Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Krzychu22 z miasteczka Dąbrowa Górnicza . Mam przejechane 50025.66 kilometrów w tym 17793.68 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 18.19 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

2024 button stats bikestats.pl 2023 button stats bikestats.pl 2022 button stats bikestats.pl 2021 button stats bikestats.pl 2020 button stats bikestats.pl 2019 button stats bikestats.pl 2018 button stats bikestats.pl 2017 button stats bikestats.pl 2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl 2011 button stats bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

100-150 km

Dystans całkowity:3174.81 km (w terenie 1067.00 km; 33.61%)
Czas w ruchu:159:08
Średnia prędkość:19.95 km/h
Suma podjazdów:4613 m
Suma kalorii:44926 kcal
Liczba aktywności:27
Średnio na aktywność:117.59 km i 5h 53m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
100.66 km 45.00 km teren
06:05 h 16.55 km/h:
Podjazdy: m

Zjazdowa Wielka Racza

Sobota, 14 lipca 2012 · dodano: 15.07.2012 | Komentarze 9

Mieliśmy razem z Krzychem zrobić Jurę, ale pogoda była nie sprzyjająca więc postanowiliśmy jechać w góry.

Ruszam z domu kilka minut po 6 na pociąg do Piotrowic. Żeby zdążyć na spotkanie z Krzychem gnam ile sił w nogach przez Kazimierz, Juliusz, Rabkę, Klimontów, Dańdówkę, Niwkę i Mysłowice. Dalej razem z Krzychem jedziemy na Giszowiec, trasą rowerową na Ochojec i przez Piotrowice na dworzec PKP.

Nadjechał pociąg pakujemy się i jedziemy do końca trasy czyli do Zwardonia. W czasie 3 godzinnej jazdy pośmialiśmy się jak zawsze pogadaliśmy ale ogólnie to była bardzo nudna jazda. W pociągu jechało dwóch bikerów którzy mieli robić prawie identyczną trasę jak my. W pociągu wypili już po dwa bronki a później...

Wysiadamy i kierujemy się do najbliższego sklepu w celu kupienia jakiś słodkich bułek aby się napchać bo od rana już zgłodnieliśmy. Zjedliśmy prawie wszystkie słodkie bułki jakie były w sklepi, a tamtych dwóch bikerów wzięło na drogę jeszcze 5 bronków.

Szybko wskakujemy na czerwony szlak którym będziemy jechać praktycznie cała naszą trasę. Zaczyna się niewinnie asfaltowy podjazd kamienisty zjazd i znowu podjazd który przerodził się w mega wypych. Nie wiem ile dokładnie wypychaliśmy ale myślę że koło kilometra przy czym jakieś 200 metrów w pionie.

Po wypychu takie widoki © Krzychu22


i takie :) © Krzychu22

Dotarliśmy na szczyt Skalanka i zaczął się zjazd. Jechałem pierwszy zaraz za mną Krzychu jechaliśmy na pełnym piecu aż trafiłem tyłem na jakiś kamień. Po kilku sekundach poczułem jak tył pływa. Szybkie hamowanie i oczywiście snejk. Szybka zmiana dętki a tu zonk pompuje ale dalej schodzi, przetarła się. Biorę dętkę od Krzycha pompujemy i jedziemy dalej. Znowu ostry podjazd gdzie miejscami jest wypych. Docieramy do Kikuli.

Szczyt zdobyty © Krzychu22

Dalej szlak jest po prostu bajeczny. Podjazdy prawie wszystkie w siodle, singieltrackowe zjazdy na pełnym piecu. Miejscami naturalne hopki do polatania. O dziwo nie było dużo kamienie wiec można było jechać na 120%. W dodatku przy takich widokach:

Widoczki © Krzychu22

Kolejne widoki © Krzychu22

Znowu piekne widoki © Krzychu22

Cały czas piekne widoki © Krzychu22

Przed Wielką Raczą podjazd jest miejscami nie do pokonania w siodle ale jakieś 90% udaje się podjechać.

Fajna kładeczka © Krzychu22

Na szczycie w schronisku po browarze i od razu popas. Posiedzieliśmy, pojedliśmy, odpoczęliśmy, porobiliśmy zdjęcia, pośmialiśmy się i powygłupialiśmy czyli normalny w świecie postój.
Jesyeśmy na szczycie © Krzychu22

Taka martwa natura "nie ma to tamto artystyczna fotka ładnie nie?"

Martwa natura © Krzychu22

Z Raczy widok na Tatry © Krzychu22

Zaraz po starcie po przewie bajeczny zjazd. Trochę po łące trochę miedzy krzakami. Jak spojrzałem na licznik to było prawie 50. Jechałem pierwszy zobaczyłem jakieś wybicie ale przy tej prędkości stwierdziłem że nie będę się wybijał tylko stłumiłem wzgórek zatrzymałem się i czekam na Krzycha. Nagle słyszę krzyk i patrze Krzychu z dużą prędkości jedzie prosto w krzaki. Ja już ochłonął okazało się ze nie zauważył tego wzgórka i go niespodziewanie wybiło. W miedzy czasie wypiął mu się jeden crank i karma zebrała swoje żniwo, kawałek naskórek z Krzyśka pośladka. Jak ja to usłyszałem to myślałem że padnę na ziemie ze śmiechu tak po 5 min opanowałem śmiech i dopytałem się o szczegóły.

Jedziemy dalej Krzychu mówił żeby jechać wolniej ale jak jest w stanie jechać trzeba zapierdalać. Dalej szlak robił się tylko lepszy. Sporo korzeni ale nasze 150 wybierają. Po drodze spotykamy jakiegoś faceta i dwie dziewczyny. Pytał się nas czy ktoś jeszcze idzie po tym szlaku. Krzychu nagłe zmienił kierunek i drałuje na przestrzał w las. Dziewczyny w szoku jak to możliwe mówią że niepotrzebnie zagadywał Krzyśka, a na to koleś że go nie zagadywał tylko się patrzył na was ja tylko to potwierdziłem i jedziemy dalej.

Kawałek dalej jakaś grupka nie do końca zorganizowana. Jeden miał flaszkę ale kielony już nie wiadomo gdzie były. Wszyscy uśmiechnięci witają się a w szczególności jeden który chyba sie ujarał. Lecimy dalej. Na szlaku pojawiło się trochę błota ale to nie problem gnamy aż wióry lecą. W miejscu gdzie wypychamy z góry schodzi kolejna grupa piechurów. Jakieś dziewczyny mówią żebyśmy zamienili się rowerami na zjazd. My niestety musimy odmówić. W zamian ich faceci proponują nam że dadzą nam dziewczyny za 4pak piwa. Już chciałem dogadywać szczegóły transakcji ale po pytaniu na "Jak długo je nam daczą zaczęli się wszyscy śmiać i transakcja nie doszła do skutku. Trudno mi opisywać jak się jechało po prostu trzeba samemu to przejechać, tylko dodam zdjęcia widoków.

