Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Krzychu22 z miasteczka Dąbrowa Górnicza . Mam przejechane 50025.66 kilometrów w tym 17793.68 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 18.19 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

2024 button stats bikestats.pl 2023 button stats bikestats.pl 2022 button stats bikestats.pl 2021 button stats bikestats.pl 2020 button stats bikestats.pl 2019 button stats bikestats.pl 2018 button stats bikestats.pl 2017 button stats bikestats.pl 2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl 2011 button stats bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Październik, 2011

Dystans całkowity:1029.35 km (w terenie 426.00 km; 41.39%)
Czas w ruchu:52:52
Średnia prędkość:19.47 km/h
Suma kalorii:28082 kcal
Liczba aktywności:17
Średnio na aktywność:60.55 km i 3h 06m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
34.81 km 15.00 km teren
01:59 h 17.55 km/h:
Podjazdy: m
Rower:

Terenami na Niwkę

Środa, 12 października 2011 · dodano: 12.10.2011 | Komentarze 0

Razem z Krzychem mały wypad do pobliskich lasów. Udało nam się uniknąć deszczu, czekaliśmy pod mostem. W tym czasie dzwonił Tomek.

Kategoria 0-50 km


Dane wyjazdu:
58.19 km 12.00 km teren
02:32 h 22.97 km/h:
Podjazdy: m
Rower:

Czyżówka, trochę za późno

Poniedziałek, 10 października 2011 · dodano: 10.10.2011 | Komentarze 0

Razem z Krzychem pojechaliśmy na podjazd pod elektrownią w Czyżówce. Troch późno wyjechaliśmy i wracaliśmy z Bukowna po ciemku, dodatkowo zaczęło pod koniec kropić. Te temperatury źle działają na moje stawy -50% do szybkości.

Kategoria 50-100 km


Dane wyjazdu:
42.29 km 35.00 km teren
02:48 h 15.10 km/h:
Podjazdy: m
Rower:

Terenowa niedziela

Niedziela, 9 października 2011 · dodano: 09.10.2011 | Komentarze 0

Kategoria 0-50 km


Dane wyjazdu:
112.67 km 40.00 km teren
05:55 h 19.04 km/h:
Podjazdy: m
Rower:

Spokojny, terenowy wypad do Krakowa

Sobota, 8 października 2011 · dodano: 08.10.2011 | Komentarze 3

Pobudka o 6:20 sprawdzenie jak za oknem i przygotowania do wyjazdu. Sprawnie poszło i o 7:30 udałem się na spotkanie na Mecu. Na miejscu był już Adam i czekając na Marcina trochę pogadaliśmy. Ustaliliśmy, że dzisiaj ja będę przewodnikiem. Staraliśmy się jechać maksymalnie terenami.

Zjazd z górki na Lenartowicza i po przekroczeniu S1 skręciliśmy w nowo odkrytą drogę i jesteśmy na Juliuszu. Terenem na Maczki i dalej płytami dojechaliśmy na Sosinę. Miejscami lekko kropiło, ale tylko nas zrosiło. Tam wbijamy na zielony szlak i w Ciężkowicach odbijamy na żółty, którym dojeżdżamy do Boru Biskupiego. Tam skręcamy na niebieski szlak turystyczny i wyjeżdżamy za Bukownem. Asfaltem przez Czyżówkę i dalej cały czas czerwonym rowerowym. W Płokach wizyta w sklepie i ciśniemy dalej. Obawiałem się, że wczorajsze opady sprawiły, że będzie błoto na szlaku, ale nie było źle. Równym spokojnym tempem pokonywaliśmy km. W miejscu gdzie ostatnim razem była masakra, dało się w miarę przejechać, sam mało nie wyglebiłem jak mi przednie koło uciekło. Kawałek dalej Marcin był bliski spotkania z błotem, ale się uratował. Nie wiedząc kiedy dojechaliśmy do kopuł gdzie prawdopodobnie jest studio filmowe. Budka sekuritasa wygląda super, jak kask motocyklowy.



