Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Krzychu22 z miasteczka Dąbrowa Górnicza . Mam przejechane 50025.66 kilometrów w tym 17793.68 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 18.19 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

2024 button stats bikestats.pl 2023 button stats bikestats.pl 2022 button stats bikestats.pl 2021 button stats bikestats.pl 2020 button stats bikestats.pl 2019 button stats bikestats.pl 2018 button stats bikestats.pl 2017 button stats bikestats.pl 2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl 2011 button stats bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

50-100 km

Dystans całkowity:13797.57 km (w terenie 5589.00 km; 40.51%)
Czas w ruchu:717:20
Średnia prędkość:19.23 km/h
Maksymalna prędkość:34.90 km/h
Suma podjazdów:48006 m
Suma kalorii:82337 kcal
Liczba aktywności:215
Średnio na aktywność:64.17 km i 3h 20m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
50.22 km 40.00 km teren
03:47 h 13.27 km/h:
Podjazdy: m

Skrzyczne, Barania, pierwsza gleba sezonu

Piątek, 8 czerwca 2012 · dodano: 08.06.2012 | Komentarze 8

Na forum rowerowym zgadaliśmy się z Adrianem i Krzychem że jedziemy w góry do Szczyrku. Po małych problemach ze znalezieniem się zapakowałem się do bolidu i jedziemy po Krzycha. On wsiada w Mysłowicach i w komplecie jedziemy do szczyrku. Droga poleciała bardzo szybko. W międzyczasie okazało się że w Szczyrku ma dołączyć jeszcze Tomek. Wypakowaliśmy się założyliśmy koła i w czterech jedziemy pod wyciąg na Skrzyczne. Wiem wiem co to za jazda wyciągiem ale plan był na tyle ambitny i mało czasu że byliśmy zmuszenie jechać wyciągiem. Czekając na otwarcie kas spotkaliśmy DH'owca na wyjebanym w kosmos Mondrakerze. Piękna maszyna jeszcze te hamulce 6 tłoczkowe i dwupułka upasie-down. No nic marzyc można ale trzeba jechać na wyciąg. Poczekaliśmy chwile i jedziemy na sama góry z jedna przesiadka. Na Skrzyczmy szybko odnajdujemy zielony szlak którym jedziemy praktycznie pod sama Baranią Górę.

Mały popas, w oddali widać Skrzyczne.


Tak wyglądała nasza dalsza droga.



Jak to już ten zjazd szybko poleciał, nie ma jak Maestro :). W pewnym momencie trafiamy na wycinkę gdzie trzeba było pchać no dobra nie tylko tam było jeszcze kilka miejsc ale nie było najgorzej. Odbijamy na czerwony szlak i troszkę pchając docieramy na Baranią Górę.
Widok z Baraniej Góry © Krzychu22


Tam małe zaskoczenie od zarypania denerwujących much. Chwila odpoczynku i zjazd niebieskim do Wisły. Krzychu wypruł do przodu na fullu i jak się okazało za ostro pojechaliśmy i przejechaliśmy skręt, dobrze że szybko się zorientowałem bo jakoś za mało kamieni było :). No nic trzeba podepchnąć. Na właściwym szlaku ja obejmuje prowadzenie i gnam na dół. Miałem jeden krytyczny moment ale się udało opanować rower. Czekam na resztę i już łatwiejsza częścią szlaku jedziemy w grupie. Troszkę przycisnąłem i pod wiatą zorientowałem się że coś rower się dziwne prowadzi i tył nie hamuje, patrze a tu zero powietrza. Akurat wybrałem idealne miejsce do latania kapcia ławeczka strumyk gdzie obmyłem oponę z błota.
Pierwszy serwis na trasie © Krzychu22


Szybko założyłem nową dętkę i jedziemy dalej. Adrian jechał pierwszy widzę jak rozłożył nogi i został sfotografowany przez jakiegoś pieszego. Jechałem prawie zaraz za nim chciałem go wyprzedzić po prawej ale jak się okazało było tam w cholerę błota rower odjechał mi na lewo i chciałem się odbić noga od skarpy jednak ta jedna jedyna próba się nie powiodła moment i leże w błocie i jakiś chaszczach. Było tam tak miękko że ujechała mi noga i już nic się nie dało zrobić jeszcze miałem problem z zebraniem się to nie dało się utrzymać na tym błotsku. Szybko skoczyłem do strumyku się obmyć i jedziemy dalej. Standardowo było na ostatnim odcinku przed Wisłą sporo błota.

