazd. Na jednym z większych tak cholernie mnie łydy zaczęły palić że musiałem ostanie 2 metry pokonać obok roweru.







Na szczyt dotarliśmy prawie w tm samym czasie go Wojtek z Jackiem. Tutaj większy popas, chwila odpoczynku kilka fotek i ruszyliśmy dalej.







Teraz jedziemy zielonym szlakiem do Magurki Wiślanej przez Małe Skrzyczne, Kopę Skrzyczeńską, Malinowską Skałę, Zielony kopiec, Gawlas. Na pierwszym zjeździe razem z Barneym jechaliśmy tak szybko, jak tylko się dało, zwieńczeniem tego zjazdu było wjechanie w dużą kałuże gdzie rozlaliśmy wodę na okoliczne krzaki(jak byłby Kysu to porobił by super zdjęcia jak woda leci na boki). W tym momencie zaczął się konkurs kto przywiezie więcej błota. Praktycznie całą trasę udało ni się pokonać na rowerze, może dosłownie 500 metrów pchałem rower, wszystkie zjazdy na rowerze.

Tutaj Malinowska Skała



Dalej zdjęcia widoków, zjazdów, podjazdów.









W miedzy czasie Tomek stracił tylny hamulec, najprawdopodobniej klamka nie wytwarzała wystarczającego ciśnienia, Tomek musiał szybko pompować. Stąd wzięło się pierwsze hasło wyprawy "Tomek pompuj pompuj". Na jednym z podjazdów Wojtek ostro depną na padało i przeważył go do tyłu, lecąc na plecy nadział się na róg Tomka, w sumie dobrze, że się nadział bo mogło by się to gorzej skończyć. Jacek jak na pierwszy wyjazd w tak ostre treny bardzo bobrze sobie radził. Jaszcze jak udało się go przekonać do odblokowania amortyzatora to zjeżdżał dwa razy szybciej.

Czerwony szlak z Magurki Wiślanej do Węgierskiej Górki to istny raj dla endurowców. Piękne widoki, super single. Strome zjazdy, szybkie odcinki między drzewami, kamieniste zjazdy, jazda potoczkiem(trochę wody na trasie). Zakochałem się w tym miejscu, jeszcze jak by była lepsza rama i koła to można by naprawdę ostro naginać. W jednym miejscu na większym uskoku Wojtek przeleciał przez kierę na malutkim kamyczku, który zablokował mu koło. Na szczęście nic się nie stało, tylko sobie skrzywił róg na kierownic i porysował kask. Dalej razem z Wojtkiem zjeżdżaliśmy szybciej jak Tomek bez hamulca i Jacek z sakwą. Najlepszy numer to ja zrobiłem. Już prawie na końcu szlaku chciałem podgonić i wjechałem na równiutki trawnik. Na końcu zobaczyłem ostry uskok, nie zastanawiając się nacisnąłem tylny hamulec, ale żadnej reakcji, później przedni hamulec i nic, na zblokowanych kołach sunąłem jak na lodzie. Położyłem rower tak, że boczne klocki rwały trawę i się w końcu zatrzymałem, trawa była wilgotna. W sumie mogłem tam wyskoczyć ale nie byłem pewny czy będę miał gdzie lądować. Dalej był super szutrowy zjazd. Wojtek jechał pierwszy, a ja zaraz za nim. Dwóch chłopaków stało na skraju, ale jak Wojtek szybko przejechał obok nich i zobaczyli jeszcze nie to szybko odskoczyli na bok, wyglądał to baardzo komicznie. Jacek z Tomkiem troszkę wolnej, ale i tak szybko zjeżdżali za nami.

Na nowo dodanym szlaku rowerowym bawiłem się w drifting. Była kręta ścieżka z kostki brukowej posypana piaskiem. Tylny hamulec i każdy zakręt pięknym bokiem pokonywałem, zabawa przednia miałem chęć jeszcze raz zjechać, ale nie wiadomo o której będzie pociąg. Na dworcu okazało się, że mamy ponad 2 godziny czasu. Udaliśmy się do żabki na zakupy, a następnie na pizzerii na gorącą smaczną pizze. Zjedliśmy posiedzieliśmy obejrzeliśmy pokaz fajerwerków i udaliśmy się na dworzec.



Znowu jechaliśmy nowym pociągiem. W okolicach Pszczyny dwóch gości odpaliło fajkę w pociągu i wył alarm. nie dało się wysiedzieć, co dziwnie wył jeszcze jak wysiadamy w Katowicach na głównym.

Droga powrotna przez Szopki bez większych problemów. W domu byłem po północy.

Podsumowanie:
Trasa przepiękna, jeszcze takich widoków nie widziałem, kto tam jeszcze nie był naprawdę polecam się tam wybrać. Towarzystwo wyśmienite. Poczuci humoru trochę głupie, ale nam to wcale nie przeszkadza, wręcz przeciwnie. Straty: tylna klamka hamulca u tomka, dętka rozerwana u Wojtka, Jacek rozwalił stopkę, a ja porozkręcałem piastę na podjeździe(przez zimę będę musiał złożyć jakieś dobre koło).

Ostatecznie konkurs na ilość błota wygrał Wojtek jak wjechał w olbrzymie błoto i zapaprał całego slx'a. Jeszcze jedna komiczna sytuacja, jak Wojtek i Tomek pokonywali błotnistą kałuże. Wojtek przejechał bez problemów, a Tomek mało co nie przeleciał prze kierownicę w to błoto, chciałbym zobaczyć jak by wyglądał po tej glebie.

Jak Tomek powrzuca zdjęcia to jeszcze pododaje na bloga.

P.S.
Jak wstałem to dziwnie bolała mnie głowa, pewnie od tego piszczenia, dalej mnie boli. Też mnie nadgarstek nawala chyba za ostro było na tych kamienistych zjazdach. Też odczuwam gardło, ale man nadzieje ze nie będę chory. Teraz tylko koło roweru porobić i trochę się pouczyć.

Kategoria 50-100 km



Komentarze
limit
| 14:49 poniedziałek, 26 września 2011 | linkuj Już mam dość czytania co mnie ominęło :-p Kiedy następny wyjazd? Tym razem nie powinienem mieć przeszkód żadnych i chętnie bym dołączył. Może nawet bym nie pękł na starcie :-)
accjacek
| 17:53 niedziela, 25 września 2011 | linkuj pisałem u Tomka że będzie rozprawka i jest :)
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa zasok
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]