Drzwi do kopuł wyglądają jak z gwiezdnych wojen, może są na zdjęciach(strażnik wyszedł i powiedział, że nie wolno robić zdjęć, ale było za późno). Dalej pojechaliśmy do Rudna na zamek. Próbowałem wjechać ale stwierdzam że ostatni odcinek przy mokrej nawierzchni jest nie do pokonania, trzeba by na stojąco jechać, bo koło nieustannie odrywa się. Na dole w budzie większy popas i jedziemy dalej szlakiem rowerowym R4. W Mnikowie odbijamy w dolinę i podziwiamy odnowiony obraz na skale.



Marcin wszedł na górę(naliczył 138 stopni) zszedł i jedziemy dalej. Na asfalcie dziwnie lekko się jechało, więc trochę przycisnęliśmy. Dalej R4 dojeżdżamy na Błonie gdzie odbywa się maraton rolkowy. Wbijamy do parku, czyścimy smarujemy łańcuchy i uderzamy na centrum. Kilka fotek na Wawelu, wjazd na rynek kolejne fotki i jedziemy szukać jakiejś jadłodajni gdzie można się wtarabanić z rowerem.





Pokrążyliśmy i nic nie było, więc jedziemy na dworzec sprawdzić pociągi żeby nie trzeba było później długo czekać. Byliśmy zmuszeni wracać pociągiem, ponieważ terenem wolno się jechało i było dosyć chłodno. Na dworcowym barze chłopaki wzięli większe danie ja skromnie i czekamy. Pogadaliśmy oczywiście o rowerach i jedziemy na pociąg. Tak dojechaliśmy do Jaworzna Szczakowa.

Przez lokomotywownie jedziemy na Maczki koło Balatonu i chłopaki jadą przez Kazimierz Górniczy, więc odprowadzili mnie prawie pod sam dom. Chwile po gadaliśmy, pożegnaliśmy i ja pojechałem w stronę domu.

Wyprawa bardzo udana, wbrew pozorom pogoda nie była najgorsza choć mogło by być cieplej. Spokojna wycieczka bez szarpania i męczenia. Dzięki za wspólny wyjazd.



Kategoria 100-150 km


Dane wyjazdu:
34.96 km 25.00 km teren
01:34 h 22.31 km/h:
Podjazdy: m
Rower:

Objazd terenowej trasy dla Brosa

Środa, 5 października 2011 · dodano: 05.10.2011 | Komentarze 0

Piotr prosił mnie o opracowanie dla niego terenowej trasy, więc nie myśląc długo wsiadłem na rower i zacząłem przecierać szlaki. Na początku ruszyłem do Parku im. Jacka Kuronia(dawniej leśna). Jechałem tam maksymalnie terenem ile tylko dałem radę i znałem drogę. Lasem dojechałem do asfaltu przejechałem 10 m i wjechałem w las. Jeździłem tam już tylko z 2 lata temu i nie byłem pewny gdzie wyjadę. Jesień jest piękna. Pobadałem teren i wyjechałem na Czarne Morze, dalej jechałem szutrową-leśną drogą za domami i dojechałem do znanego mi miejsca. Cały czas terenem dojechałem do S1 i wzdłuż niej nowymi terenami wyjechałem w miejscu gdzie się spodziewałem. Dale jadąc nie znaną wcześniej drogą dojechałem do remontowanego wiaduktu na ulicy Lenartowicza. Stamtąd pojechałem nieznanym asfaltem prawie pod Juliusz. Tam odbiłem na hałdę i znaną drogą dojechałem terenami do Balatonu. Tutaj rozpocząłem eksploracje nowych ścieżek i dojechałem do Maczek. Wszystko terenem. Z Maczek nawo poznana drogo dojechałem na Cieśle gdzie przewidziałem dla Piotra odbicie w stronę domu. Z racji że miałem czas pojechałem terenami do Sławkowa tak jak ostatnio jechałem z Krzychem. Dalej do Strzemieszyc terenami i ostatni odcinek ok 5 km asfaltem do domu. Po drodze spotkałem kumpli z gimnazjum i pogadałem z nimi godzinkę i ostry rozgrzewający sprint do domu.