Gdzieś na niebieskim szlaku



Szybki zjazd asfaltem do Wisły i Szukamy zielonego szlaku na Grape i dalej na Czupel i Smerkowiec. Pod wyciągiem zrobiliśmy popas i odpoczynek. Dalej niestety było trochę pchania i jazdy pod dużym kątem. Za Grapą też dużo pchania i dodatkowo mnóstwo powalonych drzew gdzie naprawdę można było jechać bo było prawie płasko. Skończyło się przedzieranie przez drzewa to zaczęło się pchanie gdzieniegdzie dało się jechać tak cały czas pod Smerkowiec.

Na Smerkowcu



Dalej mamy jechać żółtym szlakiem przez Jaworzynę na Przełęcz Salmopolską.

Żółty szlak na Jworzyne



Znaliśmy ten szlak więc Krzychu puścił się pierwszy o dziwo nie naciskał hampli, w końcu się odważył po wypadku Barneya i grzał równo chciałem go dogonić, ale widzę że Krzycha trochę podbiło ja jadę zaraz za nim i się wybijam przeleciałem chyba z 3 metry i niby nic ale słyszę jakiś hurgot hamuje i co, oczywiście pana. Po dwukrotnej probie latanie byłem zmuszony wsiąść nowa dętkę od Adriana - dzięki za pomoc. Już chłopaki hamowali moje zapędy żeby nie wykończyć kolejnej dętki. Ostatni terenowy odcinek to była totalna masakra 100% wypychu w upalnym słońcu. Na drodze na Salmopol zasłużony odpoczynek, pot miałem wszędzie odpoczęliśmy i już asfaltem jedziemy na polanę na szczycie Przełęczy Salmopolskiej. Na trawie poleżeliśmy z 20 min dojadłem resztki i zjazd asfaltem do Szczyrku.

Ostatni odpoczynek na trasie, polana na Salmopolu



Szkoda że asfaltem ale i tak super cały czas było ponad 60 tylko na zakrętach trzeba było hamować. Tak praktycznie jechaliśmy do samego Szczyrku.Pod samochodami pogadaliśmy chwile i pakujemy się. Pożegnaliśmy się i ciśniemy do domu. Adrian odstawił mnie pod Lenartowicza a Krzychu wracał jeszcze na Mysłowice skąd go zabraliśmy.

Wyjazd bardzo udany pogoda dopisała choć kilka razy lekko mżyło. Ekipa full'owców dawała radę nie ma to jak wspólnie poszaleć w górach, oby więcej takich wypadów. Zmęczenie spore ale to przez wczorajszy dystans i jakieś przeziębienie się przyplątało i katar co zatykał nos. Super wyjazd dzięki chłopaki.

Dane wyjazdu:
76.20 km 15.00 km teren
03:36 h 21.17 km/h:
Podjazdy: m

Chorzów

Sobota, 2 czerwca 2012 · dodano: 02.06.2012 | Komentarze 2

Plan był prosty do Barneya po Burnoxa i jazda na bandy do parku. Miałem jechać tylko z Krzychem ale dołączył się jeszcze Łukasz. Spotkałem się z Krzychem na Maczkach, terenem przez Juliusz Klimontów. Dalej przez Gwiezdną na plac papieski gdzie dołączył Lukasz. Chwile pogadaliśmy i jedziemy do Katowic przez stawiki i słynne Borki. Później wzdłuż Chorzowskie i tak do samego Chorzowa. Spotkaliśmy się z Wojtkiem pogadaliśmy co i jak tam u niego. Nie wygląda to najlepiej. Odebrałem co moje i jedziemy do parku pojeździć po trasie. Mieliśmy problem aby zlokalizować tą miejscówkę ale w końcu się udało. Pojeździliśmy z 20 min i Łukasz pojechał do domu bo się umówił. Ja z Krzychem zjadłem coś na szybko zjechaliśmy dwa razy i też wracamy. Droga taka sama choć od centrum sosnowca to wlekłem się na ostatkach sił. Wczorajsza nauka jazdy na monocyklu dała się we znaki mięśniom. Bardzo powoli wdrapałem się na Mec na szczęście do domu sporo z górki. Jakoś udało się dojechać.