Piękne widoki © Krzychu22

Docieramy do mapy kontrolujemy kierunek i fotka naszych sprzętów.

Nasze maszyny © Krzychu22

Dalej jedziemy na Banie. Kolejny szczyt to Wielka Rycerzowa ale w pewnym momencie jest wariant ominięcia tego szczytu. Omijamy bo czas nagli a też pogoda zaczyna się psuć.

Dojechaliśmy na Hale Rycerzową gdzie przepiękne widoki.

Tatry z Hali Rycerzowej © Krzychu22


Hala Rycerzowa © Krzychu22


Oglądamy mapę i szukamy schroniska żeby uzupełnić wodę w bukłakach. Kierujemy się w dół i za raz widać schronisko. Krzychu jedzie pierwszy gnamy jak zwykle nagle mówi że ostre koleiny trochę zhamowałem i przeleciałem po nierównościach. Przy schronisku mało co nie zaliczyłem ostrej gleby. Widzę ładną trawę to podriftuje. Pierwsze dwa boki wyszły dobrze trzeci trochę przeciągnąłem i przednie koło zrobiło kąt 90* z ramą poczułem jak już chce mnie wysadzić z siodła szybko zakładam kontrę i driftuje do zatrzymania.

Kupiliśmy wodę robimy popas mamy się już zbierać i zaczyna lekko kropić. No to wskakujemy na obroty. Mnie całym trzepie z zimna a Krzychu jeszcze wpycha w siebie żarcie. Szybki sprint na górę i zaczyna się to co Endurowcy lubią najbardziej, czyli bardzo długi zjazd do Rycerki. Jedziemy praktycznie na pełnym piecu zwalniamy tylko gdy pojawiaj się głazy lub ładne dziewczyny. Takim sposobem szybko pojawiamy się na Przełęczy Młada Hora. Tam zbaczamy z szalku i zjeżdżamy droga zwózki która była bardzo ale to bardzo stroma i błotnista. Tam zebraliśmy ładne błotko na ramę i szukamy niebieskiego szlaku już do asfaltu. Zaczyna mocjen kropić. Dalej ciągnie się zjazd po singielku gdzie mało co nie wylatuje w przepaść po tym jak wybiło mi niekontrolowanie przód w powietrze. Opanowałem i grzejemy dalej. Zjazd robi się mocno kamienisty ale daje się zapierdzielać. Robimy mały postój na studzenie hampli do już cuć że nie hamują tak jak powinny, po zatrzymaniu mocno śmierdzi. Zjeżdżaliśmy po takim czymś.

Oto taki niewinny techniczny zjazd © Krzychu22

Dalej zjazd był jak to zwykle tylko lepszy. Deszcz pada coraz mocniej. Dojechaliśmy do asfaltu. Szybko kontrolujemy nasz kierunek jazdy i ponad 4o w dół na pociąg. Jednak pada już na mocno szukam miejsca do skrycia się szybko znajduje przytulne gniazdko naczepa kłonicowa do drewna.

Dobrz jest mieć dach nad głową © Krzychu22

Przestaje padać tylko kropi to gnamy dalej. Docieramy do dworca. Pociąg mamy za godzinę więc siedzimy.

W pociągu mała drzemka. Kiedy spałem to Krzychu tak zajebał sprawę. Jakie fajne dziewczyny stały na korytarzu. Jak się obudziłem i zbadałem sprawę co i jak to już wysiadły a naprawdę były ładne. No nic innym razem. Oj Kryś. Wysiadamy w biegu w Piotrowicach. Na szczęście nie pada. Standardową drogą wracamy na Ochojec gdzie jest piękny zachód który oświetla słup wysokiego napięcie. Niestety Amiga mógłby zrobić super zdjęcie mój tel nie oddaje tego ale dodaje zdjęcie.

Dalej jedziemy na Barbarę i Giszowiec. Szybko do Mysłowic gdzie już się rozdzielamy. Jadę dalej sam. Na prostej z Niwki włącza mi się szybkie tempo spowodowane jest to parciem na sedes. Czym prędzej gnam do domu przez Dańdówke, Klimontów, Rabke, Juliusz, Kazimierz. W biegu wpadam do domu. Załatwiłem co trzeba i spokojnie się napchałem i w kimono.

Wypraw jak na razie jest pierwsza w moim rankingu górskich wypraw. Jest zaraz przed zjazdem do Węgierskiej górki. To raczej kierunek naszych następnych wypraw jest jasny:).


P.S. Napęd już zrobił 8 kkm jak na razie nic nie skacze i chodzi w miarę płynnie zobaczymy ile jeszcze takich tripów przetrwa.

Dane wyjazdu:
108.97 km 40.00 km teren
04:56 h 22.09 km/h:
Podjazdy: m

Terenowe Tychy

Piątek, 29 czerwca 2012 · dodano: 30.06.2012 | Komentarze 6

Przeglądając BS przeczytałem że Tomek ma w planach jechać na Tychy. Szybki telefon żeby dowiedzieć się o szczegółach. Później zadzwoniłem do Krzycha czy jedziemy. Musiał zrobić jeszcze kilka rzeczy więc szybko się pakuje i mocnym tempem jadę pod jego dom. Trasa już standardowa przez Ostrowy, Maczki, Czarnym szlakiem, przez wzniesienie Osiedle Stałe do Mysłowic.

Krzychu już był gotowy ja tylko musiałem zmniejszyć zagrożenie pożarowe i jedziemy na Brzęczkowice. Po drodze opychamy się czereśniami, które wziął Krzychu z domu. Dalej jedziemy częściowo znanymi terenami na Giszowiec gdzie pojawił się mały problem. Jadę rozpędzony pod przejście podziemnie a tam sporo ludzi ja chce hamować, naciskam tylna klamkę, a tu nic wpadała do kierownicy trochę się przestraszyłem ale miałem jeszcze przedni. Szybki oględziny i okazało się że wypadł mi klocek. Ja się zabrałem za odkręcenie zacisku itp. a Krzychu odnalazł mój klocek. Jedyne uszkodzenie to pogięta sprężynka ale udało mi się ją trochę podgiąć, aby weszła.

