Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Krzychu22 z miasteczka Dąbrowa Górnicza . Mam przejechane 50025.66 kilometrów w tym 17793.68 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 18.19 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

2024 button stats bikestats.pl 2023 button stats bikestats.pl 2022 button stats bikestats.pl 2021 button stats bikestats.pl 2020 button stats bikestats.pl 2019 button stats bikestats.pl 2018 button stats bikestats.pl 2017 button stats bikestats.pl 2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl 2011 button stats bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

ENDURance trip

Dystans całkowity:4728.73 km (w terenie 3563.80 km; 75.36%)
Czas w ruchu:418:21
Średnia prędkość:11.30 km/h
Suma podjazdów:110057 m
Suma kalorii:1220 kcal
Liczba aktywności:115
Średnio na aktywność:41.12 km i 3h 38m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
51.02 km 51.00 km teren
04:07 h 12.39 km/h:
Podjazdy: m

Rychlebské stezky

Sobota, 7 września 2013 · dodano: 19.09.2013 | Komentarze 2

Że po wczorajszym wypadzie na Single było nam mało to pojechaliśmy jeszcze na Rychlebské stezky.

Takie sjezdy mają © krzychux22

Od naszej bazy to tylko 60 km, wiec można się wyspać i wyruszyć o normalnej porze. Docieramy tam z zamiarem spotkania ludzi z forum ET. Zdejmujemy rowery i jedziemy do centrum ścieżek.

W drodze do centrum © krzychux22

Tam od razu spotykamy naszych, chwile rozmawiamy i jedziemy sami bo chłopaki mają popas. Dowiadujemy się gdzie i jak jechać, w sumie to jest tylko jeden podjazd. Początek zapowiada się spoko, trawka, krzaczki, korzenie, kamyki, miejscami wypych, kładeczki, przejazd przez strumyk, asfalt tez był. Da się podjechać wszystko w siodle ale nam się nie chce szkoda siły na podjazdy. Wdrapaliśmy już dość wysoko i po wyjechaniu za krzaków ukazało nam się coś pięknego, super, hiper, mega trawers. Nazywa się to Trail Dr. Wiessnera

Trail Dr. Wiessnera © krzychux22

Od razy zachciało nam się podjeżdżać.

Tak to wyglądało © krzychux22

Kawałek jeszcze lasem i jesteśmy na początku zielonej trasy którą postanowiliśmy zrobić jako pierwszą. Początek trasy bardzo techniczny, ale da się wszystko zjechać, jedna mała przygoda to jak kierom przytarłem o drzewo ale na szczęście bez gleby. Tam ostro zawieszenie pracowało, ale też można było trochę poskakać. Mniej więcej tak to wyglądało, tu akurat prosty singielek.

Takie to single © krzychux22

Dalej robi się szybciej i szerzej. Tam daje na pełnym piecu czasami czyje że lecę przez korzenie bez kontroli. Tam adrenalina skacze znacznie. Kawałek spokojnego odcinak po kamulcach telewizorach i zaczynaj się Sjezdy. Tam znowu piec, dostrzegam usypanie po bokach hopki ale dwie pierwsze omija, widząc co jest za nimi decyduje się na kolejne, lata się cudownie, nawet nie ma czasu na zdjęcia. Tak mnie poniosło że latałem z wszystkiego. Była też groźna sytuacja jak się wybiłem i w locie zorientowałem się że lądowanie jest wyżej niż wybicie, przód jakoś skleiłem a tył ostro oberwał ale maestro uratowało mi dupę. Dalej już spokojnie docieramy na dół. Znowu czeka nas podjazd. Tym razem robimy kilka zdjęć.

Podjazd całkiem przyjemny © krzychux22

To u Doktora © krzychux22

Po drodze spotykamy chłopaków z którymi gadaliśmy na początku. Postanawiamy się trzymać razem bo teraz będą robić Super flow. Trochę się ociągają, ale jak wyprzedziła nasz Czeszka to jeden jak się zerwał, a za nim reszta to mało się nie poprzewracali, w sumie się nie dziwie. Tak docieramy na Verlyba gdzie szybko jemy i dalej kierujemy się na Wales. Tam wypych, zakładamy kaski i zaczyna się mega ale to mega techniczna cześć. Dawałem rade ale reszta miało spore kłopoty, sam przyznam że czasami trzeba było wciągać rower na kamienie, trochę jak trial. Docieramy do drewnianego podestu gdzie są jacyś ludzie, okazało się że to Czesi i tam była taka śmiechowa sytuacja. Wjeżdżam tam pierwszy i przejeżdżam obok kobiety, przejechałem i dziwnie się na mnie patrzy i się śmiej, nie wiem o co chodzi. Dojeżdża reszta chłopaków i zagaduje do nich i częstuje jakimś czymś, już wiem mówiła coś do mnie a ja zero reakcji, no ale spoko, kilka razy próbuje nam wcisnąć jakieś cukierki ale odmawiamy. Później Sajmon komentuje tą sytuacje że chciał dać nam jakaś brazylijską muchę i że później z namiotem będzie zjeżdżał, prawie popłakałem się ze śmiechu :) A tak prezentuje się odcinek pod nazwą Wales

Tak wygląda Wales © krzychux22

Dalej już tylko czerwony odcinek Super Flow. Po początku można mieć spore nadzieje że będzie czad. Ale za nim zjazd to szybki popas i spoglądniecie na mapę.

Nawigacja i w dół © krzychux22

Zaczyna się zjazd ale tu niespodzianka dwie super bandy i podjazd, o co chodzi ale podjeżdżamy. No ale później to piiiiiiiiiiiiiiiiiii piiiiiiiiiiiiiiiiiii piiiiii w dół, o co działo się, tego nie da się opisać, jedyne co to dam zdjęcia,

Sajmon po skoku © krzychux22

Zjeżdżamy z przerwami aby powiedzieć o kurwa ale zajebiście. Fajnie można poskakać. Na jednym wyskoku z kamieni mała przygoda, wyskoczyłem za daleko i przeleciałem nad bandą no i poszedłem w las, dobrze że mało drzew ale żeby wyhamować kładę rower i biegnie przytulić się do drzewa, na szczęście tylko kilka otarć. Dalsza część zjazdu jaszcze bardziej WOW. Kawałek podjeżdżamy z chłopakami i się rozdzielamy, oni będą robić Sjezdy a my jedziemy jeszcze raz na Walesa i Super Flow ale teraz spokojnie i porobić zdjęcia. No to po kolei, podjazd:

Wspomniany wcześniej strumyk © krzychux22

Lans na podjeżdzie © krzychux22

Wales:

Piekny Wales © krzychux22

Widoczki suuper © krzychux22

Takie tam na Wales © krzychux22

Siodło w dól i Super Flow:

Szybkie bandy © krzychux22

Dojazdówka do super sekcji © krzychux22

Zawiecha wybiera © krzychux22

Fragment Super Flow © krzychux22

Czas na lans © krzychux22

Nie ma to jak dobry locik © krzychux22

No i nasz wyjazd na Rychleby dobiegał końca jeszcze tylko powrót do samochodu, zaraz po zjeździe:

Jest moooooccccccccccc © krzychux22

Dojazd do Černé Vodě gdzie zostawiliśmy samochód.

Już dojeżdzamy do samochodu © krzychux22

Podczas pakowania się jedzie grupka z forum ET szkoda że nie udało się spotkać na trasie, a nie parkingu nie mieliśmy już czasu.

Rychleby wymiatają, wiem że wrócę tam w przyszły roku i to nie raz, wbrew pozorom to dość blisko nas. Te dwa dni nadrobiły całe wakacje pod względem rowerowania. Polecam każdemu jednak warto mieć dobry rower, najlepiej fulla bo na HT to sporo będzie męczarni, no ale może ja już za wygodny się zrobiłem. Świetne miejsce do trenowania Technik szybkość, kurde wszystko tam się szlifuje :)

Dane wyjazdu:
52.67 km 52.00 km teren
03:19 h 15.88 km/h:
Podjazdy: m

Singltrek pod Smrkem

Piątek, 6 września 2013 · dodano: 19.09.2013 | Komentarze 6

Od dawien dawna planowany wyjazd w góry do domku kolegi udało się zrealizować. Napisze jeszcze tylko że podczas transportu rowerów była mała przygoda. Pominę kilka faktów dlaczego tak się stało, ale prawie zgubiłem swój rower na A4. Jakby nie spalona żarówka to pewnie bym musiał go gdzieś szukać ciekawe czy coś by z niego zostało.