Dane wyjazdu:
63.89 km 26.00 km teren
02:40 h 23.96 km/h:
Podjazdy: m

U Krzycha i Ryszka

Piątek, 25 maja 2012 · dodano: 25.05.2012 | Komentarze 0

Wyrwałem się wcześniej ze szkoły. Porobiłem przy Meridzie, zjadłem obiad i jadę do Krzycha. Plan na dzisiaj była ambitny, Murcki, sklep w Katowicach, wizyta u Wojtka i Park Chorzowski i tamtejsze bandy. Do Krzycha standardową trasą Maczki, czarny szlak, górna przed Długoszynem, osiedle stałe i Mysłowice. Jak przyjechałem to Krzychu kończył obiad wbiłem do niego aby zobaczyć jak wygląda dojazd do Barney'a. Już mieliśmy wyjeżdżać ale telefon od instruktorki że ma czas i może pojeździć. Spojrzałem na zegarek czy zdążę i gnamy razem z Krzychem. Krzychu chciał mi pomagać dając zmiany ale jakoś sam ciągnąłem. Na górce z kapliczką Krzychu został w tyle myślałem ze mnie dogoni ale już go nie widziałem, wiedział jak była sytuacja i pojechał w swoja stronę.

Mieliśmy się spotkać jak skończę jeździć. Jak wróciłem Krzychu już czekał. Ruszyliśmy na ostrowy i na tamtejszą traskę chłopaków z WZO. Zjechaliśmy kilka razy ja zaliczyłem małego dropa i jedziemy na Wągródkę. Tam się okazało że spalił się kawał młodnika jeszcze były dwa wozy strażackie ale tylko jeden strażak i ok 500m rozwiniętych wężów. Popatrzyliśmy chwile i jedziemy dalej terenem na Ryszkę. Tam posiedzieliśmy pojedliśmy, pogadaliśmy. Droga powrotna równoległą trasą jak przyjechaliśmy z małą zmiana że wyjechaliśmy na Starych Maczkach. Chciałem zrobić postój w stałym miejscu ale jedzie autobus 220 więc się szybko żegnam i jadę. Już się ustawiłem rozpędziłem za busem i słyszę posuń się kurde o co chodzi kto to się chce jeszcze podpiął. Patrze a tu Krzychu ruszył za mną. Grzejemy za nim a tu jakiś koleś w niebieskiej A3 (jakiś zwykły prostak, wsiok, debil, cham, i jeszcze kilka ciepłych słówek, dlaczego będzie potem...) pyta się nas wyprzedzają czy bliżej się nie da m pewnie ze się da ale już pojechał. Rzem z Krzychem zajeżdżamy pod Balaton i stojąc na parkingu kierowca pokazał nam kciuk do góry kilkukrotnie i patrzył na nas, nie wiem czy to było pozytywne czy negatywne ale spoko. Stojąc na parkingu i gadając przejeżdża ten cwel w A3 i pokazał nam środkowy palec, dlaczego nie wiem ale jak bym go do gonił i cegłą zapukał w szybę to by mu rura zmiękła. Jeszcze chwile postaliśmy i rozjeżdżamy się ja przez hałdę jadę do domu.

Dane wyjazdu:
57.17 km 22.00 km teren
02:36 h 21.99 km/h:
Podjazdy: m

Dolina Żabnika

Niedziela, 20 maja 2012 · dodano: 20.05.2012 | Komentarze 4

Umówiłem się z Krzychem na spokojne kręcenie. Pojechałem asfaltem na Maczki. Widziałem że lata helikopter z banka na wodę i coś gasi okazało się że coś paliło się na Maczkach. Podjechałem ale tam ledwo się zaczęło palić i już ugaszone. Czarnym szlakiem jadę przez rurę i wdrapuje się na górkę. Szybko zjazd i jestem na osiedlu Stałym. Z Krzychem spotkałem się dopiero przy obwodnicy. Wróciliśmy kawałek i niebieskim przez park lotników na czerwony szlak którym jedziemy przez kamieniołom, bazę nurków na Sosinę. Tam odpoczynek objechaliśmy i jedziemy na Ciężkowic do sklepu. Jedzmy na dolinę Żabnika objechaliśmy i powrót na Sosine. Płytami na Maczki. Tam chciałem się chwycić autobusu ale schrzaniłem sprawę i mi uciekł. Koło Balatonu już do domu.

Dane wyjazdu:
84.25 km 25.00 km teren
03:54 h 21.60 km/h:
Podjazdy: m

Ogniste Bukowno

Sobota, 12 maja 2012 · dodano: 12.05.2012 | Komentarze 0

Wróciłem ze szkoły i od razu tel do Krzycha czy jedziemy gdzieś. Odpowiedział że z chęcią więc umówiliśmy się że spotkamy się gdzieś po drodze. Szybko zjadłem obiadek i ruszam przez Ostrowy na Maczki. Tam standardowo na czarny szlak później niebieski i dojeżdżam na osiedle Stałe. Telefon do Krzycha gdzie jest ale okazało się że musiał siostrze załatać dętkę i wyjedzie trochę później. Spotkaliśmy się tuż za obwodnica Jaworzna.