Piotr jest naprawdę spoko trasa. Tylko tak, dla mnie to 1/5 była nowa i to po takich singlach że zapewne byś błądził. Najlepiej jak byś miał czas się spotkać to pokazał bym Ci tą trasę i przy okazji powiedział gdzie dla urozmaicenia możesz jeszcze jechać. Naprawdę jest tam na tydzień szukania nowych ścieżek, planuje dokładnie je poznać w najbliższe dni wolne od szkoły i wakacje.

Kategoria 0-50 km


Dane wyjazdu:
29.52 km 11.00 km teren
01:06 h 26.84 km/h:
Podjazdy: m
Rower:

Test nowego koła

Poniedziałek, 3 października 2011 · dodano: 03.10.2011 | Komentarze 4

Trasa koło Balatonu przez Maczki na Cieśle, dalej terenem do Sławkowa i terenem do Strzemieszyc. Prawie pod domem spotkałem kumpla i pojechałem z nim jeszcze do parku pogadać na huśtawkach, zanim go spotkałem średnia prędkość była 28.30. Nowe koło mniej się gnie i lżej chodzi(maszyny).

Kategoria 0-50 km


Dane wyjazdu:
106.34 km 40.00 km teren
07:10 h 14.84 km/h:
Podjazdy: m
Rower:

Węgierska Górka -> Rysianka -> Pilsko -> Żywiec

Sobota, 1 października 2011 · dodano: 02.10.2011 | Komentarze 11

O 4:50 pobudka i szykowanie się do wyjazdu. 5:30 ruszam na spotkanie pod komendę z Jackiem, Tomkiem, Adamem. Na miejscu dowiedziałem się że Tomek zaspał i będzie nas gonił. Wolno ruszyliśmy przez Dańdówkę, Niwkę do Mysłowic gdzie dołączył do nas Krzysiek. Już na Niwce tomek był z nami, jak mówił jego średnia v wyniosła około 33 km/h. Dalej przez Giszowiec, Staw Janina dojechaliśmy pod drewutnie gdzie był Wojtek oraz Filip. Razem już pojechaliśmy na dworzec w Piotrowicach. Nadjechał pociąg wsiedliśmy i dołączyliśmy do Grzegorza, ekipa była w komplecie było nas 8.
Standardowo śmiechy chichy w pociągu i już Węgierska Górka.

Szybka orientacja w terenie i już jesteśmy na czerwonym szlaku. Na początku równy asfalt, ale jak szlak zjechał w teren to od razu zaczęło się z grubej rury. Rozebraliśmy się ostatnie wizyty w krzakach i jazda w górę.



Podjazd na Grapę był stromy kamienisty miejscami błotnisty ale mimo wszystko dla mnie nie było za wiele pchania. Nie wiedząc kiedy już pokonaliśmy ten szczyt i jechaliśmy dalej. Tutaj super widok na Skrzyczne:



Zaczęły się zjazdy co było nie najlepszą oznaką, ponieważ zwiastowało większe podjazdy. Miejscami było ciężko przejechać z powodu dużej ilości błota, ale moje łyse alberty cudem przerżnęły się przez błoto, tam gdzie Tomek zakopał się po tarcze, chyba kluczem była prędkość.



W tej kałuży Tomek był zmuszony wykąpać rower po wspomnianej walce z błotem. Były jeszcze podobne miejsca, ale troszkę mniejsze, ale za to głębsze. Tam przenosiłem rower z racji oszczędzania napędu.

Dalej jechało się przyjemnie do czasu ostrych kamienistych podjazdów.



Po błotnisto-kamienistych zjazdach dojechaliśmy do lasku gdzie był mały serwis i szybki posiłek. Grzegorz chciał dmuchnąć górskiego powietrza do Reby.