Koło stawu Janina i asfaltem docieramy na miejsce spotkania, gdzie już czeka cała ekipa czyli Monika, Tomek i Adam. Pogaduchy jak zwykłe. Dzięki kombinerkom Adama dopracowałem kształt sprężynki.

Ostatnie rogulacje tylnego hampla © Krzychu22

W grupie ruszamy szutrami na Tychy. Trasa częściowo znana ale bardzo przyjemna. Szlakami docieramy do Tych gdzie odstawiamy Monikę do jej koleżanki.

Szybko ruszamy w drogę powrotną i udajemy się do Tesco. Szybki zakupy gdzie dostrzegłem nasz zaginiony skarb piernik taki jak w Bukownie. Żeby tradycja była spełniona konsumpcja odbywa się przy fontannie.

Jest piernik jest impreza © Krzychu22


Papas w Tychach © Krzychu22

Ruszamy w drogę powrotną która jest prawie identyczna. Jedynie wdrapaliśmy się na hałdę i tak i tak dojechaliśmy na przejazd kolejowy którym już dziś jechaliśmy. Już po zmroku docieramy na Janinię gdzie mały popas. Przez Giszowiec i Mysłowice jedziemy na Niwkę. W Mysłowicach odłącza się Krzychu. Przed Niwką siadłem na koło szosowcowi który jechał w okolicach 40, dałbym rade jechać tak kawałek, ale nie miałem świateł więc musiałem poczekać na resztę ekipy.

Prosta należała do Tomka który robił za lokomotywę do ronda 30 nie schodziło z licznika. Pod komendą pogaduchy o fullach ale Tomkowi włączy się zestaw Bikera i rozjeżdżamy się w swoją stronę tylko popatrzyłem czy nie ma niebieskich i jazda na Rabkę, Kazimierz i do domu. Byłem ok 23:30.

Dane wyjazdu:
141.69 km 85.00 km teren
06:41 h 21.20 km/h:
Podjazdy: m

Terenowe kręcenie

Sobota, 5 maja 2012 · dodano: 05.05.2012 | Komentarze 0

Wstałem wcześniej patrze za okno a tu piękna niebo. Długo nie myśląc dzwonie do Krzycha czy jedzie, nie odbiera. No nic nie będę czekał jadę sam. Ruszyłem na hałdę dalej terenem na Balaton i na Maczki. Wtedy zrodził mi się pomysł żeby jechać przez Mysłowice do Katowic i pośmigać po tamtych lasach albo uderzyć na park w Chorzowie. Jadąc dalej terenem z Maczek na hałdę na Jęzorze dzwonie kolejny raz do Krzycha, dalej nic. Tam wbijam na nowo odkryty singielek i dojeżdżam pod Fashion House. Tam standardowo singielkiem do okolic Krzyśka domu. Tam ostatni telefon i zaskoczenie odbiera. Okazało się że dopiero wstał i potrzebuje ok 30 min na ogarniecie i będzie jechał. Nie chciało mi się czekać więc pojechałem w sumie na jedyną znaną mi trasę w jego okolicach. Udałem się na terenową pętla tak jak biegł wyścig w zeszłym roku. Na tamtych podjazdach stwierdzam że brak kompletnie formy, wtedy to bez problemu zapierdzielałem, może pod koniec sezony tak będzie.

Zdjęcie z cyklu energetyka naszych okolic Elektrownia Jaworzno III © Krzychu22

Objechałem wszystko i miałem bliższe spotkanie ze źrebakiem. Chciał się bawić ale nie pierwszy rzut oka wydawało mi się że chce mi z bani wyjechać, jak odjechałem to rżał na mnie. Wracam do Krzycha i już gotowy użycza mi burnoxa i jedziemy na obczajenie jakieś nowej terenowej trasy. Super się jechał i tak wylądowaliśmy w Imielinie. W pewnym momencie dojeżdżamy do pola gdzie powinna być droga. Nic innego nie było jak brnąc przez zaorane pole. Była tam straszna glina musiałem odpuścić. Krzychu prowadził a ja toczyłem się brzegiem ma około. Kierujemy się na Lędziny. Po drodze postój na zjedzenie bananów i wracamy do Mysłowic pod Krzycha dom. Kawałek mnie jeszcze odprowadza i wraca na obiad. Ja wracam do domu przez osiedle stałe, szlakiem na Maczki i asfaltem koło Balatonu do domu.

Wcześniej się umówiliśmy że po zjedzeniu gdzieś jeszcze skoczymy. Tak więc spotykamy się na Maczkach i terenem kręcimy na Juliusz, asfaltem na Lenartowicza i terenem wzdłuż S1 na Staszic. Tam asfaltem na Pogorie III gdzie trochę grzejemy. Na Pogorii IV w terenie trochę zwalniamy. Przejeżdżam przez kanał gdzie płynie woda ale i tak mało. Po drodze mały postój i jesteśmy na asfalcie. Plan był się polansować ale Krzychu dale znać że ktoś się do nas dobiera. Jakieś koleś nasz wyprzedza więc od razu siadam mu na koło i tak jedziemy większy kawałek. Znudziła mi się tak jazda i na podjeździe dałem pełną moc i zostawiam go i Krzyśka w tyle. Teraz już nie mogę się dać dogonić grzeje ostro. Dojeżdża Krzychu i trochę zwalniamy. Widząc że nas dogania pełna moc na korbę i grzejmy do samego końca asfaltu. Na pogori III odbija się ode mnie rolkarka ale nic się nie stało nawet nie było gleby . Miało być spokojnie nawet przebolałem jak nas dziadek wyprzedził ale widzę że dobiera się do nas jakiś koleś. Oj tak być nie może pełna moc i gnamy w okolicach 40. Dojeżdżamy do drogi i zaraz uciekamy w teren na Pogorie II. Jadąc dalej na Pogorii I objeżdżamy ją i już przez Gołonóg wracamy na Staszic. Tam miała miejsce śmieszna sytuacja. Tam zawsze przejeżdżam przejściem podziemnym. Oczywiście zjeżdżam po schodach. Tym razem szły trzy dziewczyny i schodził z rowerem jakiś koleś. Dosyć szybko wpadam tam, ale je widzę, one piszczą, krzyczą aż Jezusa zobaczyły. Już na prostej też sobie pokrzyczałem i wyjeżdżamy po drugiej stronie drogi. Standardowo powrót do Parku Leśna gdzie robimy dłuższy postój. Trochę przed zmrokiem rozjeżdżamy się do domów.
Kategoria 100-150 km