Szybki plan gdzie jedziemy na piernik :). Wracamy się na osiedle Stałe i dalej na park Lotników. Terenem na kamieniołom, tam wdrapaliśmy się na górę i objechaliśmy połówkę dookoła. Dalej koło Bazy Nurków na Sosinę. Tam przerwa na owoc i jedziemy na Dolinę Żabnika. Po drodze przyłapaliśmy golasów. Na miejscu postanowiliśmy objechać ten zbiornik. Wokoło jest super singielek tylko w jednym miejscu troszkę przeszarżowałem. Był jeden ciasny zakręt miedzy drzewami, kierownice zmieściłem głowa przeszła barkiem się odsunąłem ale niestety miednicą zahaczyłem o drzewo. Na szczęście na tyle lekko zahaczyłem że mnie nie wywaliło, pod prysznicem się okazało ze trochę skóry straciłem :). Dalej jedziemy terenem na Bór Biskupi. Odkryliśmy singielek który biegnie wokoło piaskowni ale go nie objechaliśmy całkowicie. Na odcinku asfaltowym z góry ciśniemy ponad 50. Przez Ryszką odbijamy na niezbadane singielki. Lekki podjazd i super trasa. Wąsko ale można miejscami trochę jechać szybciej. Takim sposobom dojechaliśmy do pierwszej plaży na Ryszce. Przed zwiedzaniem plaż postanowiliśmy zapolować na piernik. Niestety nie było piernika ale za to pełna pulka różnych innych wypieków chyba stałem tam przez 5 min zanim się zdecydowałem co kupić. Wybór padł na Strucle truskawkową. Na ławce przy fontannie przysiedliśmy i przystąpiliśmy do konsumpcji. Ciasto było bardzo dobrze jak za 6,50 za 0,5 kg można się dobrze najeść we dwóch. W fontannie jakaś dziwna woda jakby ktoś się tam wykąpał, mnóstwo piany. Jeszcze zdjęcie naszych fulli jak to określił Krzychu rasistowskie zdjęcie biały z czarnym RS.

Zdjęcie naszych fulli jak to określił Krzychu rasistowskie zdjęcie biały z czarnym RS © Krzychu22

Siedząc zauważyłem jak latają dwa śmigłowce i coś gaszą. Wiedzieliśmy że coś się pali w okolicy bo nisko latały ale nie było widać dymu. Jak teraz sprawdziłem to okazało się że spłonęło 50 ha lasu po jednej i drugiej stronie szutrowego skrótu na Olkusz. Tutaj Artykuł odnośnie tego pożaru.

Posileni wracamy się trochę i badamy dalej ten singielek. Przekroczyliśmy Ryszkę

Mostek przez który przekroczyliśmy Ryszkę © Krzychu22

i udajemy się w stronę plaży nr 1. Po drodze plaża nr 3

Plaża nr 3 w Bukownie © Krzychu22

Kawałek dalej plaża nr 2 ale nie mam zdjęcia i plaża nr 1
Plaża nr 1 w Bukownie © Krzychu22


Tam zaliczam zjazd i małego dropa który mógł się skończyć pięknym lotem przez kiere, wyskoczyłem z trawy lądowałem na piachu i mnie mocno zahamował, dzięki braku SPD uratowałem się u wygrzebałem się z piachu. Tam kolejny owoc i jeszcze jeden zjazd. Powrót tym samym singielkiem co dojechaliśmy na plaże i powrót wzdłuż torów na Ryszkę. Dalej na Sosinę gdzie mała przerwa i na Maczki przez płyty. Czekam na autobus ale nie jedzie więc jadę sam. Koło Balatonu do domu.

Jeszcze spotkałem się z kumplem który miał dla mnie magnes do licznika. Razem jeszcze postanowiliśmy trochę pokręcić. Od razu test licznika jak na razie działa wszystko ok ale muszę sprawdzić czy dobrze pokazuje odległość co nie wiem czy doby obwód wpisałem choć mierzyłem. Przed 22 byłem już w domu.