Do rzeczy, razem z Krzyśkiem i ekipą wypadową pojechaliśmy do Novém Městě pod Smrkem gdzie są znane singielki. Mieliśmy kawałek drogi od bazy ale warto było.

Nasze ekipa, Krzysiek wiadomo gdzie © krzychux22

Ruszamy do bazy gdzie oglądamy mapę i kierujemy się na najdalej wysuniętą czarną trasę. Aby dojechać trzeba pokonać płaski kawałek ścieżki opisany jako dla każdego, jadą nim jaramy się jak małe dzieci, co zakręt mostek to emocje coraz większe. Jak na razie tylko podjazdy, niewielkie fragmenty zjazdu ale już jesteśmy zadowolenie. Asfaltowym podjazdem sporo nadganiamy i wskakujemy na czerwona trasę. Tam prawdziwe eldorado dla nas. Wąsko szybko, kręto, wyboiście no i można się trochę powybijać z uskoków. Co najważniejsze były cudne bandy gdzie się lansujemy :D

Na przedkości w bandzie © krzychux22

Dalej podobnie, podjazd i podjazd. Przerwa w budce gdzie popas i uderzamy na czarną trasę. Ujechaliśmy może z 100m i jaramy się bandą na której prawie glebie jak za którymś podejściem chce jechać jeszcze szybciej. Tam spotykamy pierwszą fajną panią :D Krzychu zrypał sprawę i nie sfocił.

Żeby nie było że sam jeżdziłem © krzychux22

Dalej trasa jeszcze bardziej się rozkręciła, co chwile malutkie loty, ciasne zakręty i mostki. No ale też były ciekawe dropiki których nie miałem zamiaru omijać.

Pierwszy wiekszy lot na trasie © krzychux22

Zjazdową część trasy pokonaliśmy i czeka nas powrót w miejsce startu. Po drodze ciekawe miejsce, trasa prowadzi przez pastwisko gdzie jest elektryczny pastuch, jak dla mnie najtrudniejszy odcinek, krowy robią dużo placków.

Drzwi do lasu © krzychux22

Z miejsca startu uderzamy na czerwoną trasę aby przenieść się na kolejną czarną, tam też fajne sekcje. Po drodze spotykamy rodzinę z Czech, całkiem fajna mamusia na full Giancie :D Co chwile się wyprzedzamy, na podjazdach górują, na zjazdach zostają w tyle. Za to ich syna a HT ostro napierdzielał za nami, powinni mu kupić fulla, to by fruwał. Na czarnej trasie MEGA sytuacja, myślałem że spadnę z roweru. Jadę singielkiem znacznym tempem, widzę jakaś starsza parę na drodze, nie chce się odzywać to blokuje koło żeby narobić hałasu. Jak to usłyszeli to ostre zakłopotanie gdzie uciekać i te słowa Achtung! Achtung! Od razu wybuchłem śmiechem, kawałek dalej zatrzymałem się żeby opanować śmiech. Bekę mieliśmy do końca wyjazdu. Teraz przed nami podjazdowa część gdzie dla na s jest wypychowa, tam też podejmujemy decyzje o kończeniu jazdy ze względu na braki w siłach i resztę ekipy, która zapewne już się nudziła. Po wdrapaniu się zaczyna się zjazd, który robimy na pełnym piecu, a było po drodze co robić. W fajnej miejscówce robimy fotki rowerów.

Kolejne lansowanie się © krzychux22

Giancig w jedynym słusznym miejscu © krzychux22

Dalej jedziemy już częściowo znaną trasą którą dojeżdżaliśmy do czarnej trasy. Tam też kilka fajnych miejsc do skoków i takie tam

Na koniec mała kąpiel © krzychux22

Dalej wracamy do bazy singli, a zarazem samochodu. Pokonujemy trasę oznaczoną jako dla wszystkich tym razem w drugą stronę. Okazało się że jest delikatnie z górki. Niby płaska i nic specjalnego ale ona najbardziej przypadła mi do gustu, jak się dobrze dokręciło to loty przez mostki, pieńki, wybicia itp. Ja tam nie szczypałem się z krosiarzami, zdarzało się że w locie ich wyprzedzałem ale i tak na zakrętach odstawali i też dobre miejsce do wyprzedzania, jedynie mogłem wyprzedzić Czeskiej rodziny która nieźle dawała rade. Takim sposobem zakończyliśmy jazdę po singlach. Trasa super, nie ma co opisywać więcej trzeba to zjeździć. Jedynie z czym zwaliliśmy sprawę, że nie wzięliśmy nic do myci bo były prysznice. Polecam i rekomenduje, daleko ale warto to zobaczyć i poczuć.

Dane wyjazdu:
98.42 km 52.00 km teren
08:19 h 11.83 km/h:
Podjazdy:2120 m

Prawdziwe błotne Ęduro

Sobota, 31 sierpnia 2013 · dodano: 03.11.2013 | Komentarze 2

Dawno nie było nas w górach tak wiec postanowiliśmy zaliczyć dobrego tripa przed wyjazdem na Smreka i Rychleby, ja osobiście testowałem hamulce, i szerszą kierownice.

Już standardowo ruszamy pociągiem z Sosnowca, co dziwnego Krzysiek już był na dworcu, po jego telefonie spodziewałem się że mam kupić mu bilet. Pakujemy się do Elfa i jedziemy do Rajczy gdzie mamy zaliczyć trasę jednego forumowicza. Już jesteśmy na miejscu a to nasz elfik.

Nasz transport © krzychux22

Ruszamy niebieskim szlakiem na Hale Cukiernica. Podjazd okazał się podejściem, miejscami to podchodzenie po betonowych płytach było problemem.
Niebieski szlak © krzychux22


Po uzyskaniu pewnej wysokości dało się jechać, jak na razie asfaltami i płytami, no ale samochodziarze chcieli nas zepchnąć kilkukrotnie do rowu. Po drodze na Hale Boraczą takie o to widoczki. Ogólnie szlak bardzo przyjemny.

Z niebieskiego szlaku © krzychux22

Tak to wyglądało © krzychux22


Hala Cukiernica © krzychux22


Takie tam widoczki © krzychux22

Dalej postanowiliśmy jechać zielonym szlakiem na szczyt Lipowska. Planowo mieliśmy jechać przez Redykalny Wierch ale już tamtędy kiedyś jechaliśmy to postanowiliśmy zbadać inny szlak. Wszystko praktycznie pokonane w siodle jedynie końcówka to było pchańsko.

Za wąska kierownica © krzychux22


Zielony szlak, przyjemnie © krzychux22

Jedynym zaskoczeniem na szlaku była informacje o jego nieprzejezdności zamieszczona przez PTTK. Napisane było że jest jakieś osuwisko czy coś w tym rodzaju, no ale po podjęciu męskiej decyzji pojechaliśmy zobaczyć. Na szlaku ani śladu po takich zabiegach. Po drodze trafiamy na jagody gdzie spędzamy dłuższą chwile, a były naprawdę dorodne

My po jagodach © krzychux22

Na Hali Lipowskiej robimy popas i obserwujemy ładnych piechurów, yyy piechurki.


Po odpoczynku szybko się przemieszczamy na Rysianke. Tam znajdujemy nasz szlak,czerwony szlak, i czeka nas super zjazd. Puszczam Krzyśka pierwszego żeby zrobił mi foto obok jednego uskoku. Tak wiec jadę na pełnym piecu przez łąkę, wjeżdżam na uskok ale okazał się beznadziejnie malutki i ciężko było się z niego wybić. Dalej nie zatrzymując się doładowuje się adrenaliną waląc pełnym piecem. Miałem kilka momentów grozy kiedy to wpadałem w koleiny. Gdzie byłą możliwość wybicia to tam się leciało.

Dobry zjazd © krzychux22

Na zjeździe © krzychux22

Takie tam artystyczne © krzychux22

Na zjeździe z przeciwka jechała para kolarzy. Widząc że robią mi miejsce to wiele nie hamuje, akurat tam gdzie się zatrzymał pan było super wybicie, no i nie omieszkałem zaliczyć tam lotu, a lot był zacny. Sytuacja uniemożliwiła pozdrowienie, no ale już obok pani jak najbardziej mogłem się przywitać. Jak zjeżdżał Krzysiek to pan wyglądał na zaskoczonego że tak można jeździć rowerem.