Dane wyjazdu:
108.97 km 35.00 km teren
04:53 h 22.31 km/h:
Podjazdy: m

Ogrodzieniec-pierwsza setka w tym sezonie

Niedziela, 25 marca 2012 · dodano: 25.03.2012 | Komentarze 3

Ruszyłem o 8:30 na spotkanie z chłopakami na Balaton. Po przejechaniu ok 500m musiałem się wrócić po rękawiczki i wind stopera. Na Balatonie pusto myślałem że pojechali beze mnie. Okazało się że byłem przed nimi i dosłownie po minucie przyjechali Tomek, Paweł, Andrzej, Łukasz. Razem ciśniemy przez płyt na Sosinę gdzie czekał Krzychu. Tutaj chłopaki poznali mój sposób na ochronę przed wiatrem to jest gazeta wyborcza z 13 lutego. Mocnym tempem jedziemy do Bukowna. Na rozjeździe Bukowno Sławków czekamy na Zetora. Zadzwoniłem do niego chyba z 5 razy ale nie odbierał. Było tak jak ostatnio Zetor się opierdala i nie jeździ z nami. No nic jedziemy dalej bo szkoda czasu. Z Bukowna szutrami do Olkusza i dalej asfaltem na Rabsztyn. Standardowo w budzie popas i chwila odpoczynku. Jak to przy odpoczywaniu musi być śmiesznie.

Postój pod zamkiem w Rabsztynie © Krzychu22


Pojedzeni (no może oprócz Krzyśka) jedziemy czerwonym rowerowym na Ogrodzieniec. Pierwszy wyjazd gdzie przydał się full.

Zamek Bydlin © Krzychu22


Długie zjazdy były wszystkie moje. Jeden zjazd jest bajka przed cmentarzem. Super bandy i w miarę przyjemnie. Pytałem się Krzycha co tak słabo zjechał, a ten jakieś tu wymówki że Łukasza rzucało itp. Więc ja z propozycja że zjedziemy jeszcze raz. No to pojechaliśmy. Po wdrapaniu się łyk wody i jazda. Trochę przegiąłem na jednym z zakrętów i nie byłem się w stanie złożyć w drugi bo były za duże korzenie. W taki oto sposób wylądowałem w krzakach. Na tyle były rzadkie że udało mi się przejechać. Jeden pan powiedział do mnie :"powolutku, powolutku". Dalej kulka razy Krzychu i Paweł zostawili w tyle i co jakiś zjazd dzwonił gdzie jechać. No powiem że tempo było mocne.

Świeżo zasiane pole © Krzychu22


Po drodze kilka postojów kilka telefonów i jesteśmy w Ogrodzieńcu pod budą.

Zamek Ogrodzieniec © Krzychu22


Tam kolejny większy popas a Krzychu standardowo głodny. Dalej już asfaltami przez Łazy, Niegowonice, Łosień, Strzemieszyce do domu.

Tempo było konkretne szczególnie na asfaltach jak już brakowało mi przełożeń. Jestem zadowolony bo siła wraca, nie to co ostatnio. Jakoś bardzo się nie wypompował, stwierdzam tak ponieważ po zjedzeniu obiadu nie usnąłem. No to Panowie dzięki za wycieczkę no i gdzie kolejna wyprawa, oby choć trochę terenowa.
Kategoria 100-150 km


Dane wyjazdu:
101.36 km 65.00 km teren
05:01 h 20.20 km/h:
Podjazdy: m
Rower:

Rajdowa pętla, czyli jazda po okolicy

Piątek, 11 listopada 2011 · dodano: 11.11.2011 | Komentarze 0

Ruszyłem troszkę wcześniej żeby powoli się zagrzać. Asfaltem dojechałem na Maczki, gdzie miałem się spotkać z Krzychem. Planowo się spotkaliśmy i szybko terenem na Juliusz, a następnie asfaltem na wiadukt nad S1. Udało się dojechać na czas. Już Andrzej i Tomek czekali, a Piotrek dojechał w tym samym momencie co my. Jesteśmy w komplecie. Przejeżdżając przez wiadukt zaatakowała nas barierka. Terenami przez Czarne Morze dojeżdżamy do składu samochodów Ford. Przed tym kawałek przedzieraliśmy się przez krzaki, aby nie nadrabiać asfaltowych .kilometrów. Przez Staszic, koło targu dojeżdżamy na pogorie III, gdzie dołącza się Olek i Paweł. Ledwo ujechaliśmy 5m i Tomek zaliczył lot szybowcowy przez kiere, na szczęście miękko wylądował na brzuchu. Pozbierał się i ruszamy na pogorie IV. Oczywiście terenem kierujemy się pod Wojkowice Kościelne, a następnie na Bukową Górę. Łagodniejszym szutrowym podjazdem jedziemy na górę i tam mały serwis, smarowanie łańcucha i dalej w drogę. Podjazd i zjazd na Sikorkę. Dalej Tucznawa, Błędów. Tutaj większy popas. Dalej jedziemy na ośrodek wypoczynkowo-rekreacyjny SPA LASKI TOMEK&wyCOMPANY;. Tym razem bez przygód jedziemy na Krzykawkę, Sławków, Bukowno-Przymiarki, Ryszka, Sosina. Na odcinku z Bukowna na Ryszkę Tomek zalicza kolejny treningowy lot, wszystko przez gałąź, która pociągła mu kierownicę. Skończyło się jak poprzednim razem. Przy dywanowym moście odłącza się Andrzej i Piotrek. Na Sosinie pytamy się kiedy będzie jechał III Rajd Niepodległości, okazało się że mamy 25 min, więc objeżdżamy Sosinę. Patrzymy jak chłopaki w samochodach dają czadu. Na tym odcinku moim zdaniem najlepiej pojechał starszy pan w Mitsubishi Lancer. Płytami jedziemy na Maczki gdzie Krzychu jedzie w swoją stronę. My udajemy się na Kazimierz Górniczy, gdzie jest kolejna próba sprawnościowa rajdu. Stoimy 20 min, Olek i Paweł jadą już do domów, bo jest im już zimno oraz robi się ciemno, ja z Tomkiem czekamy na przejazd Subaru Imprezy STI. Po przejeździe rozdzielamy się na skrzyżowaniu przy komendzie. Dalej sam kawałek jadę do domu.

Naprawdę bardzo udany wypad w świetnym towarzystwie oraz w przyjemnych okolicach. Dzięki.