Dane wyjazdu:
59.66 km 15.00 km teren
02:45 h 21.69 km/h:
Podjazdy: m

Premierowe kręcenie

Środa, 9 maja 2012 · dodano: 09.05.2012 | Komentarze 3

Najpierw pojechałem asfaltami na Maczki tam wbijam na czarny szlaki i częściowo terenem i asfaltem lecę do Krzycha. Wjeżdżam do niego na podwórko i co widzę, prawie kompletny rower. Pierwsza myśl ja pierdole ale on jest zajebisty. Wychodzi Krzychu i pomagam mu złożyć go do końca. Jedziemy do mnie po podkładki pod kominy bo Shimano jednak nie jest kompatybilne z Truvativem. Wracamy prawie taka sama drogą ale z większą dawką terenu. Krzychu cały zadowolony ja również bo w końcu ma konkretny sprzęt na którym już nie ma na co narzekać :). U mnie bierzemy co potrzeba i jedziemy na Strzemieszyce, Szałasowiznę i dostrzegam jakiś singielek przez tory. Trzeba go sprawdzić. Dojeżdżamy na Przełajkę. Dalej jedziemy na Sławków i koło urzędu celnego jedziemy terenem na Cieśle. Ternami dojeżdżamy na Maczki tam pętla po lasach i się rozdzielamy. Asfaltem koło Balatonu wracam do domu.

Dane wyjazdu:
58.06 km 25.00 km teren
03:36 h 16.13 km/h:
Podjazdy: m

Skrzyczne z GOPR

Niedziela, 29 kwietnia 2012 · dodano: 29.04.2012 | Komentarze 4

Planowaliśmy jechać w czwórkę w góry w poniedziałek. Niestety Krzychu jeszcze nie miał całego roweru więc pojechaliśmy w trzech w składzie: Wojtek, Andrzej i ja. Wojtek bardzo chciał jechać na Skrzyczne, więc tak zaplanowałem trasę. Do Szczyrku dojechaliśmy przed 9, rozpakowaliśmy się i jazda niebieskim szlakiem tak jak ostatnio. Wojtek stwierdził że drugą cześć pojedzie kolejka, a Andrzej była tak bardzo zdeterminowany zdobycia Skrzycznego że zwały śniegu zalegające na trasie go nie zniechęciły. Razem z Andrzejem brniemy przez błoto, kamienie, śnieg i lód. Szczerze było więcej pchania jak jazdy ale jesteśmy na szczycie. Teraz zaczęło się najlepsze, zjazd po śniegu. Na początku niebieskiego szlaku mnóstwo śniegu. Wojtek grzebnął na zimny śnieg, a dwa razy Andrzej raz a ja ratowałem się przed glebą wyskokiem przez kiere, kolejny raz i nie ostatni uratował mnie brak SPD. Po jakiś 600m śnieg się skończył i zaczął się zajebisty zjazd. Ja jechałem swoim tempem i co chwile się zatrzymywałem i czekałem na Hardtailowców. Na szlaku sporo kamieni ale da się przez nie przelecieć, ogólnie jak bym nie musiał czekać to cały zjazd bym zrobił że średnią prędkością blisko 30, aż tak się super jechało :). Andrzeja raz grzebnął ale fartownie na trawę, Wojtek złapał pane. Już prawie koniec zjazdu więc gnam na przód zatrzymałem się i czekam i czekam. Dzwonie do Wojtka i mówi że miał glebę i coś z nogą. Wracam i wracam chyba z kilometr dalej zajechałem od miejsca wypadku. Wojtek leży bez buta i są jacyś piesi. Pytam się co i jak i okazało się że na pierwszy rzutka oka skręcił kostkę. Już zadzwonili po GOPR'owców bo nie było jak go sprowadzić a co dopiero zjechać i dostać się do samochodu. W czasie oczekiwania na pomoc pytam się jak on to zrobił że naga rozwalona a nawet mu się krew nie lej tylko lekkie zadrapania. Mówił że jechał wolno by ominąć jednego gościa który okazał się bardzo w porządku i na koleinie ujechało mu koło i nie zdążył się wypiąć i już tak dalej poszło. Po jakiś 40 min są ratownicy i zabierają go do swojej bazy w Szczyrku(dzięki panowie za pomoc). Ja z Andrzejem zjeżdżamy do Ostre. Asfaltami do Szczyrku po samochód przez Lipową, Godziszkę,Buczkowice. Przebieramy się pakujemy roweru i jedziemy po Wojtka. Załadowaliśmy go do samochodu i powrót do domu. Odstawili mnie do domu, a oni pojechali do szpitala. Zadzwoniłem do niego i okazało się że jest totalna chujnia. W tym sezonie raczej nie pokręci. Kość strzałkowa złamana coś jeszcze porozwalane i 2 miesiące musi mieć śruby w nodze, już nie wspomnę o rehabilitacji. Doda wpis to będzie więcej informacji.