Łagodnym zjazdem dojechaliśmy do opuszczonego domu. I tutaj zaczął się piękny trawiasty singielek. Było dosyć stromo, więc można było poczuć prędkość. Wszyscy dojechaliśmy do rozwidlenia szlaków. Sprawdziliśmy na mapie gdzie, co i jak i przyszło nam czym takim zjeżdżać.



Ja z Barnryem dosyć szybko zjechaliśmy. Na trasie były około 30 cm bruzdy wyryte przez wodę oraz ciągniki do zrywki drzewa. To + prędkość = prawdziwe emocje. Jak dojechali wszyscy zaczęły się prawdziwe górskie kamieniste podjazdy. Ja na moim fullu pokonałem prawie wszystkie podjazdy, oprócz miejsca gdzie woda płynęła po luźnych kamieniach. Miejscami podjazdy wyglądały tak:




A tak wyglądał dalszy podjazd(lewy dolny róg) oraz widoczki.

Oczywiście dalej mogło być tylko lepiej.



Podjazd jaki był taki był tylko coraz węższy. Gdy wjechaliśmy do lasu nie było już luźnych kamieni, tylko obsypane ziemią, sterczące, mokre, śliskie głazy oraz korzenie. Nie przechwalając się dawałem sobie z nimi radę, tylko miejscami mój łysy albert, ślizgał się na mokrych kamieniach. Tutaj było dla mnie wyzwanie oto taki podjazd krótki ale bardzo wymagający, tutaj full pokazał swoje zdolności.



Dalej było już bardziej do jazdy. Aż do momentu gdzie była półka skalna z łańcuchami, jak Tomek stwierdził po to żeby przypiąć rower jak ktoś chce iść na grzyby.



Dalej już spokojnie każdy wyjechał na Hale Pawlusia. Tutaj czekaliśmy na obciążonych sakwiarzy. Sesja zdjęciowa, przepiękne widoki. Dalej trawiasty szybki zjazd i podjazd na Halę Rysiankę. Tutaj większy popas i decyzja sakwiarzy, że jadą do najbliższego asfaltu i dalej do Żywca. Całkowicie ich rozumie i się im nie dziwie i tak dawali sobie nieźle radę.

Rozstaliśmy się i ruszyliśmy dalej w składzie: Tomek, Grzegorz, Wojtek, Krzychu, Filip i ja. Bardzo przyjemnie się jechało. Były szybkie kamieniste zjazdy oraz błotniste odcinki. Tutaj była śmieszna sytuacja. Były położone bale nad błotem dla pieszych. Wojtek dosyć szybko na nie wjechał i trafił przednim kołem w szparę pomiędzy balami. W momencie postawiło go dęba i mało co nie wpadł w błoto uratowała go barierka oraz szybka reakcja wypięcia się. Ja objechałem to miejsce boczkiem, ale trafiłem na spore błoto gdzie udało mi się przerżnąć. Musiałem zrzucić zbędne błoto i już razem ruszyliśmy dalej.

Po drodze były spore podjazdy, ale dawało się je pokonać w siodle. Sprawnie dojechaliśmy pod Pilsko. Przed samą Hala Miziową był błotnisty fragment, gdzie nabrałem sporo błota w opony, a następnie szybki zjazd, gdzie leciały fontanny błota z moich kół, musiało to świetnie wyglądać. Pod schroniskiem okazało się, że Grzegorz stracił tylny hamulec, pęk i wypadł nit, który był osia obrotu dla klamki. Za pomocą imbusu i trytytki udało się to mniej więcej naprawić.

Tutaj podjęliśmy decyzję, że trzeba zdobyć Pilsko Grzegorz, Wojtek i Filip pozostali na dole, a my dzielni bikerzy Tomek, Krzychu i ja ruszyliśmy na zdobycie pilska. Miałby to być nowy rekord w wysokości nad poziomem morza(1577m).

Pierwszy odcinek i już trzeba pchać, ale około 20 m i można jechać. Targaliśmy pod górę około 500 m i znowu pchanie po bardzo stromym stoku.