Kategoria 100-150 km


Dane wyjazdu:
138.50 km 49.00 km teren
06:12 h 22.34 km/h:
Podjazdy: m
Rower:

Złoty Potok oraz szlak orlich gniazd do Morska

Niedziela, 6 listopada 2011 · dodano: 06.11.2011 | Komentarze 6

Wyruszyłem z domu planowo o 7:05. Jadę na miejsce spotkania z Dominikiem pod urzędem celnym w Sławkowie. Dojeżdżam 5 min przed czasem i dzwonie zapytać się gdzie już jest. Okazało się, że pomylił urzędy i pojechał na Niwę zamiast na Grodziec. Z 10 min spóźnieniem ruszamy na pogorie III. W międzyczasie dzwonię do Krzyśka, żeby się nie spieszyli jak będą jechali na pogorie. Jedziemy przez Szałasowiznę, Grabocin, Sulno, Staszic, koło targu (gdzie remontują drogę i były małe utrudnienia) i w końcu udało się dojechać, na szczęście z niewielkim spóźnieniem, chłopaki na placu złapali też obsuwę jak Jacek złapał flapka. Wszyscy razem Tomek, Andrzej, Krzysiek, Piotrek, Jacek, Dominik i ja ruszamy na pogorie IV. Tutaj chłopaki byli zdziwieni jak ja chciałem jechać terenem (Tomek ,Piotrek ,Krzychu nie mieli nic przeciwko, poza tym terenem jest bliżej). Tak dojeżdżamy pod Wojkowice Kościelne, gdzie kierujemy się na Dębową Górę. Przed Trzebiesławicami kierujemy się asfaltem na Siewierz. Przed obwodnicą skręcamy w las i jedziemy wzdłuż. Kawałek przejeżdżamy przez trawy i przekraczamy rów i jedziemy pod most, na którym jest obwodnica. Tutaj mała przerwa i Piotrek(Bros) odłącza się od nas i jedzie do domu szkoda, że nie miał więcej czasu. Reszta ekipy jedzie dalej. Na drogę 793 wjeżdżamy w Czekance i nią dojedziemy do samego Złotego Potoku. Tępo jest nie najgorsze, ale za Żelisławicami zaczynamy współpracować. Na początku ja trochę pociągnąłem, później Krzysiek, następnie ja później Dominik i na końcu Tomek, który dał nieźle czadu pod górkę. Na zjeździe do Myszkowa ja prowadzę, żeby nie jechali za szybko bo nie mam blata. Bardzo szybko dojeżdżamy pod urząd miasta gdzie czekamy na Andrzeja i Jacka, nie wiem kiedy się odłączyli od nas. Ja zjadłem coś słodkiego, a reszta trochę większy popas, jeszcze zaprezentowałem kolegom jak powinny się dymić hamulce, ale coś nie bardzo im się chciało. Dociera Jacek i Andrzej i tak już razem jedziemy. Jak się wdrapaliśmy na górkę w Czatachowej, tak już do Złotego Potoku było cały czas z górki, gdzie jechaliśmy non stop w okolicach 35 km/h. Mały postój przy źródełkach, kilka fotek i Andrzej mówi, aby jechać pod pałac.



Tak zrobiliśmy i mieliśmy tam większy popas i standardowo salwy śmiechu podczas posiłku w małpim gaju.



Tutaj podjęliśmy decyzję, że jedziemy zielonym szlakiem przez rezerwat. Ujechaliśmy z 2 km i zgubiliśmy szlak, więc wracamy i odnajdujemy go i czym prędzej się kierujemy na czerwony szlak gdzie okazało się, że będzie bardzo ciężki do przejechania. Na drodze leżało mnóstwo powalonych drzew. Przedarliśmy się i dojeżdżamy do rozwidlenia szlaków gdzie Andrzej, Dominik i Jacek odłączają się od nas. Ja Tomek i Krzych jedziemy czerwonym szlakiem do Mirowa następnie do Bobolic i do Moraska. Po drodze przepiękne widoki.









Za Bobolicami totalny spadek sił i walka ze sobą, żeby dojechać do Morska i koniecznie coś zjeść. Chłopaki nie wiele mieli ze sobą jedzenia, więc się podzieliłem, odpoczęliśmy i jedziemy do Zawiercia na dworzec. Tam szczęśliwie łapiemy pociąg i jedziemy do Gołonoga, gdzie ja i Tomek wysiadamy. Krzychu miał wysiadać na głównym w Sosnowcu. Tomek ze światłami odprowadził mnie na Kazimierz gdzie chwile pogadaliśmy i rozjechaliśmy się w swoje strony. Prawie pod domem bym się wpakował w busa jak mi wyjechał z podporządkowanej, dokładnie się na mnie patrzył, a gdy już zaczął wyjeżdżać mam wrażenie, że udawał że mnie nie widzi. Dalej już bez przygód dojechałem do domu.

P.S. Jeszcze mogę się pochwalić, że zaliczyłem ciekawy zjazd. Były to skały przykryte liśćmi tak naprawdę nie spodziewałem się, że było tam tak ślisko, ale jak już nie mogłem się zatrzymać to musiałem zjechać. Udało mi się to zrobić dosyć sprawnie i w miarę szybko. Oto ten zjazd:



Jeszcze jedno, taki mała gałązka zaplątała mi się w kasetę.





Kategoria 100-150 km


Dane wyjazdu:
116.12 km 80.00 km teren
05:38 h 20.61 km/h:
Podjazdy: m
Rower:

Terenowa pętla przez Pyrzowice, Przeczyce, Tucznawe. Błędów,Sławków

Sobota, 29 października 2011 · dodano: 29.10.2011 | Komentarze 5

Jadę na Balaton aby się spotkać z resztą ekipy, Tomkiem i Krzychem. Na prostej wzdłuż Balatonu łapię się autobusu linij 34 i jadę z prędkością ok 50 km/h. Na miejscu nikogo nie było ale do 10 min wszyscy się zjawili. Pooglądaliśmy nowy nabytek Tomka i ruszamy przez hałdę do parki Leśna. Dalej przez Staszic, Reden na Pogorię III i następnie na Pogorie IV. Tutaj rozłożył Krzysiek serwis. Po wczorajszym skrzywieniu haka musiał go naprostować, bo przeżytka hałasowała. W czasie czyszczenia łańcucha zauważył że ma pękniętą tulejkę. Zaczął usuwać wadliwe ogniwa a w tym czasie zjawił się czarny pies. Zaczął się przymilać do Krzycha i w efekcie porwał mu rękawiczkę którą zostawił na ziemi. Nie da się tego opisać co my przeżywaliśmy już myślałem, że nie utrzymam ciśnienia. Po bitwie z psem Krzychu odzyskał rękawiczkę trochę oślinią ale całą. Dalej jedziemy na Wojkowice Kościelne. Przekraczamy trasę S1 i jedziemy wzdłuż drogą serwisową. Tak dojechaliśmy do terminalu w Pyrzowicach. Kilka fotek i jedziemy na miejsce widokowe przypłocie wokół lotniska. Ja i Krzychu bez problemu wchodzimy na dach a tomek jak się okazało nie był dostatecznie rozciągnięty. Przy naszej pomocy udało się wdrapać i robimy popas. Teraz trzeba zejść ja i Krzychu zeskakujemy, a Tomek zastanawia się jaki wariant wybrać, w końcu zeskoczył nic się nie stało(mamy nakręcony film lądowania Tomka z telemarkiem). Teraz udajemy się na Przeczyce. Jak tylko się da wjeżdżamy w teren, przejeżdżamy po zaporze i tutaj wykazał się mój albert. Nie zauważyłem butelki i przejechałem po niej torując drogę Krzyśkowi. Kawałek jedziemy plażą i wjeżdżamy na asfalt. Jak się obawiałem dojeżdżamy do drogi szybkiego ruchu i staramy się ją przekroczyć. Nie było łatwo, ale się udało. Teraz nieprzyjemny przejazd trawą pod prąd i wjeżdżamy do Zawarpia. Tam terenami dojeżdżamy do Trzebiesławic i polami dojeżdżamy do asfaltu, który prowadzi do Siewierza lub Zawiercia. Dalej jedziemy nową drogą na Dębową Górę troszkę przejeżdżamy z boku, ale za to wyjeżdżamy w idealnym miejscu. Teraz jedziemy na Sikorkę. Jest tam super zjazd nie miałam okazja nim zjeżdżać choć jechałem tak kilka razy, ale zawsze pod górę. Jedziemy przy torach do Tucznawy tam przerwa przy sklepie i jedziemy dalej Terenami do Błędowa. Tam jedziemy nową drogą i dojeżdżamy do asfaltu, ale od razu jedziemy znowu do lasu. Wyjeżdżamy przy piaskowni w Okradzionowie. Jedziemy do centrum Błędowa i tam przerwa bo już bardzo dokucza mi kolano(po ostatniej stłuczce na Pogori). Wjeżdżamy do Lasek i znowu nową drogą. Była tam prowizoryczna kładka, ja jadę na pierwszy ogień, a Tomek za mną. Przejechałam bez problemów, a Tomkowi zjechało przednie koło i głową zary glebę prawie jak dzik. Przy tym wpadł do wody po kolana. A zapomniał bym ochrzcił nowy nabytek FIRSTA po samą koronę. My się z Krzychem śmiejemy, a tutaj zaleciało miętą i znowu większy śmiech. Na szczęście jedyne urazy Tomka to piach na twarzy i wszędzie no i co najważniejsze mokro w butach przy takiej temperaturze. Już bez przygód jedziemy do Krzykawki, Sławkowa. Tam wbijamy na niesprawdzoną prze zemnie ścieżkę i się kierujemy na Ryszkę. Po drodze jest boisko, na którym był mecz i zamknięto bramę na ścieżce, boczkiem przechodzimy i dojeżdżamy do Miedawy, a następnie do terminalu. Tam udajemy się w stronę Ryszki i dale jedziemy terenami koło wróżbity, wyjeżdżamy na Maczkach gdzie się żegnamy z Krzychem. Ja z Tomkiem jedziemy przez Ostrowy na Kazimierz, ja się odłączam i jadę do domu.

Kategoria 100-150 km


Dane wyjazdu:
100.85 km 0.00 km teren
04:38 h 21.77 km/h:
Podjazdy: m
Rower:

Prawie Ogrodziniec

Niedziela, 16 października 2011 · dodano: 16.10.2011 | Komentarze 4

Na miejsce spotkania dotarłem razem z Krzychem z poślizgiem, ponieważ miałem problemy z dopompowaniem dampera. Ze Strzemieszyc ruszyliśmy przez zwałkę huty Okradzionów, Błędów, Chechło. Tam wjechaliśmy na czarny szlak i cały czas się go trzymaliśmy. Naprawdę super szlak z chęcią go objadę jak będą bardziej znośnie temperatury. Tak dojechaliśmy do czerwonego rowerowego szlaku, który prowadzi z Olkusza pod Ogrodzieniec. Dojechaliśmy pod znaną budę, gdzie był większy popas. Tam zadecydowaliśmy, że mało czasu już zostało i jedziemy czerwonym rowerowym do Rabsztyna i dalej do Olkusza, Bukowno. Tutaj standardowo odpoczynek przy fontannie i ruszamy na długą prostą do Sosiny. Tutaj podpuściłem Tomka aby zaczął gonić jakiegoś gościa na szosie. Tomek ostro wyrwał do przodu a ja za nim. Szybko go dogoniliśmy i postanowiliśmy go wyprzedzić. Przez większość drogi byliśmy na przodzie, Tomek ciął powietrze z prędkością około 37 km/h. Pod koniec prostej nas wyprzedził i jechaliśmy za nim blisko 40 km/h. Tak dojechaliśmy do Sosiny gdzie skręciliśmy na drogę do płyt i później na maczki. Krzychu odłączył się koło lokomotywowni. Tak zajechaliśmy na Balaton gdzie już myknąłem sobie do domu, pod ciepły prysznic i zjeść gorący obiad.

Kategoria 100-150 km


Dane wyjazdu:
112.67 km 40.00 km teren
05:55 h 19.04 km/h:
Podjazdy: m
Rower:

Spokojny, terenowy wypad do Krakowa

Sobota, 8 października 2011 · dodano: 08.10.2011 | Komentarze 3

Pobudka o 6:20 sprawdzenie jak za oknem i przygotowania do wyjazdu. Sprawnie poszło i o 7:30 udałem się na spotkanie na Mecu. Na miejscu był już Adam i czekając na Marcina trochę pogadaliśmy. Ustaliliśmy, że dzisiaj ja będę przewodnikiem. Staraliśmy się jechać maksymalnie terenami.

Zjazd z górki na Lenartowicza i po przekroczeniu S1 skręciliśmy w nowo odkrytą drogę i jesteśmy na Juliuszu. Terenem na Maczki i dalej płytami dojechaliśmy na Sosinę. Miejscami lekko kropiło, ale tylko nas zrosiło. Tam wbijamy na zielony szlak i w Ciężkowicach odbijamy na żółty, którym dojeżdżamy do Boru Biskupiego. Tam skręcamy na niebieski szlak turystyczny i wyjeżdżamy za Bukownem. Asfaltem przez Czyżówkę i dalej cały czas czerwonym rowerowym. W Płokach wizyta w sklepie i ciśniemy dalej. Obawiałem się, że wczorajsze opady sprawiły, że będzie błoto na szlaku, ale nie było źle. Równym spokojnym tempem pokonywaliśmy km. W miejscu gdzie ostatnim razem była masakra, dało się w miarę przejechać, sam mało nie wyglebiłem jak mi przednie koło uciekło. Kawałek dalej Marcin był bliski spotkania z błotem, ale się uratował. Nie wiedząc kiedy dojechaliśmy do kopuł gdzie prawdopodobnie jest studio filmowe. Budka sekuritasa wygląda super, jak kask motocyklowy.