Gdzieś w połowie drogi na Skrzyczne © Krzychu22


Jeszcze śnieg ... © Krzychu22


Wjazd na Skrzyczne © Krzychu22


Czując nie dosyt i chęć pogadania z Krzychem zmusiła mnie do zrobienia dodatkowej 30. Pojechaliśmy przez park, lasem na Czarne Morze, Przez hałdę na Balaton pętla wokoło i pogawędka na parkingu.

Jakby nie ten cholerny wypadek to byłby super dzień. Zdjęcia będą jak Wojtek będzie mógł je wrzucić.


Wojtek szybkiego powrotu do zdrowia i żebyś jeszcze pokręcił z nami w tym roku.

Dane wyjazdu:
61.44 km 28.00 km teren
03:02 h 20.25 km/h:
Podjazdy: m

Terenowe kręcenie

Sobota, 21 kwietnia 2012 · dodano: 21.04.2012 | Komentarze 1

Byłem umówiony z Dawidem na Balatonie o 14. Trochę spóźniony ale dojeżdża. Lecimy do Krzycha bo mam do niego sprawę. Jedziemy terenami na Maczki, dale szlakami na Jaworzno i do Krzycha. U Krzycha przekładka kola bo chciałem zobaczyć jak się sprawują tarcze XT na pająku. Pojechaliśmy tak jak ja przyjechałem z Dawidem. Odprowadzamy go prawie pod Maczki i już jedzie do domu bo miał jakieś sprawy do załatwienia. Tam również reguluje hamulec, wtedy podjeżdża suka i pies gada coś do Krzyśka ja udaje że nic nie słyszę i olewam ich. Jakoś odeszły mi chęci o jazdy ale musiałem oddać koło Krzyśkowi. Tak więc wracamy. Na lewo od asfaltu jest jakiś singiel to wbijamy. Nieznanymi ścieżkami dojeżdżamy do drogi co leci z Szczakowej do centrum. Na drodze widzę leżące pomidory. Dwa były ładnie w woreczku jeden się wytoczył. Ktoś zgubił ale się nie zmarnowały ja jednego zjadłem Krzychu drugiego trzeci zakończył życie na A4. W parku lotników widzimy psa który wdrapał się na drzewo aby zdobyć wcześniej tam położony patyk. Tam wpadam na genialny pomysł, jedziemy do Maca na lody. Nie zauważyłem żeby Krzychu jakoś protestował. Zjedliśmy i jedziemy do Krzycha na ponowną przekładkę. Od niego czym prędzej w teren i singielkiem pod Fashion House. Tam kawałek asfaltem i na płyty. Dojeżdżamy pod stacje na Jęzorze. Wzdłuż torów dojeżdżamy do hałdy gdzie są płyty. Płytami znaną drogą jedziemy aż do wiaduktu nieopodal kopalni piasku Maczki-Bór.

Kopalnia piasku CLT Maczki-Bór © Krzychu22

Dalej jedziemy torami aż do Maczek. Spod wiaduktu rozjeżdżamy się w swoje strony. Ja jadę terenami na Balaton dalej przez hałdę do domu.

Krzychu zrobił mi jeszcze zdjęcie z ukrycia.

Taka tam fotka © Krzychu22
Kategoria 50-100 km


Dane wyjazdu:
54.36 km 30.00 km teren
03:56 h 13.82 km/h:
Podjazdy: m

Jurajskie klimaty

Niedziela, 15 kwietnia 2012 · dodano: 15.04.2012 | Komentarze 0

Umówiłem się z Dawidem Kuls że rano wstanę i napisze mu czy jadę. Rano mokro ale nie pada długo się nie zastanawiałem i napisałem do Dawida że jedziemy. Dawid zaproponował że pojedziemy samochodem, dzięki temu uniknęliśmy ulewy i wróciliśmy o przyzwoitej godzinie do domów.

W kluczach byliśmy ok 10:30. Na miejscu byli już Qudłaty i Oko z ekipy QQS. Następnie dojechał nasz przewodnik FikiMiki. W czasie jak reszta przygotowywała sprzęty do jazdy, a sprzęty były konkretne dojechali jeszcze 5iatka i wojciechu. Poczekaliśmy do planowanej godziny startu czyli 11 i ruszamy na trasę. Ledwo ujechaliśmy i już jest pierwszy podjazd na rozgrzewkę.