Dalej jedziemy czerwonym szlakiem aż pod Pilsko. Droga idzie w miarę sprawnie, ogólnie w siodle. Niestety Krzysiek miał glebę. Mnie w tym miejscu uratował prędkość, już opisuje zdarzenie. Jadąc dość szybko chciałem ominąć bagienko, akurat tak się złożyło że szli tamtędy ludzie. Jadąc dość szybko składam się w jeden zakręt i spoko do czasu jak nie zobaczyłem ostrego zwrotu w przeciwnym kierunku, już miałem walić na przestrzał, ale stała tam ładna pani a za nią spora kłoda, ledwo co udało mi się wyrobić, oczywiście na drifcie. Krzysiek jechał za mną i jakiś pan zasłonił u trochę to miejsce i zwolnił, złożył się w zakręt i nie wiadomo jak uderzył w powalony pień kierownicą, skończyło się na stłuczonym i obdartym palu, nabraniu błota n sienie i skrzywieniu klamki. Po chwili czasu dłoń wróciła do pełnej sprawności jedn z niegroźnym otarciem, co najważniejsze hamulec sprawny. Z małą przygodą dojechaliśmy na Hale Miziową.

Widok na Pilsko © krzychux22



Dalej nasz trasa prowadzi do Sobotnicy Wielkiej po zielonym szlaku. Częściowo znamy ten szlak, ale teraz to wszystko inaczej wygląda. Jazda na pełnym piecu, skoki, techniczne partie po korzeniach, to co lubię najbardziej. Z czasem spoko szlak przerodził się na kamienisty potok. Tam już trochę jadę wolniej w obawie złapania snejka. Tam łapiemy sporo błota. Niestety Krzysiek trafił na jakiegoś kamulca i złapał kapcia. Po dopompowaniu udaje dojechać się do asfaltu a dalej uż pod sklep gdzie robimy postój odżywczo-techniczny. Ja jem zapijając piwkiem a Krzysiek zmienia dętkę. Szlak jak najbardziej polecany do szkolenia technicznego.

Dalej szukamy czarnego szlaku którym mamy dojechać na Kotarnice. Ten szlak okazał się ostatnim gwoździem do naszej trumny. Potwornie stromo, pchanie odbywało się praktycznie na kolanach, pełno krzaków, wąsko, pokrzywy, jeżyny itp. Na dodatek uciekł nam szlak. Nie wracaliśmy się już tylko pchaliśmy na wyczucie. Chociaż tyle że się udało dotrzeć do celu, bo w miedzy czasie zaczęło siąpić deszczem.

Dalej kierujemy się na Romanke. Jesteśmy bardzo zmęczeni no ale nie mamy wyjścia, trzeba jechać. Deszcz nam nie pomagał wręcz bardzo przeszkadzał. Wygłodzeni próbujemy jechać po mokrych korzeniach, ale koła uślizgiwały. Miejscami nawet pchnie było niemożliwe bo zsuwaliśmy się na błocie. Boczkami udało nam się wdrapać. W końcu musieliśmy się zatrzymać na posiłek. Udało nam się zaleź mało przeciekające drzewo. To zdjęcie oddaje wszystko. Po dotarciu na szczyt jakby pogoda zaczynała się poprawiać.

Wszystko widać © krzychux22

Teraz czeka nas zjazd niebieskim szlakiem do czerwonego prowadzącego do Węgierskiej Górki. Zjazd bajeczny, ale w suchych warunkach. Zmęczenie, przemoczenie znacznie utrudniało zjeżdżanie. Miejscami dało się pocisnąć no ale szlak bardzo wymagający. W jednym z zakrętów było bardzo wąsko i trochę zarośli, nie wiedząc co jest po wewnętrznej zahaczam korbą o jakiś pień i lot przez kierownice. Na szczęście wylądowałem w czymś miękkim, tylko ę mnie rower na krył. Nie mając sił czekam aż dojedzie Krzysiek i mnie odkopie spod roweru. Dalej już po łatwiejszej części docieramy do czerwonego gdzie zapowiadamy powrót na ten szlak w suchych warunkach.

Czerwony szlak dobrze znamy. Jeszcze w jednym miejscu chwila lansu

Lans musi być © krzychux22


Zachód słońca © krzychux22

Podjarani wcześniejszym zjazdem i poprawą pogody ja jadę na 100% hamowanie ograniczyłem praktycznie do zera. No i przełożyło się to na doładowanie adrenaliny, rozgrzanie się ale też o złapanie snejka.

Skrzypkowe Młaki © krzychux22

Kiedy się udało wyhamować po snejku tel od Krzyśka że też ma snejka. Przychodzi do mnie i wspólne łatanie. Ja uporałem się raz dwa no ale u Krzyśka wystąpił bardzo dziwny problem, okazało się że pękły druty w oponie i nie ma bata żeby oponę założyć na obręcz. No niestety, Krzysiek musiał sprowadzać, a nawet biegnąc z rowerem bo mieliśmy mało czasu na pociąg. Zabrałem jego plecak i zjechałem do asfaltu gdzie czekałem na niego. Tam Krzysiek wskakuje mi na siodełko i jedziemy na prędkości aby zdążyć na pociąg. Jazda była utrudniona bo holowany rower Krzyśka strasznie nie chciał być tak traktowany, gubił oponę no ale jakoś udało się dojechać. No ale niestety nie udało nam się zdążyć na pociąg bo przyjechał za wcześnie o minute co by nas uratowało, czy to wgl możliwe? Przecież to kolej. Czekamy na następny pociąg do Katowic. Krzysiek organizuje sobie podwózkę do domu. Z Katowic samotnie jadę przez Dąbrówkę do Sosnowca. Jeszcze w sosnowcu zatrzymuje się na chwile odprowadzić dziewczynę i jej koleżankę, bo wybrały się na spotkanie do pubu. Tak jakoś zeszło że do domu wróciłem ok 3.

Wyprawa byłą bardzo udana, szkoda że tak pogoda się ułożyła i że wynikły takie problemy techniczne, tak to był by naprawdę superowy enduro trip. Tak się prezentuje nasza trasa i reszta parametrów:

Tak przebiegała nasza trasa © krzychux22





Dane wyjazdu:
67.14 km 35.00 km teren
04:37 h 14.54 km/h:
Podjazdy: m

Góry - super flow z nowym członkiem

Sobota, 18 maja 2013 · dodano: 27.05.2013 | Komentarze 0

Już długo planowaliśmy wypad w góry. Po głównych maturach jest weekend jest pogoda no to jedziemy. Skład miał być Tomek, Krzysiek, Kacper i ja ale w drodze na dworzec Kacprowi posypał się suport i odpuścił wyjazd.

Rano wstaje z zapasem czasu ale jakoś bardzo szybko czas leciał. W biegu się pakuje i czym prędzej wyjeżdżam do Sosnowca. Gnam dość znacznie, zapomniałem ile to się jedzie do SC. Tak też zajechałem 15 min przed czasem. Siedzę na patelni mam dzwonić do Krzyśka ale patrze że Tomek dzwonił. Okazało się że już był na peronie. Szybko kupiłem bilet i wbijam na peron. Po chwili dojechał Krzysiek i wbijamy do pociągu. Trasa SC-Wisła Głebce bez komentarza ciągły śmiech.

Dojechaliśmy wszyscy wysiedli a ja sobie zrobiłem dropika z elfa :) Kierujemy się niebieskim w stronę czerwonego na Beskid. Szlak super tylko był odcinek gdzie byłą zwózka i trzeba było jechać trochę ostrożnie.

Taki przyjemny szlak © Krzychu22

Dalej będziemy jechać cały czas czerwony przez Kubalonke, Beskidek aż na Baranią Górę. Jedzie się bardzo przyjemnie. Tomek na fullu szalej rwue jak nienormalny. Miejscami trochę błotka, trochę korzeni ale maestro łyka wszystko.