Mniej więcej tak to wyglądało, ja wyrwałem do przodu, a Tomek i Krzychu robili fotki. Po pokonaniu tego podejścia zaczęła się prawdziwa jazda. Głazy jak telewizory, wąsko przez kosodrzewinę i uskoki skalne oraz wystające korzenie, dla mnie raj. Tutaj moglem się wykazać balansem ciała oraz szybkim młynkowaniem po luźnych kamieniach. Udało by mi się wjechać prawie pod same polskie Pilsko jakby nie chodzące dzieci i złapanie się w kosodrzewinę.

Dojazd na słowackie Pilsko wyglądał podobnie tylko nie było luźnych kamieni, ale za to było tak wąsko, że miejscami myślałem, że kiera mi się nie zmieści. Tutaj również były uskoku zrobione przez korzenie.



Dowód że wjechaliśmy. Zjazd bla mnie był bajeczny te uskoku, manewrowanie pomiędzy kosodrzewiną, branie ja na bark i dokręcanie żeby jechać szybciej. Normalnie czułem się jakbym leciał a nie jechał. Dalej było gorzej. Mało brakowało a bym mógł się nieźle poobijać. Duże kamienie, uskoki, spore kępy trawy i ja jadący pomiędzy nimi. Grzechem by było nie spróbować tędy zjechać. Na początku było spoko ale jak zacząłem tracić kontakt, a zarazem tarcie, wiec przyspieszyłem. Grzebałem się w kamieniach aż znalazłem odpowiednie miejsce i ostro hamulec i zeskok z roweru(nie jakoś panicznie tylko delikatnie). Dalsza cześć zjazdu pokonana szybko i bez problemowo po nartostradzie.

Spod schroniska ruszyliśmy zielonym szlakiem do asfaltu, którym mieliśmy do jechać do Żywca. Pierwszy to ostry zjazd, który można było pokonać na szybkości. Tutaj Wojtek zaliczył snejka. Szybki serwis i dalsza część zjazdu. Tutaj już zaczęły się luźnie kamienie, ale dawało radę jechać każdy pokonał ten odcinek w siodle.

Dalej chwila odpoczynku, ponieważ była przyjemna ściółka oraz techniczny szybki zjazd. Aż dojechaliśmy do miejsca gdzie było zwlekane drewno,tam były powyrywane kamieni, a pod nim i błoto, miałem wrażeni, że zaraz zapadnę się kołami po osie. Dalej było podobnie, a miejscami totalny hardcore. W takim właśnie miejscu Wojtek chciał przepchnąć skarpę. Oparł się o nią barkiem, tylko się zarysował. W końcu dojechaliśmy do asfaltu. Cały czas zjazd do sklepu przy Wodospadzie Sopotnia. Popas zakup wody i ruszamy asfaltami do Żywca, po drodze dwa większe podjazdy, a tak to same zjazdy.

Już po zmroku dotarliśmy na dworzec i kopiliśmy bilety, Adam i Jacek siedzieli już na peronie.



Powymienialiśmy się poznanymi trasami i wsiadamy do pociągu, jakiś pijak zaczął do nas krzyczeć, więc my też pokrzyczeliśmy i pojechaliśmy.

W pociągu spotkaliśmy tych samych bikerów co jechali z nami do Węgierskiej Górki. Jak się okazało byli to prawdziwi wyjadacze enduro(mrkura oraz detonator i nieznany kolega) W czasie jazdy wymieniliśmy się doświadczeniami i już jesteśmy w Katowicach.

Powrót do domu przez Szopienice gdzie był nieprzyjemny wypadek samochodu z motocyklem wyglądał na śmiertelny wypadek, ale może motocyklista miał spore szczęście. Dalej przez centrum, Dańdówkę, Klimontów gdzie się odłączyłem i dalej sam na batmana przez Rabkę Wiejską, Kazimierz Górniczy i dom.

Wyprawa bajka. Moje straty to pokrętło do regulacji tłumienia dobicia, poza tym super wyjazd.

Kategoria 100-150 km