Na górze mały postój i wjeżdżamy w teren. Zaczyna się spoko lekki zjazd po ściółce a następnie ostrzej po jakiejś drodze. Tak dojeżdżamy do jakiegoś jeziorka. Kawałek wzdłuż brzegu i wyjeżdżamy na asfalt. Jedziemy dosłownie kawałek i skręcamy na szuter przy jakiś większych stawach. Tempo nie jest za mocne ale można trochę miejscami przycisnąć. Dokładnie nie wiem gdzie krążyliśmy ale ogólnie bajeczne tereny. Jak by jeszcze tylko pogoda dopisała to byłby naprawdę super PARATRIP. Miejscami były konkretne podjazdy ale za to super zjazdy. Następnie uderzyliśmy na górę Chełm z której jest naprawdę super zjazd, tylko te mokre liście były cholernie śliskie.Po drodze odbijamy pod kościół gdzie dołącza Arturo. Kawałkami znałem trasę bo przeplatała się z czerwonym szlakiem rowerowym którym jechaliśmy do Ogrodzieńca. Był jeden zjazd na którym myślałem że zaliczę piękny lot przez kiere. Jechałem zaraz za Arturem. Prędkość był pewnie w okolicach 30, widzę że zaczyna hamować ale nagle się wybija i spada z uskoku ok 0,5m widzę że nie mam szans wyhamować ani tego ominąć, więc muszę lecieć za nim. Co gorsza w dole była spora gałąź którą na szczęście Giant Artura przemielił. Po wdrapaniu się pod jakieś skałki urządzamy większy popas:

Pierwszy i jedyny większy popas © Krzychu22

Po przerwie zjazd do asfaltu i znowu podjazd. Takim sposobem dostajemy się na czerwony rowerowy szlak którym jedziemy aż do odbicia z asfaltu w teren. My pojechaliśmy dalej prosto czerwonym szlakiem ale pieszym. Tam po wdrapaniu się na szczyt wzniesienia chwila przerwy aby maruderzy dojechali. Artur znał dobrze ten odcinek naprawdę bajeczny zjazd. Znowu jadę za Arturem mniej więcej podobnym tempem. Były tam kolejny w których zalegały zeszło roczne liście. Miejscami trzeba było blokować koła ale na jednym zakręcie zobaczyłem śmierć w oczach. Nie wiem ile jechałem ale wpadam w zakręt i wiem że muszę skorzystać z bandy która jest za koleina z liśćmi, w innym razie poleciałbym w najlepszym wypadku w chaszcze lub szlifował bym po kamieniach. W czasie przejeżdżania przez tą koleinę ujechał mi znacznie przód, jakby nie prędkość to nie wiem czy dałbym rade wstać o własnych siłach. Trochę mnie zdziwiło że się nie wyglebiłem. Wiele o tym nie myśląc zapierdzielam dalej.

Po tym zjeździe szykuje się kolejny ale nieco krótszy. Ale rekompensował on taka super wysoką bandą i małym uskokiem z którego dał się polecieć.

Artur na bandzie © Krzychu22

Szkoda że przy wyjściu z bandy były super śliskie liście, a kawałek dalej głęboki wąwóz. Musieliśmy zjechać do niego. Oto taki techniczny zjazd po glinie:

Techniczny zjazd do wąwozu © Krzychu22

Jedziemy dalej tym wąwozem na którego końcu jest obrzydliwie śmierdzące głębokie błoto. Tutaj część ekipy już ruszyła

Ciekawe miejsce do jeżdżenia © Krzychu22


Jeszcze się pokręciliśmy po okolicznych lasach ale czas naglił. W okolicach czerwonego rowerowego wbijamy na asfalt koło kościoła i jedziemy do Kluczy. Pakujemy się z Dawidem zakładamy czyste ubrania i wracamy do
Dąbrowy.

Wyjazd jak najbardziej udany. Najbardziej wnerwiająca była pogoda i ta lekka mgiełka która leciała z nieba. Trzeba będzie powtórzyć taki wypad jak będzie lepsza pogoda. Epika i tak dopisała, choć się nie spodziewałem.