Na Kubalonke © Krzychu22

Jeszcze trochę lansu :)

Lansik © Krzychu22

Super odcinek © Krzychu22

Na Baraniej chwila postoju trochę śmiechu, no dobra dużo śmiechu. Ustalamy gdzie jedziemy dalej. Jeszcze namówiłem chłopaków na mała sesyjne na ściance na niebieskim do Wisły. Kilka fajnych strzałów udało się zrobić.

Ścianeczka © Krzychu22

Teraz Krzysiek © Krzychu22

Podobno zdjęcie tripa :) © Krzychu22

Miszcz drugiego planu © Krzychu22

Wracamy na czerwony szlak którym zjedziemy do Węgierskiej Górki. Za z dętką DH na tyle nową opona gnam pierwszy na pełnym piecu. Kilak groźnych sytuacji ale prędkość była moim sprzymierzeńcem. W jednym miejscu była gałąź. Krzychu śmignął pod spodem ale Tomek miał pecha i gałąź zrzuciła go z roweru i poleciał z 3 mety w dół skarpy. Na szczęście tylko trochę się poobijał. Bez problemów jechał dalej z nami. Tomek już tak nie szalał. Na Magurce Wiślanej chwila przerwy i obgadujemy jak będzie przebiegać trasa. Zagaduje do nas dwóch chłopaków i częstują nas Wiśniówka. Po dwóch kolejkach gnamy w dól. Ja znowu na pełnym piecu ale jedzie się świetnie.Na jednej miejscówce sesja rowerków i ogólny lans.

Dzielny Giant © Krzychu22

Dalej Gnamy do Węgierskiej. Na jednym zjeździe straszę dziewczyny które później mnie dogoniły jak czekałem na Krzyśka i Tomka bo Tomasz załapał snejeka. Dalej już razem bez problemów docieramy do Węgierskiej.

Nasze masziny © Krzychu22

Nad rzeczką mały odpoczynek i dobra miejscówka na fotki rowerów. Tam podjęliśmy decyzje że kończymy naszego tripa. Mieliśmy jeszcze jechać na Skrzyczne ale Tomek jednak obolały, późna godzina zniechęciły nas, szczególnie nocny zjazd do Buczkowic. Wbijamy do Sklepu po browary i jedziemy na stacje. Tam posiłek i sączymy piwka.

Zaraz będzie pociąg © Krzychu22

Przyjeżdża dziwny pociąg nie taki jak powinien, normalny pasażerski z zamykanymi przedziałami, ale jakoś się upakowaliśmy :)

Przediał rowerowy :) © Krzychu22

Wysiadamy w Katosach i gnamy dosłownie gnamy do centrum SC. Średnia na tym odcinku zapewne ok 28. Na patelni się rozdzielamy a ja z Tomkiem przez Środule, Mec, Kazimierz jedziemy do domów. Nie tak szybko jaw wcześniej ale mimo wszystko szybko.

Trip super skład nie pełny ale zajebisty. Na koniec jeszcze panorami autorstwa Krzyśka.

Panoramy © Krzychu22

Panoramy © Krzychu22

Panoramy © Krzychu22


Więcej zdjęćTUTAJ

Dane wyjazdu:
0.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Podjazdy: m

Podsumowanie sezonu 2012

Poniedziałek, 31 grudnia 2012 · dodano: 31.12.2012 | Komentarze 1

Sezon bardzo udany. Było sporo ciekawych wypadów. Szczególnie ciesze się że udało się zrobić Szlak Orlich Gniazd, następny cel to zrobić co na raz. Zwiedziłem sporo nowych miejsc, poznałem dużo nowych ciekawych osób. wiele wiele więcej spotkało mnie pozytywnych rzeczy. coraz bardziej zbliżam sie do prawdziwego Enduro. Sprzęt który dotarł do mnie w lutym jest super, nigdy mnie nie zawiódł do samego końca dzielne mnie woził. Odwodzicielem mu się za to garażowym SPA i upgardem. Zwiedziliśmy z Krzychem sporo górskich szczytów i trochę szlaków już zjeździliśmy.

Ostatecznie licznik pokazał: 8862.00 km.

Na koniec chciałbym życzyć znajomym, wszystkim Bikestatowiczą i reszcie pozytywnie zakręconych spokojnego nadchodzącego roku 2013, aby sprzęty zawsze były gotowe do jazdy, żeby były jak najlepsze, udanych wypraw, żeby nigdy nas nie opuszczało flow oraz żeby na szlakach było jak najwięcej takich widoków:

Bike Girls © Krzychu22

Bike Girls © Krzychu22


Bike Girls © Krzychu22


Bike Girls Bike girls © Krzychu22


Dane wyjazdu:
19.80 km 19.00 km teren
02:50 h 6.99 km/h:
Podjazdy: m

Prawdziwe Ęduro

Sobota, 20 października 2012 · dodano: 27.10.2012 | Komentarze 3

Razem z Krzychem postanowiliśmy wybrać się na prawdopodobnie ostatni górski wypad w tym roku. Początkowo mieliśmy jechać tylko we dwóch ale dołączyliśmy się do ekipy EMTB która uderzała na Pilsko.

Rano z mała obsuwą jadę po Krzycha dalej droga idzie zadziwiająco sprawnie. Krzychowi się nudziło to cykał foty.

W drodze do Korbielowa © Krzychu22

W Korbielowie jesteśmy idealnie o czasie. Witamy się, składamy rowery przebieramy się i czekamy na ostatnich uczestników. Takim sposobem zebrało nas się aż 11 prawdziwych enduraków ze skokiem 140<. Skład prezentował się tak: Pawe_BB, Tarzan, Chilled, Kapitan, Robert_MTB, Carlos40i4, Skarebos, aderjan, Krzychu, kolega na Marinie i ja.

Przygotowania pogaduchy i szybka odprawa czyli gdzie i jak jedziemy i ruszamy na praktycznie nieustający podjazd na Pilsko.

Przed startem © Krzychu22

Widoki przepiękne super się jadzie widząc takie pięknie kolorowe góry. Podjazd był różny. Początek to asfalta dalej błoto, woda, kamienie, korzenie w wielu miejscach nie obyło się bez pchania. Zdjęcia powiedzą wszystko.

No to ruszylismy © Krzychu22


Zdobywanie pilska © Krzychu22


Cały czas w góre © Krzychu22


Pchańsko © Krzychu22


Gdzieniegnie było naprawde ciężko © Krzychu22

Gdzieniegdzie dala się jechać a jak już się dało to szlak był mega.

Miejscami dało się jechać © Krzychu22


Po wyczerpującym zdobywaniu wysokości robimy przerwę na jedzonko na polanie.

Wiekszy postój © Krzychu22

Widoki przepiękne warto się tam wybrać.

Widoki mowa same za siebie © Krzychu22

Trzeba w końcu ruszyć.

No to jedziemy © Krzychu22

Dalsza droga była bardziej do jazdy sprawnie dotarliśmy pod schronisku pod Pilskiem. Tam większy postój pogaduchy itp. Dalej czekało nas podejście na Pilsko żółtym szlakiem. Jak się okazało to nie było podejście tylko wydzieranie każdego metra wysokości. Bardzo wąsko, stromo, pełno kamieni, ślisko, metrowe uskoki, i najgorsza było kosodrzewina która skutecznie utrudniała podejście. Po męczącym podejściu jesteśmy na szczycie gdzie widok naprawdę powala.

The Pilsko presents © Krzychu22


The Pilsko presents © Krzychu22

Nasza ekipa

Nasza paczka © Krzychu22

Po odpoczynku i pogaduchach zaczyna się zabawa

No to jedziemy © Krzychu22

Naprawdę zjazd w dobrym tępię skoro kminie wody i błota ale jechało się super. Zatrzymałem się żeby poczekać na Krzycha ale go nie ma i nie ma. Pytam co się stało i powiedzieli mi że zaliczył glębę. No to wspinam się do niego i mówi że zaliczył combo jedna gleba i za chwile druga. Nic się nie stało choć widać było że się przestraszył jak leciał prosto w błoto.