Drzwi do kopuł wyglądają jak z gwiezdnych wojen, może są na zdjęciach(strażnik wyszedł i powiedział, że nie wolno robić zdjęć, ale było za późno). Dalej pojechaliśmy do Rudna na zamek. Próbowałem wjechać ale stwierdzam że ostatni odcinek przy mokrej nawierzchni jest nie do pokonania, trzeba by na stojąco jechać, bo koło nieustannie odrywa się. Na dole w budzie większy popas i jedziemy dalej szlakiem rowerowym R4. W Mnikowie odbijamy w dolinę i podziwiamy odnowiony obraz na skale.



Marcin wszedł na górę(naliczył 138 stopni) zszedł i jedziemy dalej. Na asfalcie dziwnie lekko się jechało, więc trochę przycisnęliśmy. Dalej R4 dojeżdżamy na Błonie gdzie odbywa się maraton rolkowy. Wbijamy do parku, czyścimy smarujemy łańcuchy i uderzamy na centrum. Kilka fotek na Wawelu, wjazd na rynek kolejne fotki i jedziemy szukać jakiejś jadłodajni gdzie można się wtarabanić z rowerem.





Pokrążyliśmy i nic nie było, więc jedziemy na dworzec sprawdzić pociągi żeby nie trzeba było później długo czekać. Byliśmy zmuszeni wracać pociągiem, ponieważ terenem wolno się jechało i było dosyć chłodno. Na dworcowym barze chłopaki wzięli większe danie ja skromnie i czekamy. Pogadaliśmy oczywiście o rowerach i jedziemy na pociąg. Tak dojechaliśmy do Jaworzna Szczakowa.

Przez lokomotywownie jedziemy na Maczki koło Balatonu i chłopaki jadą przez Kazimierz Górniczy, więc odprowadzili mnie prawie pod sam dom. Chwile po gadaliśmy, pożegnaliśmy i ja pojechałem w stronę domu.

Wyprawa bardzo udana, wbrew pozorom pogoda nie była najgorsza choć mogło by być cieplej. Spokojna wycieczka bez szarpania i męczenia. Dzięki za wspólny wyjazd.



Kategoria 100-150 km


Dane wyjazdu:
106.34 km 40.00 km teren
07:10 h 14.84 km/h:
Podjazdy: m
Rower:

Węgierska Górka -> Rysianka -> Pilsko -> Żywiec

Sobota, 1 października 2011 · dodano: 02.10.2011 | Komentarze 11

O 4:50 pobudka i szykowanie się do wyjazdu. 5:30 ruszam na spotkanie pod komendę z Jackiem, Tomkiem, Adamem. Na miejscu dowiedziałem się że Tomek zaspał i będzie nas gonił. Wolno ruszyliśmy przez Dańdówkę, Niwkę do Mysłowic gdzie dołączył do nas Krzysiek. Już na Niwce tomek był z nami, jak mówił jego średnia v wyniosła około 33 km/h. Dalej przez Giszowiec, Staw Janina dojechaliśmy pod drewutnie gdzie był Wojtek oraz Filip. Razem już pojechaliśmy na dworzec w Piotrowicach. Nadjechał pociąg wsiedliśmy i dołączyliśmy do Grzegorza, ekipa była w komplecie było nas 8.
Standardowo śmiechy chichy w pociągu i już Węgierska Górka.

Szybka orientacja w terenie i już jesteśmy na czerwonym szlaku. Na początku równy asfalt, ale jak szlak zjechał w teren to od razu zaczęło się z grubej rury. Rozebraliśmy się ostatnie wizyty w krzakach i jazda w górę.



Podjazd na Grapę był stromy kamienisty miejscami błotnisty ale mimo wszystko dla mnie nie było za wiele pchania. Nie wiedząc kiedy już pokonaliśmy ten szczyt i jechaliśmy dalej. Tutaj super widok na Skrzyczne:



Zaczęły się zjazdy co było nie najlepszą oznaką, ponieważ zwiastowało większe podjazdy. Miejscami było ciężko przejechać z powodu dużej ilości błota, ale moje łyse alberty cudem przerżnęły się przez błoto, tam gdzie Tomek zakopał się po tarcze, chyba kluczem była prędkość.



W tej kałuży Tomek był zmuszony wykąpać rower po wspomnianej walce z błotem. Były jeszcze podobne miejsca, ale troszkę mniejsze, ale za to głębsze. Tam przenosiłem rower z racji oszczędzania napędu.

Dalej jechało się przyjemnie do czasu ostrych kamienistych podjazdów.



Po błotnisto-kamienistych zjazdach dojechaliśmy do lasku gdzie był mały serwis i szybki posiłek. Grzegorz chciał dmuchnąć górskiego powietrza do Reby.

Łagodnym zjazdem dojechaliśmy do opuszczonego domu. I tutaj zaczął się piękny trawiasty singielek. Było dosyć stromo, więc można było poczuć prędkość. Wszyscy dojechaliśmy do rozwidlenia szlaków. Sprawdziliśmy na mapie gdzie, co i jak i przyszło nam czym takim zjeżdżać.



Ja z Barnryem dosyć szybko zjechaliśmy. Na trasie były około 30 cm bruzdy wyryte przez wodę oraz ciągniki do zrywki drzewa. To + prędkość = prawdziwe emocje. Jak dojechali wszyscy zaczęły się prawdziwe górskie kamieniste podjazdy. Ja na moim fullu pokonałem prawie wszystkie podjazdy, oprócz miejsca gdzie woda płynęła po luźnych kamieniach. Miejscami podjazdy wyglądały tak:




A tak wyglądał dalszy podjazd(lewy dolny róg) oraz widoczki.

Oczywiście dalej mogło być tylko lepiej.



Podjazd jaki był taki był tylko coraz węższy. Gdy wjechaliśmy do lasu nie było już luźnych kamieni, tylko obsypane ziemią, sterczące, mokre, śliskie głazy oraz korzenie. Nie przechwalając się dawałem sobie z nimi radę, tylko miejscami mój łysy albert, ślizgał się na mokrych kamieniach. Tutaj było dla mnie wyzwanie oto taki podjazd krótki ale bardzo wymagający, tutaj full pokazał swoje zdolności.