Tutaj ślad żeby było wiadomo gdzie jeździłem:

Kategoria 50-100 km


Dane wyjazdu:
76.72 km 40.00 km teren
03:54 h 19.67 km/h:
Podjazdy: m

Rozpoznawczo do Chrzanowa

Wtorek, 10 kwietnia 2012 · dodano: 10.04.2012 | Komentarze 3

Byłem umówiony z Krzychem na jakieś terenowe kręcenie. Inaczej jak zwykle spotkaliśmy się pod Orionem. Pojechaliśmy najpierw do niego przez Niwkę, na rondzie w lewo i przed S1 wjechaliśmy w teren. Było tam niesamowicie śliskie błoto. Wszytko się zalepiało i tył jeździł gdzie chciał, przód nawet się trzymał bo rawie nowy Albert jest:). U Krzycha oskrobałem nadmiar błota i dopompowałem powietrza bo myślałem że złapałem kapcia. Od niego ruszamy kawałek asfaltem a następnie terenem pod elektrownie Jaworzno III. Dalej szlakiem koło zalewu i czarnym szlakiem dojeżdżamy w okolice Jelenia. Tam Krzychu swoimi ścieżkami mnie prowadzi. Odkryliśmy (przynajmniej ja) super wzniesieni gdzie już jest trochę zrobiona trasa do zjazdu.

Górka w Jaworznie gdzie powstanie trasa Krzychu&Krzychu; © Krzychu22


W najbliższym czasie planujemy zrobić tam swoją miejscówkę do ciorania. Powiększymy tą trasę i dodamy kilka swoich wariantów i może usypiemy kilka hopek. Plan jest ambitny i myślę że realny do wykonania. Będzie więcej czasu to piła, szpadle, siekiery, łopaty i do roboty. Dalej jechaliśmy sam nie wiem gdzie, ale wyjechaliśmy w okolicach Jeziorek. Tam wbijamy na polna drogę i dojeżdżamy do czarnego szlaki który leci z Byczyny. Tam większy postój i podziwiamy jak sarny chodzą po polu.

Pole w okolicach Byczyny © Krzychu22


Jedziemy dalej czarnym i skręcamy na czerwony którym mamy jechać do samego Chrzanowa. Niestety Krzychu źle skręcił i wróciliśmy się do Byczyny. Po oglądnięciu mapy wracamy i już jedziemy tak jak trzeba. Na czerwonym szlaku blisko Chrzanowa jest spore bagno. Idealnie przez dukt płynie jakiś syf. Próbowałem to przejechać ale zrezygnowałem, nie chciałem mieć mikro w butach. Musieliśmy się wrócić kawałek i przedzierać się krzakami gdzie było od cholery jeżyn. Udało nam się to ominąć i jedziemy dalej. Przed torami skręcamy w jakąś ścieżkę która planowaliśmy dojechać do Trzebini. Było tam mnóstwo błota, miejscami mój łysy Albert wymiękał ale mnie do końca nie zawiódł. Przekraczamy tory i wjeżdżamy na trawiaste wzniesienie gdzie robimy mały serwis. Ja myślałem że mam flapka ale dopompowałem i objechałem resztę trasy a Krzychu poprawiał tylne koło. Po zjeździ z tego wzniesienia okazało się że było to zrekultywowane wysypisko śmieci :). Postanowiliśmy sobie odpuścić Trzebinię i wracamy do domu. Inną drogą wracamy do czerwonego szlaku którym można powiedzieć dojeżdżamy do Ciężkowic.Tam robię małe zakupy czyli jabłko dla Krzycha. 7 days i działka towaru, dwa razy mocniejszy jak towar Krycha który po drodze zażyliśmy. Najedzeni jedziemy czarnym szlakiem na Sosinę. W jednym miejscu odbijamy na mostek przez który super się przelatuje. Wracamy na trasę i dojeżdżamy na Sosinę. Tam po zjedzeniu towaru i chwili odpoczynku ruszamy na haju płytami na Maczki. Krzychu chciał jeszcze pożyczyć ode mnie mafie więc pojechał zemną pod dom. Jechaliśmy koło Balatonu, Juliuszowską częściowo ostrowami Ostrowami. U mnie jeszcze pogadaliśmy ok 25 min. Krzychu pojechał do domu a ja poszedłem coś wszamać.

Dzisiaj zbadaliśmy tak naprawdę terenowy powrót z Trzebini. Następnym razem będziemy szukać terenowej drogi z okolic Sosiny do Trzebini i może dalej do Tenczynka. Naprawdę są tam super tereny do zbadania. Będzie czas to opracujemy jakąś sprytna terenową pętle myślę że ok 100+ km z czego ponad 50% będzie terenem a możę uda się jeszcze więcej.
Kategoria 50-100 km