No to zjeżdzamy © Krzychu22

Ruszamy razem wyprzedam Krzycha i w rynnie zahaczam przodem o coś i wylatuje z roweru. Szczęśliwie upadam na barki w mięciusie krzaki robię obrót i szybko wstaje bardzo mi się podobał ten lot. Wsiadam na rower przejechałem dosłanie 5 metrów i znowu zahaczyłem coś ale tym razem ostrzej poleciałem na kamienie i do tego głowa w dół a na mnie Giant. Samemu nie dałbym rady się wygramolić z pomocą Krzycha wstaje badam zniszczenia, tylko trochę skory zostawiłem. Dalej była ścianka do zjazdu. Co było tam śmiechu ale naprawdę technika i jeszcze raz szczęście w planowaniu trasy żeby to zjechać. Ile było tam gleb. Ja jakoś zjechałem to z jedna podpórka.

No to czas się zmierzyć © Krzychu22

Chyba widać że było stromo
Lecimy w dół © Krzychu22

Dalej zjeżdżamy niebieskim gdzie zmroziło mi krew w żyłach jak na korzeniach czułem jak rower mi ucieka. Kilka osób poleciało wcześniej i mycielski że przegapiliśmy zjazd na inny szlak. Krzykami orientujemy się że jest wszystko ok i ruszamy w dół. Zmienimy szlak na czerwony którym docieramy pod schronisko. Jedzie się wyśmienicie. Trochę w góra ale naprawdę polecam każdemu ten odcinek. Pod schroniskiem postój i ostry zjazd żółtym szlakiem do samochodów. Mnóstwo kamieni i uskoku z których fajnie szlo poskakać. Na trasie były 3 przebicia i musieliśmy poczekać na resztę przy rozwidleniu gdzie dało się osiągnąć max prędkość. Zjechaliśmy techniczna cześć i wjeżdżamy na szybki odcinek. Jadę za Krzychem ostro grzeje no to ja za nim nagle patrze że przed nim koleś wylatuje i jakimś cudem utrzymuje się na rowerze patrze co robi Krzychu i też ledwo ledwo się otrzymuje na rowerze. Jak się okazało był tam głęboki rów ja jakoś stłumiłem to trochę ale i tak niezamierzenie oderwało nie od ziemi. Dalej już szybko lepimy na parking.

Zgrupowanie © Krzychu22

Przebieramy się pakujemy rowery i chwila na pogadanie. Pożegnaliśmy się i ruszamy do domu.

Skrzyczne i góry żegnaja. © Krzychu22


Wyprawa chyba najlepsza jak dotąd. Super towarzystwo, wyśmienita trasa no i te widoki nic więcej nie trzeba no może jakiś dobre oponki. Miło było poznać zapalonych enduraków. Na pewno jeszcze się z nimi wybiorę na tripa.

Na koniec mała historyjka obrazkowa z Robertem w roli głównej.

scena numer 1 © Krzychu22


scena numer 2 © Krzychu22


scena numer 3 © Krzychu22


scena numer 4 © Krzychu22

KONIEC

Dane wyjazdu:
83.22 km 41.00 km teren
06:14 h 13.35 km/h:
Podjazdy: m

Festiwal zjazdów na zakończenie wakacji.

Niedziela, 2 września 2012 · dodano: 04.09.2012 | Komentarze 0

W ostatni weekend wakacji chciałem zaliczyć najlepsze zjazdy jakie znam czyli niebieski z Baraniej i czerwony z Skrzycznego. Wstępnie mieliśmy jechać tylko z Krzychem ale ostatecznie dołączył się jeszcze Paweł.

Rano pobudka i jadę na dworzec PKP do Sosnowca. Wyjeżdżam wcześniej i spokojnie kręcę. Na miejscu kupuje bilet i dzwonie do Krzycha gdzie jest, ma jeszcze sporo drogi. Stojąc na peron słyszę jak Krzychu ostro dohamowywuje i wbiega na peron, był całe 3 min przed czasem. W pociągu sporo rowerzystów. Wysiadamy w Wiśle Głębce i od razu spotykamy się z Pawłem dojechaliśmy co do minuty na czas.

Szybko się organizujemy i lecimy niebieskim szlakiem na Beskid. Jedzie się dobrze pogoda idealna ciepło, bezwietrznie i nie ma święcącej żarówy. Doceniam kasetę 34 na podjazdach i praktycznie wszystko udaje nam się podjechać.Dalej zmieniamy szlak na czerwony którym będziemy jechać aż do samej Baraniej Góry.

Polana na początku czerwonego © Krzychu22

Początek szlaku znam aż do Kubalaonki, jedzie się przyjemnie i bez większych przygód. Tam Paweł zalicza nie groźną glebę ale dzięki niej zdeklasował nas w konkursie kto przywiezie najwięcej błota do domu. Dalej przed pałacem prezydenckim odbijamy w teren i zaczyna się nieznany dla mnie część tego szlaku. Jak dla mnie jest super, sporo korzenie trochę błota skałki singielki ogólnie bajka.

Skałki nieopodal pałacu © Krzychu22

Dalej był przejazd przez kładkę ale jej stan nie pozwalał na pokonanie je musiałem jechać bokiem.

Nieprzejezdna kładka © Krzychu22

Ten objazd niestety skończył się tak

Błotna pułapka © Krzychu22

Błota trochę w nadmiarze, ledwo wyrwałem rower. Dalej już trochę wolniej jadąc docieramy do Stecówki gdzie robimy większy popas. Towarzyszy nam kot żebrak który był tak łapczywy na jedzenie że gryzł również palce. Na jednym zjeździe który był wysypany tłuczniem trafiam na bardzo ostry kamień i nie łapie snejka tylko rozcinam oponę i także dętkę. Wymiana dętki i łatanie opony, nawet szybko poszło.

No niestety łatać trza © Krzychu22

Po odpoczynku (nie moim)jedziemy dalej. Trasa spoko da się jechać miejscami trochę pchania ale nie jest źle. Docieramy pod schronisko na Przysłopie gdzie chłopaki jedzą coś ciepłego. Ku mojemu zdziwieniu jakaś Pani samotnie wdrapuje się na Baranią. Pojedzeni ruszamy na szczyt. Początek jest kamienisty gdzie musimy pchać. Po drodze takie widoki

No to takie rzeczy tam są © Krzychu22

Dalej jest lepiej i da się jechać. Po drodze trochę błota i kłody które się unosiły na wodzie dziwne uczucie jechać po czymś takim.

Pływający most © Krzychu22

Na szczycie podziwiamy widoki których tak naprawdę niema. Spotykamy Panią która pyta się nas czy znamy jakieś ścieżki aby zjechać do Kamesznicy. My tylko po szlakach więc na mapę razem proponujemy jak warto jechać. Nawet nie wiedząc Krzychu zrobił fotkę Pani jest super więc zamieszczam.

Dziewczyny też jeżdżą © Krzychu22

Zamieniliśmy jeszcze kilka słów i zaczyna się to co endurowcy lubią najbardziej, techniczny zjazd. Początek o dziwo udało mi się zjechać, szczęśliwie udało mi się obrać dobry tor jazdy. Dalej bez większych problemów zjeżdżamy, niestety Paweł na HT miał trochę trudniej ale i tak bardzo dobrze dawał rade.

Paweł na pełnym piecu © Krzychu22

W jednym miejscu przeżywam chwilę grozy gdy zahaczając rockringiem o kamień wybija mnie z platform i mało nie lecę przez kiere. Dalej jedziemy i przy źródełko robimy przerwę na napełnienie bidonów. Przejeżdżamy przez skrzyżowanie i patrze a tu Kura, Barton i Damian. Kura zaliczył glebę i ostro pogiął obręcz. Na szybko ja prostowali żeby weszła w ramę. Dalej jadąc już razem zauważam że mam mało powietrza z tyłu. Dopompowałem i na pełnym piecu zjeżdżam do asfaltu aby tam zmieniać dętkę. Ale tam przestaje jakby schodzić. Jedziemy dalej z ekipą BES.endu. Pokazali nam jak mamy jechać szutrowym trawersem aby dostać się do żółtego szlaku na Glawas. Oni robią przerwę a my we trójkę dalej grzejemy w góre. Po drodze pytamy się o drogę ale chyba nie wiedzieli gdzie jechać do wydawało mi się że jedziemy nie w tą stronę co trzeba. Egoistycznie zarządziłem ostre pchanie na przestrzał. Okazało się że dobrze zrobiliśmy trochę skróciliśmy trasę i co najważniejsze wylądowaliśmy w dobrym miejscu.