Dalej było już bardziej do jazdy. Aż do momentu gdzie była półka skalna z łańcuchami, jak Tomek stwierdził po to żeby przypiąć rower jak ktoś chce iść na grzyby.



Dalej już spokojnie każdy wyjechał na Hale Pawlusia. Tutaj czekaliśmy na obciążonych sakwiarzy. Sesja zdjęciowa, przepiękne widoki. Dalej trawiasty szybki zjazd i podjazd na Halę Rysiankę. Tutaj większy popas i decyzja sakwiarzy, że jadą do najbliższego asfaltu i dalej do Żywca. Całkowicie ich rozumie i się im nie dziwie i tak dawali sobie nieźle radę.

Rozstaliśmy się i ruszyliśmy dalej w składzie: Tomek, Grzegorz, Wojtek, Krzychu, Filip i ja. Bardzo przyjemnie się jechało. Były szybkie kamieniste zjazdy oraz błotniste odcinki. Tutaj była śmieszna sytuacja. Były położone bale nad błotem dla pieszych. Wojtek dosyć szybko na nie wjechał i trafił przednim kołem w szparę pomiędzy balami. W momencie postawiło go dęba i mało co nie wpadł w błoto uratowała go barierka oraz szybka reakcja wypięcia się. Ja objechałem to miejsce boczkiem, ale trafiłem na spore błoto gdzie udało mi się przerżnąć. Musiałem zrzucić zbędne błoto i już razem ruszyliśmy dalej.

Po drodze były spore podjazdy, ale dawało się je pokonać w siodle. Sprawnie dojechaliśmy pod Pilsko. Przed samą Hala Miziową był błotnisty fragment, gdzie nabrałem sporo błota w opony, a następnie szybki zjazd, gdzie leciały fontanny błota z moich kół, musiało to świetnie wyglądać. Pod schroniskiem okazało się, że Grzegorz stracił tylny hamulec, pęk i wypadł nit, który był osia obrotu dla klamki. Za pomocą imbusu i trytytki udało się to mniej więcej naprawić.

Tutaj podjęliśmy decyzję, że trzeba zdobyć Pilsko Grzegorz, Wojtek i Filip pozostali na dole, a my dzielni bikerzy Tomek, Krzychu i ja ruszyliśmy na zdobycie pilska. Miałby to być nowy rekord w wysokości nad poziomem morza(1577m).

Pierwszy odcinek i już trzeba pchać, ale około 20 m i można jechać. Targaliśmy pod górę około 500 m i znowu pchanie po bardzo stromym stoku.



Mniej więcej tak to wyglądało, ja wyrwałem do przodu, a Tomek i Krzychu robili fotki. Po pokonaniu tego podejścia zaczęła się prawdziwa jazda. Głazy jak telewizory, wąsko przez kosodrzewinę i uskoki skalne oraz wystające korzenie, dla mnie raj. Tutaj moglem się wykazać balansem ciała oraz szybkim młynkowaniem po luźnych kamieniach. Udało by mi się wjechać prawie pod same polskie Pilsko jakby nie chodzące dzieci i złapanie się w kosodrzewinę.

Dojazd na słowackie Pilsko wyglądał podobnie tylko nie było luźnych kamieni, ale za to było tak wąsko, że miejscami myślałem, że kiera mi się nie zmieści. Tutaj również były uskoku zrobione przez korzenie.



Dowód że wjechaliśmy. Zjazd bla mnie był bajeczny te uskoku, manewrowanie pomiędzy kosodrzewiną, branie ja na bark i dokręcanie żeby jechać szybciej. Normalnie czułem się jakbym leciał a nie jechał. Dalej było gorzej. Mało brakowało a bym mógł się nieźle poobijać. Duże kamienie, uskoki, spore kępy trawy i ja jadący pomiędzy nimi. Grzechem by było nie spróbować tędy zjechać. Na początku było spoko ale jak zacząłem tracić kontakt, a zarazem tarcie, wiec przyspieszyłem. Grzebałem się w kamieniach aż znalazłem odpowiednie miejsce i ostro hamulec i zeskok z roweru(nie jakoś panicznie tylko delikatnie). Dalsza cześć zjazdu pokonana szybko i bez problemowo po nartostradzie.

Spod schroniska ruszyliśmy zielonym szlakiem do asfaltu, którym mieliśmy do jechać do Żywca. Pierwszy to ostry zjazd, który można było pokonać na szybkości. Tutaj Wojtek zaliczył snejka. Szybki serwis i dalsza część zjazdu. Tutaj już zaczęły się luźnie kamienie, ale dawało radę jechać każdy pokonał ten odcinek w siodle.

Dalej chwila odpoczynku, ponieważ była przyjemna ściółka oraz techniczny szybki zjazd. Aż dojechaliśmy do miejsca gdzie było zwlekane drewno,tam były powyrywane kamieni, a pod nim i błoto, miałem wrażeni, że zaraz zapadnę się kołami po osie. Dalej było podobnie, a miejscami totalny hardcore. W takim właśnie miejscu Wojtek chciał przepchnąć skarpę. Oparł się o nią barkiem, tylko się zarysował. W końcu dojechaliśmy do asfaltu. Cały czas zjazd do sklepu przy Wodospadzie Sopotnia. Popas zakup wody i ruszamy asfaltami do Żywca, po drodze dwa większe podjazdy, a tak to same zjazdy.

Już po zmroku dotarliśmy na dworzec i kopiliśmy bilety, Adam i Jacek siedzieli już na peronie.



Powymienialiśmy się poznanymi trasami i wsiadamy do pociągu, jakiś pijak zaczął do nas krzyczeć, więc my też pokrzyczeliśmy i pojechaliśmy.

W pociągu spotkaliśmy tych samych bikerów co jechali z nami do Węgierskiej Górki. Jak się okazało byli to prawdziwi wyjadacze enduro(mrkura oraz detonator i nieznany kolega) W czasie jazdy wymieniliśmy się doświadczeniami i już jesteśmy w Katowicach.

Powrót do domu przez Szopienice gdzie był nieprzyjemny wypadek samochodu z motocyklem wyglądał na śmiertelny wypadek, ale może motocyklista miał spore szczęście. Dalej przez centrum, Dańdówkę, Klimontów gdzie się odłączyłem i dalej sam na batmana przez Rabkę Wiejską, Kazimierz Górniczy i dom.

Wyprawa bajka. Moje straty to pokrętło do regulacji tłumienia dobicia, poza tym super wyjazd.

Kategoria 100-150 km