Przed Glawasem © Krzychu22

Tam robimy przerwę na popas i na łatanie dętki. Co się okazało jakiś kolec wbił się i skutecznie przedziurawił dętkę. Załatałem i ruszamy przez Glawas zielonym szlakiem na Malinowską Skałe.

Czasami też trzeba popchac © Krzychu22

Tam ukazał się przepiękny widok pojawiająca się mgła przelewał się przez szczyt. Widok super i jeszcze nigdy czegoś takiego nie doświadczyłem.

Takie cuda w górach © Krzychu22


Przepiekne widoki c.d. © Krzychu22

Na Malinowskiej skale odłącza się Paweł który zjeżdża do Wisły do samochodu. Dalej we dwóch jedziemy zielonym na Skrzyczne. Jedzie się przyjemnie choć w bardzo gęstej mgle.

Malinowska Skała © Krzychu22

Docieramy do Małego Skrzycznego wjeżdżamy w las wyjeżdżamy i mgła kompletnie znikła. Wyjechaliśmy ponad mgłę i ukazał się baśniowy widok. Dalej jadąc na Skrzyczne doganiamy ekipę BES.Endu.

Małe Skrzyczne © Krzychu22

Na szczycie robimy większy popas i widok też piękny.

Górna stacja na Skrzycznym © Krzychu22

Dalej zaczyna się mój ukochany szlak, jak później się okazało Krzychu też się zakochał. Kura i reszta pognali pierwsi. Szybko nam uciekli ale na technicznej części ich doganiam. Tempo maja mocne choć bez większych problemów nadążam w trosce o snejki zwalniam i razem z Krzychem już zjeżdżam. Na moim zdaniem najtrudniejszym odcinku doganiamy ekipę i ich wyprzedamy, są tam mokre śliskie korzenie i luźne błoto. Jedziemy dalej jako pierwsi docieramy do skałek gdzie dostrzegamy to

Kozice na kamcorach © Krzychu22

My wiedzieliśmy co to jest ale jak ?Damian to zobaczył to pomyślał że niedźwiedź. Dalej zaczyna się singlowe szaleństwo. Super trasa na której nie trzeba bardzo hamować, Krzychu też to poczuł. Zjazd do Szczyrku i tel do domu o której mamy pociąg. Postanowiliśmy dojechać na dworzec do Łodygowic. Sprawdzamy o której jest i jedziemy do Żabki po bronki, wracamy na dworzec. Pijemy czekamy słuchamy muzyki ale pociąg nie jedzie myśleliśmy że to nasz ale to towarowy.

No to czas płynie szybciej © Krzychu22

Tak nam przyszło czekać ponad 1,5 godziny. W końcu wsiadamy i jedziemy do Katowic. Jest już późno. Razem z Krzychem docieramy wzdłuż DK 94 pod Ikea i dalej już sam jadę przez Borki, Stawiki, Centrum, Środule, Mec, Lenartowicza, Kazimierz do domu. Szybka kąpiel i 6 po północy jestem w łóżku.

Dane wyjazdu:
204.68 km 130.00 km teren
13:16 h 15.43 km/h:
Podjazdy: m

Szlak Orlich Gniazd

Piątek, 3 sierpnia 2012 · dodano: 04.08.2012 | Komentarze 7

Pomysł aby przejechać ten szlak zrodził się już w marcu. Wstępnie był planowany na majówkę ale jakoś nie było czasu na planowanie i przygotowania. Postanowiliśmy że przejedziemy go razem z Krzychem w wakacje. W lipcu miał praktyki no to chcieliśmy jechać w przedostatni weekend lipca, niestety pogoda nie była do jazdy. No to zrobiliśmy go w dwa dni czwartek i piątek.

Ruszamy pociągiem z Sosnowca o 8:13 w Częstochowie jesteśmy o 9:37. Wydostajemy się z dworca i na czuje jedziemy na Stary Rynek gdzie jest początek czerwonego szlaku Orlich Gniazd.
Poczatek szlaku, Częstochowa Stary Rynek © Krzychu22

Ładujemy plecaki i jedziemy w stronę Olsztyna. Początek szlaku asfaltowy jedzie się dobrze choć czuć balat na plecach, mój ważył ponad 8 kg, o Krzysku już nie wspomnę:). W okolicach huty troszkę błądzimy bo zbudowali nową drogę ale znaków nie odmalowali. Szybko odnajdujemy drogę i już terenami jedziemy dalej.

Pierwsza kontrola mapy © Krzychu22

Docieramy do lasów i skałek. Pierwszy podjazd i czuć że szybko nie będziemy jechać, balast daje ostro w kość. Tam postanowiliśmy że jedziemy spokojnym można rzec emeryckim tempem, ale szybciej to w połowię będziemy padnięci.

Zielona góra, skałki © Krzychu22

Dalej już zjazdy i w miarę płasko. Piasku jak dotąd znikome ilości. W jednym miejscu spotykamy odpoczywającą pielgrzymkę, chyba zrobiliśmy niezła furorę bo robiono nam zdjęcia. Przejeżdżamy prze Kusięta tam też jakieś ciekawe wzniesienie Sowia góra i już jest Olsztyn.

Pomnik poległym żołnierzom © Krzychu22


Zamek Olsztyn © Krzychu22

Objeżdżamy zamek i w lesie robimy pierwszy postój na jedzenie, jadąc pociągiem zgłodnieliśmy. Pojedzeni dalej ciągniemy w stronę Złotego Potoku. Tam zdziwienie najgorsze odcinki piaszczyste pokonujemy w siodle, gdzieniegdzie wysypane kamienie po których bardzo dobrze się jedzie, dojeżdżamy do Zrębic. Dalsza część szlaku była troszkę piaszczysta ale wszystko w siodle, obawialiśmy się że będzie gorzej z piachem. Drogą klonową jedziemy do Złotego potoku. Tam robimy mały unik, omijamy kawałek szlaku który w zeszłym roku był zatarasowany przez powalone drzewa. Spróbowaliśmy kawałek, ale widząc stare leżące drzewa wróciliśmy się i ścieżką rowerową i zarazem zielonym szlakiem rowerowym docieramy do źródełek.

Skałki w Złotym Poloku © Krzychu22

Robimy tam mała przerwę na napełnienie bukłaków i brzuchów, wada bardzo smaczna i co ważne bardzo zimna, chłodna była jeszcze przez większość trasy.
Zjedliśmy ciastka ochłodzeni napojeniu ruszamy na Ostrężnik. Wiele tam nie ma ruin nie zlokalizowaliśmy jedynie jaskinie.
Jaskina Ostrężnik © Krzychu22

Jedziemy dalej w stronę Morska. Siedlecką drogą docieramy do Trzebiniowa. Lecimy dalej terenami na Moczydło i Niegową. Z Niegowej terenami przez Wielką górę docieramy do Mirowa, gdzie spotykamy niecodzienny widok i jak dla mnie niedorzeczną sytuacje.
Zamek Mirów © Krzychu22


Widzimy spora grupę kolaży pewnie ok 30. Zauważam że stoi ciężarówka która wiozła ich bagaże itp. Na początku myślałem że to solówka ale jadąc dalej zauważyłem że to 40 tonowy zestaw, wybuchłem śmiechem, po kiego wała jechać takim dużym zestawem na pewno nie wykorzystali całej przestrzenie transportowej, no chyba że tam spali.
40 tonowy zestaw i grupa kolarzy © Krzychu22

No nic docieramy pod sam zamek jak prowadzi szlak.

Zamek Mirów i ja © Krzychu22

Teraz pokonujemy odcinek szlaku Mirów Bobolice. Da się jechać choć czasami są tak wyślizgane kamienie że opony nie maja gripa. Dwa odcinki gdzie pchamy i ukazuje się przepięknie odbudowany zamek Bobolice.

Zamek Bobolice © Krzychu22

Robimy tutaj popas i odpoczywamy śmiejąc się z Maćka i jego ojca których spotkaliśmy już w Złotym Potoku.

Zamak Bobolice z innej perspektywy © Krzychu22

Daje jedziemy na Zdów. Zamieniamy się plecakami z Krzyśkiem żeby trochę odpoczęły mu plecy, jedzie się dobrze choć ciężko. Kierunek Morsko po drodze super trasa przez Skały Kroczyckie. Jechało by się lepiej bez plecaków ale nie ma co narzekać teren super.

Góra Sowia czerwony szlak © Krzychu22

Dalej pniemy się na Górę Apteka skąd są super widoki i później zajefajny zjazd z niespodzianką.

Widoki ze skałek © Krzychu22


Super widoki ze skałek © Krzychu22

A ta niespodzianka to to...

Zwierzyniec na szlaku © Krzychu22

byłem mocno zaszokowany i rozbawiony podobnie jak Krzysiek. Pokaźnie stado kóz stanęło nam na drodze. Dalej wdrapujemy się na Morsko gdzie robimy postój i popas. Następny cel to Ogrodzieniec.

Ten docinek był piaszczysty i trochę dał nam w kość, szczególnie był niewdzięczny dla Krzyśka co się okazało następnego dnia. Po drodze spotykamy niecodzienną skałę.

Niecodzienna skała © Krzychu22

Jedziemy przez takie wioski jak: Żerkowice, Karlin zaliczamy Góry Suche podzamcze. Tam robimy zakupy na nocleg czyli browary i coś na śniadanie oraz jemy pizze bo pomysł ze zrobieniem ogniska zająłby zbyt dużo czasu. Docieramy pod zamek.

Zamek Ogrodzieniec © Krzychu22

Po zjedzeniu ruszamy jak szlak prowadzi do Pilicy gdzie chcemy przenocować. Po drodze gubimy szlak. Szybka korekta i postanawiamy rozbić się na rzepakowym ściernisku. Wjeżdżamy na wzniesienie przygotowujemy podłoże postawiliśmy namiot i słyszymy bardzo głośny wystrzał. Patrzymy co się dzieje ktoś ucieka i stoi w jednym miejscu. Obserwujemy bacznie co się dzieje. Myślałem że to sarna ale za długo stała i zaczęła świecić jakimiś latarkami do mnie. Możliwe że to był kłusownik. Nie ryzykujemy i przenosimy się jakiś kilometr dalej w lepszą miejscówkę.

Niegościnne ścierniskko © Krzychu22

Noc spędzamy na gadaniu owszystki ale szczególnie jednym:). Wypiliśmy bronki i próbujemy spać. Hotel to to nie był ale jakoś usnąłem. Szkoda tylko że nie było gdzie się przemyć. Budzimy się rano jemy śniadanie zwijamy obozowisko jeszcze serwis rowerów i w drogę. Krzychu narzeka na ból kolana który pojawił się przed Ogrodzieńcem.

Nasze obozowisko © Krzychu22

Zawijamy do biedronki w Pilicy po wodę. Dalej kierujemy się na Smoleń. Po drodze Krzysiek już nie daje rady kręcić bo kolano się wzmaga. Postanawia przerwać dalszą jazdę. Powoli docieramy do Smolenia. Nie tracąc czasu jedziemy dalej do Bydlina. Jedziemy wolno aby Krzychu nie przeciążał kolana. Tam się rozdzielamy. Krzychu leci do domu, a ja dalej targam szlakiem.

Z Bydlina do Rabsztyna nie jest daleko ale to był najgorszy odcinek całego szlaku. Sporo pchania bo piach po osie. Słabe oznakowanie co spowodowało jazdę na ślepo przez las. Jakoś udaje mi się odnaleźć szlak i docieram trochę zmęczony do Rabsztyna. Tam przerwa i dzwonie do Krzycha co ta z nim. Dojechał do Olkusza i powoli kula się do domu. Jedynie co to na tym odcinku był super zjazd.

Zjazd przez Rabsztynem © Krzychu22


Zjazd koło Rabsztyna © Krzychu22

Z Rabsztyna szlak jest przyjemy za Olkuszem robi się wyśmienity.
Zamek Rabsztyn © Krzychu22


Leśnie dukty i droga przez pola. Tyko ten skwar na polach w okolicy Sułoszowej totalna masakra. Widoki bajeczne.

Piękna trasa, Sułoszowa © Krzychu22

Przejeżdżam przez Kosmolów, Górę Graniczna, i dalej asfaltem przez Sułoszową. W Pieskowej Skale kilka fotek i dalej szlakiem do Ojcowa.

Zamiek Pieskowa Skała © Krzychu22

Ten odcinek do Krakowa jest niesamowity. Super widoki, trasa wyśmienita, szybkie zjazdy. Tempo mam nie złe szybko leci droga.

Kościół w okolicach Słonecznej Góry © Krzychu22

W okolicach Woli Kalinowskiej gubię szlak ale okazało się że przejechałem skręt robiąc niepotrzebnie podjazd. Docieram do kościółka. Dalej już tylko zamek Ojców dojazd do niego superowy wzdłuż strumy, jeden techniczny zjazd i jestem pod zamkiem.

Zamek Ojców © Krzychu22

Dalej już droga spokojna z górki do czasu aż mylę drogę i robię cholernie wredny stromy podjazd. Odnajduje szlak i szybko lecę do Krakowa. Po drodze super widoki i Brama Krakowska.
Brama Krakowsa, Ojców © Krzychu22

Jadę przez Biały Kościół, Wielka Wieś, Giebułtów, Pękowice dalej już Kraków. Widoki super.
Widoki w Ojcowskim Parku Narodowym © Krzychu22

Zielony pas startowy

Zielony pas startowy © Krzychu22

Już nie daleko.
Już widać Kraków © Krzychu22

Docieram do obrzeży Krakowa i blisko centrum jest koniec szlaku.

Jest zdobyty,koniec szlaku © Krzychu22

Dalej już szukam dworca. Sprawnie udaje mi się go odnaleźć i ledwo ledwo uniknąć kompletnego przemoczenie na styk dotarłem na dworzec przed burzą, tylko trochę mnie pokropiło. Ruszam na poszukiwanie kas biletowych co nie było proste. Kupiłem bilet i szukam kiedy jedzie i skąd mój pociąg do Jaworzna Szczakowa. Jakoś odnajduje i mam ponad godzinę czasu no to jem, dzwonie do Krzycha co tam z jago kolanem bo był już u lekarza. Ta szybko spędzam czas na oczekiwanie na pociąg.

W pociągu dosiada się jakiś biker co po dwóch piwach stał się rozmowny. Wysiadam w Jaworznie i przez lokomotywownie, Maczki, Balaton jadę do domu, po drodze zachód słońca.

Zachód słońca koło Balatonu. © Krzychu22


PODSUMOWANIE

Dystans szlaku wyniósł 176.60 km przejechane w ciągu 11 godzin 54 minut. Z czego jakieś 85% to teren. Wyprawa była by super jakby nie kontuzja Krzyśka oby wszystko dobrze się rozwinęło. Trasa bardzo wyczerpujące, z bagażem nie da się pogonić. Teraz już wiem że da się zrobić ten szlak w jeden dzień. Obyło się bez problemów technicznych. Zero totalnych gum tylko Krzychu miał malutką dziurę i powoli uchodziło powietrze. Kolejny wypad na szlak to jednodniowa wyrypa albo w sporej grupie na dwa dni.

Pełen sukces szlak zdobyty, co teraz jakie wyzwanie? Trzeba pomyśleć, ale to już pewnie po maturce. Zdrowiej Krzyś.

Pozdrawiam wszystkich i zachęcam do szlaku, Jura jest piękna.

Dane wyjazdu:
95.97 km 57.00 km teren
06:46 h 14.18 km/h:
Podjazdy: m

Góry z przygodami

Poniedziałek, 30 lipca 2012 · dodano: 04.08.2012 | Komentarze 0

Wyprawa zaczyna się jak zwykle dojazdem pociągiem do Ustronia Zdrój. Oprócz mnie i Krzycha jedzie zanim koleżanka Sandra. Pomysł trasy był tylko początkowo zaplanowany, w pociągu ustaliliśmy resztę trasy ale ja ją skorygowałem i myślę że fajna traska wyszła.

Zaczynamy od Równicy. Wspinamy się czerwonym szlakiem. Początek spoko wszystko w siodle dalej ostre pchanie, nawet ciężko było pchać ten rower.

JKest siła nie ma lipy © Krzychu22

Jakoś udało się dokulać pod schronisko bez większych problemów.Tam mamy pierwszy postój i dalej kierujemy się niebieskim szlakiem na Orłową przez Przełęcz Beskidek.

Na Równicy,przerwa © Krzychu22

Jedzie się przyjemni bez większych problemów, pchanie prawie zero koleżanka po fachu Sandra też dale radę, jedynie co no to wolniejsze zjazdy ale to przez wydmuszkę Trek HT. Na Orłowej mały serwis dopompanie amorów i jazda na Trzy Kopce Wiślańskie.

Orłowa i bike serwice © Krzychu22


Na jednym ze zjazdów Krzychu zalicza przekomiczna glebę. A stało się to tak... jedziemy na piecu, jest kałuż którą omijam boczkiem z poderwanym przednim kołem bo trochę wody się ostało na boku, Krzyś to robi tak samo ale ląduje na lekko skręconym przednim kole i po uślizgu ląduje na ziemi. Jak zwykle ma farta i brakuje dosłownie 20 cm żeby się wykąpał w błotku. Strat żadnych tylko przekręciła mu się kierownica i nabrał ziemi w rower i na siebie. Szybko się zbieramy i żwawo jedziemy na Trzy kopce.
No i po glebi prostowanie © Krzychu22

Na Kopcach robimy postój i grupowe zdjęcie. Dalej jedziemy zółtym szlakiem do Smerkowca aby zjechać zielonym do Wisły przez Czupel i Grapę.

Nasza ekipa wypadowa © Krzychu22

Zjazd przebiega sprawnie choć tak jak ostatni jest trochę drzew tarasujących drogę. Koło wyciągu daje ostro do piece i mało nie kończy się to totalną katastrofą. Z prędkości 60 km/h musiałem wyhamować do zera aby nie wrypać się do rowu. Mocno się przestraszyłem jak z dupą za siodłem i ściśniętymi dłońmi na klamkach zatrzymałem się jakieś 20 cm przed wykopem. Dalej jadę spokojniej do sklepu gdzie się zaopatrujemy w bronki i jedziemy dalej zielonym szlakiem do czarnego następnie przeskakujemy na niebieski i robimy przerwę na opas.

Pojedzeni śmigamy niebieskim do czerwonego i dalej Kiczory. Podjazd bardzo przyjemy, z jedna przygoda. Krzychu jechał pierwszy ja jakieś 20 m za nim. On przejechał przez polanę a ja jadę i nagle sarna przebiega przede mną jakiś metr trochę się przestraszyłem dalej już spokojniej.

Bike park Stożek Wielki © Krzychu22

Gdzieś na szlaku © Krzychu22

Czerwony szlak rozwalony. Do podjeżdżania super ale klimat starego był prawdziwe enduro spoko kamieni i techniczny, miejscami tak się ostało Docieramy na Kiczory.

Docieramy na Kiczory © Krzychu22

Na Krykawicy sesja na skałce. Po drodze sporo pysznych jagód co widać na zdjęciach i na nas:).

Takie tam na skałce © Krzychu22


Czajniczek musi być:) © Krzychu22


Dajemy radę, Krykawica © Krzychu22

Dalej jedziemy na Stożek, idzie nam sprawnie. Zjazd z niego czerwonym szlakiem w stronę Małego i Cieślara poezja. Takie coś lubię początek techniczny ale da się na prędkości a dalsza cześć pełny piec i mało nie wyrobiłem w zakręci trochę przeorałem i uniknąłem pokrzyw.

Awaryjne hamowanie © Krzychu22

Dale już cały czas czerwonym szlakiem przez Cieślar, Soszów, Przełęcz Beskidek na Wielką Czantorie. Jedzie się dobrze czasami ostre pchanie szczególnie ostatni odcinek. W siodle też jest sporo, od czasu do czasu poleci kulka kropel deszczu ale niegroźnie.

Przed Czantorią, Sandra i Krzyś © Krzychu22

Docieramy wyczerpani na Czantorii, robimy większy popas i zaczynamy jechać w dól.
Popas Czantoria, widać zmeczenie © Krzychu22

Pierwsza faza na piecu dalej jak zaczyna się trasa narciarska Czantoria pokazuje swoje oblicze ostro stromo. Wszędzie trawa no to bawimy się w driftowanie. Tył cały czas zblokowany i tak zjeżdżamy z 500 metrów aż to ostrego miejsca gdzie dupa za siodło a jeszcze targało w dół. Na polanie czekamy na Sandrę.

Trasa narciarska Czantoria © Krzychu22

Dalej już jedziemy na sam dół, cały czas mocno zaciskamy hample bo spokojnie 80 tam byśmy osiągnęli ale nie dało się bo kamienie i trawa przykrywał korytka odwadniające. Na samym dole chcę zahamować do zera a tu się nie da zaciskam ile sił troszkę mocniej zaczyna hamować ale nie zablokowało koła, tak samo ma Krzychu mało co mnie nie trafia. Stoimy i czuć cholerny smród, patrzymy na tarcza a one całe czarne. Nie da się dotknąć zacisków takie gorące. Czantoria przegrzała nam hample, jeszcze po dojeździe do dworca zaciski parzyły a minęło z 15 min.
Morderczy zjazd dla hampli © Krzychu22

Docieramy na dworzec i to poważny kłopot. Ostatni pociąg odjechał 10 min temu. Nic innego tam nie jedzie więc dzwonię i pytam o pociągi. Musimy jechać do Bielska. Szybko jedziemy powyżej 30 zielonym szlakiem greenways do Skoczowa. Tam wskakujemy na drogę do Bielska i jedziemy szybkim tempem przez Podgórze, Grodziec, Świętoszówkę, Jaworze i docieramy jakimś cudem idealnie do dworca głównego, sam nie wiem jak nam się to udało ale spoko szybko kupujemy bilety i jedziemy do Katowic Piotrowic, a Sandra musi dojechać do Zabrza. Powrót do domu samochodem, mój tata nas zgarnął. Było prze 12 jak dojechałem do domu.

Wyjazd naprawdę super. Pogoda dopisała, ekipa też jak zwykle było wesoło. Trasa bajeczna i szybki powrót z Ustronia niezapomniany sami nie wiemy jak szybko pokonaliśmy ten dystans.

Pozdrawiam i do następnego.

Dane wyjazdu:
23.39 km 15.00 km teren
01:45 h 13.37 km/h:
Podjazdy: m

Szyndzielnia, Klimczok, Trzy Kopce, Stołow, Błatnia

Sobota, 28 lipca 2012 · dodano: 29.07.2012 | Komentarze 1

Po wczorajszej wyrypie i dzisiejszym upale stwierdziłem że nie mam sił ruszać się gdzieś dalej. Jak spojrzałem na termometr to było 43 *C w słońcu.

Będąc tak blisko gór nie mogłem się powstrzymać więc pod wieczór o 18 postanowiłem zrobić małą pętelkę. Z Jaworza ruszyłem się w kierunku Bielska i wjeżdżam na zółty szlak którym mam zamiar dostać się do czerwonego a dalej już tylko Szyndzielnia. Początek szlaku spoko wszystko w siodle. Później się zaczęło. Masakryczny wypych pod górę miałem wrażenie że nabieram wysokości jak samolot po starcie. Przebrnąłem do czerwonego a tam już spoko i wszystko w siodle. Przejeżdżam koło schroniska i zółtym szlakiem kieruje się na Klimczok. Ten odcinek sprawnie i szybko przejeżdżam. Na szczycie 2 min postoju i zjazd na Trzy Kopce Tak jak wczoraj. Byłem blisko domu, nie zmęczony, wiec dzisiaj zjazdy postanawiam robić na pełnym piecu. Na zmianę duży zjazd mały podjazd albo płasko i docieram pod schronisko na Błatniej. Dalej już tylko zjazd który robiłem wczoraj. Tam sobie pozwoliłem na dużo. Mniej więcej znałem podłoże trasy to w większości trasy prędkość przekraczała 40. Na jednej prostej licznik pokazał 60 ale taka prędkość na kamienisto szutrowym zjeździe wśród drzew robi wrażenie. Czułem się jakbym leciał nad szlakiem. Jednym minusem tak szybkiej jazdy jest problem ze zwolnieniem przed poprzecznym korytkiem odprowadzającym wodę, musiałem go przeskoczy. Lekko pociągłem do góry rower a leciałem chyba z dwa metry. Dojechałem do asfaltu i już spokojnie jadę do domu.